Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH
– Nie chcę stąd wychodzić – mówi Myszka, błyskając mokrymi oczami. – Posie-dzę jeszcze. I może trochę popłaczę...
Jest więcej takich, którym nie chce się wychodzić, przystających przed grafikami, cofających się do tych najstarszych, z 1968 roku, powstałych rok po dyplomie Piotra – i większości z nas też. Patrząc na nie, oglądamy się za siebie, w głąb własnych życiorysów. A to już bardzo długa droga. W moim przypadku – zatrącająca o prehistorię.
Piotra poznałam z widzenia podczas egzaminów wstępnych. On – już po egzaminach na ASP – kibicował swoim licealnym kolegom ubiegającym się o przyjęcie na UJ. Dwaj z nich ubiegali się (z dobrym skutkiem) o miejsce na moim wydziale. Z początkiem roku akademickiego znaliśmy się już wszyscy, a ze Zbyszkiem i Piotrem zaczęliśmy wpadać na kawę do „Warszawianek” i na wino „Pod szóstkę”. Łączyła nas też, oczywiście, pokoleniowa miłość do jazzu i – bardziej indywidualne, inne w każdym przypadku – zainteresowanie sztuką.
Piotr miał jasno określony obszar artystycznych preferencji. Gdy jego ojciec poprosił go o zilustrowanie publikacji naukowej, którą właśnie przygotowywał, zastrzegł, aby syn narysował mu piec hutniczy – taki, jaki jest, realistycznie, bez wizji plastycznej.
– Wykluczone, tato – odpowiedział Piotr. – Bez wizji się nie da. To niemożliwe.
Prawdę mówiąc, do dziś nie wiem, czy piec hutniczy został narysowany ani jak ojciec, człowiek o ścisłym umyśle, mocno chodzący po ziemi, przyjął „wizyjną” deklarację syna. Dla nas była ona oczywista. Nasz świat był wizją, o którą zaczepiały się czasem mniej ważne, choć niekiedy dojmująco „prawdziwe” wtręty.
Rozplątała się z latami wspólnota dróg i wizji. Wciąż były spotkania na Zaduszkach Jazzowych (dopóki jazz w kolejnej formacji nie stał się taki, że – według słów jednego z przyjaciół – muchy z nudów spadały ze ściany), spotkania na wystawach i w pracowniach, łączące przez lata i dziesięciolecia.
Na wystawach zaczęły pojawiać się grafiki Piotra. „Wizyjne”, pomiędzy syntezą a metaforą, spopielaniem a siłą życia.
Gdy choroba ograniczyła konieczną w grafice niezawodność ręki, zaczął rysować. Motywem długiej serii pasteli była trawa – symbol trwania, podnoszenia się po każdej przeciwności, dorocznego odradzania.
„Bo doprawdy technika mniej nam zagraża, niż sądzimy, natomiast naprawdę grozi zdrewnienie świadomości, obumarcie myśli i uczuć, przemiana żywej tkanki rozumu w bezmyślną konstrukcję skłonną tym samym do łatwiejszego manewrowania” – napisał Tadeusz Nyczek. Jak dalece dotknął istoty Piotrowych lęków i obsesji?
Z prac rozwieszonych na trzech poziomach Nowo-huckiego Centrum Kultury czytamy przesłania Piotra, wciąż od nowa. I bardzo nam się nie chce stąd wychodzić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?