Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weronika Nowakowska po powrocie do biathlonu: Tego się nie zapomina [ROZMOWA]

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Weronika Nowakowska
Weronika Nowakowska Pawel Relikowski / Gazeta Wroclawska
- Jak zdobyłam kwalifikację do Pucharu Świata, to od razu miałam myśl: "kurczę, teraz to mogłabym jechać do domu - uśmiecha się biathlonistka Weronika Nowakowska, dwukrotna medalistka mistrzostw świata z 2015 roku, która pół roku temu urodziła bliźniaki, a dziś w estońskiej Otepaeae wróciła do sportu, zajmując 28. miejsce w sprincie podczas zawodów Pucharu IBU.

- Ten start był po to, żeby na początku przyszłego sezonu nie musiała się Pani martwić o kwalifikację do Pucharu Świata?

- Tak, dokładnie tak. Bo ja chcę jeździć na zawody z dziećmi, a zwykle pierwszy w sezonie Puchar IBU (cykl niższej rangi niż Puchar Świata - przyp.), na którym można zdobyć kwalifikację do Pucharu Świata, odbywa się w Skandynawii. A ja w tej chwili nie wiem, czy będzie mnie stać, żeby z dziećmi tam pojechać, nie chcę się o to martwić. Owszem, może się później okazać, że i tak wystartuję w tym Pucharze IBU, ale jeśli nie, to nie chcę mieć potem noża na gardle.

- Stresowała się Pani tym dzisiejszym biegiem? Jak czuje się sportsmenka wracając po rocznej przerwie do rywalizacji?
- Wiadomo, byłam podekscytowana, bo kto mnie nie zobaczył, to mnie zatrzymywał, ściskał. Wszyscy gratulują, że zdecydowałam się wrócić, więc atmosfera jest bardzo fajna... A po zawodach to w sumie stwierdziłam, że się "tego" nie zapomina. Nie jestem w piorunującej formie, ale jak na poziom zerowy, to mogę być zadowolona ze swojego biegu. Zwłaszcza że jesteśmy tu tylko z jednym trenerem ze Szklarskiej Poręby, który nam smaruje narty. Nie ma "testowaczy", "smarowaczy", więc jak na te okoliczności naprawdę jest nieźle. Na strzelnicy natomiast nie zaliczyłam jakiejś wpadki. Warunki nie były idealne, wiało. Dwa niecelne strzały - po jednym w obu strzelaniach - traktuję jako dobry prognostyk. A na trasie trzeba się było "przetrzeć", wiadomo, że nie było lekko, ale ogólnie jestem zadowolona. Spodziewałam się, że może być dużo trudniej.

- Miała Pani jakiś pułap oczekiwań?
- Nie, staram się tak do tego nie podchodzić. Wiedziałam, że przyjechałam do Estonii głównie po to, żeby poczuć rywalizację, poradzić sobie na strzelnicy ze stresikiem, zdobyć tę kwalifikację - to były moje cele. Nie nastawiałam się na jakiś wynik, bo ja zupełnie nie wiedziałam, gdzie jestem. Po roku przerwy trudno sobie stawiać zadania wynikowe.

- Jak zareagował Pani organizm na ten bieg?
- Całkiem dobrze. Wcześniej dwukrotnie robiłam badania wydolnościowe. Pierwsze - zaraz po ciąży, jak tylko zagoiła się rana (po cesarskim cięciu - przyp.), ostatnio wykonałam kolejne. I fizjolog stwierdził: Wera, próbuj. Jeśli tylko masz możliwość wystartowania, to wystartuj, żeby poczuć rywalizację, itd. A pojawiała się szansa wyjazdu na ten Puchar IBU. Ja nie przygotowywałam się do tych zawodów. Wystartowałam z marszu, z lekkiego treningu, w jakim byłam. Lekkiego w porównaniu z tym, w którym byłabym, gdyby był to inny sezon. Po ciąży byłam na jednym, 6-dniowym zgrupowaniu, połączonym z zawodami Pucharu Polski - w styczniu w Kościelisku, wiec sporo czasu temu. Potem jeszcze złapałam "jelitówkę". Jeśli wziąć to wszystko pod uwagę, to naprawdę mogę być zadowolona z tego, jak dziś pobiegłam. Przy tych rezerwach, jakie mam, strata do czołówki była całkiem nieduża. Wygląda na to, że nie straciłam wcale tak wiele przez ten rok i jak w maju przyjadę na pierwsze zgrupowanie, to organizm będzie reagował tak, jakby nic się nie stało. A to było dla mnie w tym sezonie tak naprawdę najważniejsze: żeby nie zacząć przygotowań pięć kilo grubsza, bez mięśni, z wydolnością na poziomie dramatycznym. Żeby nie być w takiej sytuacji, że przez pierwsze miesiące odbijam się od dna.

- Podczas zawodów co chwilę otrzymuje Pani z domu raporty, co słychać u Kacpra i Kuby?
- Cały czas dostaję zdjęcia, co chwilę dzwonię, widzimy się na Skype, jestem cały czas w kontakcie z wszystkimi z rodziny. Ale jak dziś zdobyłam tę kwalifikację, to od razu miałam myśl: "kurczę, teraz to mogłabym jechać do domu". Wiadomo jednak, że muszę poczekać do niedzieli na ekipę. Wystartuję jeszcze raz, w sobotę postaram się poprawić wynik z dzisiaj. Jeśli się uda, będzie super, ale nie nakręcam się.

- Co po powrocie do Polski?
- Jeszcze planowane są mistrzostwa Polski, 20-22 marca w Szklarskiej Porębie. Jeżeli się odbędą, to wezmę w nich udział. A 26 marca pobiegnę w półmaratonie poznańskim.

- Pani biega także bez nart?
- Ostatnio w Polsce nie miałam nawet gdzie biegać na nartach. Po dotarciu do Estonii miałam tutaj dwa treningi na nartach - i zawody. W Polsce na Kubalonce warunki były już bardzo kiepskie, biegałam na nartach w zasadzie po wodzie. Potem w Warszawie komentowałam zawody w telewizji, trenowałam wtedy tylko w siłowni i na bieżni.

- Zarys dalszych planów jak wygląda?
- Cel był taki, że teraz będę miała kilka startów, jakichkolwiek, żeby była jakaś mała góreczka formy - stąd m.in. ten występ w półmaratonie. W kwietniu roztrenowanie, a od maja przygotowania do nowego sezonu. Ale co będzie od maja, to nie wiadomo, bo przede wszystkim czekamy na decyzje personalne, na wybór trenera kadry.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski