Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wernisaż

Redakcja
Wernisaż dobiegał końca. Marek Ba­torski – malarz, grafik, jazzman – spakował już saksofon. Pięknie grał grafikom starszego kolegi. Jazz wprawdzie już innej generacji, ale przecież jazz... Publiczność powoli zaczynała wychodzić. Retrospektywna wystawa Piotra Schneidera, odbywająca się pięć lat po zbyt wczesnej śmierci artysty, została otwarta.

Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH

– Nie chcę stąd wychodzić – mówi Myszka, błyskając mokrymi oczami. – Posie-dzę jeszcze. I może trochę popłaczę...

Jest więcej takich, którym nie chce się wychodzić, przystających przed grafikami, cofających się do tych najstarszych, z 1968 roku, powstałych rok po dyplomie Piotra – i większości z nas też. Patrząc na nie, oglądamy się za siebie, w głąb własnych życiorysów. A to już bardzo długa droga. W moim przypadku – zatrącająca o prehistorię.

Piotra poznałam z widzenia podczas egzaminów wstępnych. On – już po egzaminach na ASP – kibicował swoim licealnym kolegom ubiegającym się o przyjęcie na UJ. Dwaj z nich ubiegali się (z dobrym skutkiem) o miejsce na moim wydziale. Z początkiem roku akademickiego znaliśmy się już wszyscy, a ze Zbyszkiem i Piotrem zaczęliśmy wpadać na kawę do „Warszawianek” i na wino „Pod szóstkę”. Łączyła nas też, oczywiście, pokoleniowa miłość do jazzu i – bardziej indywidualne, inne w każdym przypadku – zainteresowanie sztuką.

Piotr miał jasno określony obszar artystycznych preferencji. Gdy jego ojciec poprosił go o zilustrowanie publikacji naukowej, którą właśnie przygotowywał, zastrzegł, aby syn narysował mu piec hutniczy – taki, jaki jest, realistycznie, bez wizji plastycznej.

– Wykluczone, tato – odpowiedział Piotr. – Bez wizji się nie da. To niemożliwe.

Prawdę mówiąc, do dziś nie wiem, czy piec hutniczy został narysowany ani jak ojciec, człowiek o ścisłym umyśle, mocno chodzący po ziemi, przyjął „wizyjną” deklarację syna. Dla nas była ona oczywista. Nasz świat był wizją, o którą zaczepiały się czasem mniej ważne, choć niekiedy dojmująco „prawdziwe” wtręty.

Rozplątała się z latami wspólnota dróg i wizji. Wciąż były spotkania na Zaduszkach Jazzowych (dopóki jazz w kolejnej formacji nie stał się taki, że – według słów jednego z przyjaciół – muchy z nudów spadały ze ściany), spotkania na wystawach i w pracowniach, łączące przez lata i dziesięciolecia.

Na wystawach zaczęły pojawiać się grafiki Piotra. „Wizyjne”, pomiędzy syntezą a metaforą, spopielaniem a siłą życia.

Gdy choroba ograniczyła konieczną w grafice niezawodność ręki, zaczął rysować. Motywem długiej serii pasteli była trawa – symbol trwania, podnoszenia się po każdej przeciwności, dorocznego odradzania.

„Bo doprawdy technika mniej nam zagraża, niż sądzimy, natomiast naprawdę grozi zdrewnienie świadomości, obumarcie myśli i uczuć, przemiana żywej tkanki rozumu w bez­myślną konstrukcję skłonną tym samym do łatwiejszego manewrowania” – napisał Tadeusz Nyczek. Jak dalece dotknął istoty Piotrowych lęków i obsesji?

Z prac rozwieszonych na trzech poziomach Nowo-huckiego Centrum Kultury czytamy przesłania Piotra, wciąż od nowa. I bardzo nam się nie chce stąd wychodzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski