Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weronika Nowakowska-Ziemniak: Angielski, rosyjski, włoski i coś o motywacji

Redakcja
Weronika Nowakowska-Ziemniak podczas tegorocznych mistrzostw świata w Novym Meście Fot. Szymon Sikora/Polski Związek Biathlonu
Weronika Nowakowska-Ziemniak podczas tegorocznych mistrzostw świata w Novym Meście Fot. Szymon Sikora/Polski Związek Biathlonu
Rozmowa z WERONIKĄ NOWAKOWSKĄ-ZIEMNIAK, reprezentantką Polski w biathlonie

Weronika Nowakowska-Ziemniak podczas tegorocznych mistrzostw świata w Novym Meście Fot. Szymon Sikora/Polski Związek Biathlonu

- Gdzie jest pies?

- Majcia została z moją mamą. Niestety, tym razem musiałam trochę wykazać się profesjonalizmem.

- To pierwsze zgrupowanie bez Mai?

- Tak.

- A ile ona ma miesięcy?

- Sześć.

- Pewnie skuczałyście obie, kiedy wychodziła Pani z domu.

- Nie, ale rozstawałam się z nią chyba przez trzy dni. Pies czuł, że coś jest nie tak, Maja nie odstępowała mnie na krok. A jak już wyciągnęłam torbę, pierwsze co zrobiła, to zabrała swoją maskotkę i wsadziła się do tej torby. Za Chiny nie mogłam jej stamtąd wyciągnąć. Ewentualnie na ręce... No więc Majunia została z mamą, a lista opiekunów jest oczywiście bardzo długa – mimo że nikt w domu wcześniej nie chciał psa, a ja marzyłam o nim chyba ze cztery lata. Teraz przepychają się, kto się będzie Mają zajmował.

- Długi, półtoramiesięczny wyjazd – do zimna, już ze startami w Pucharze Świata. Nastawienie do niego bardzo różni się od krótszych wypraw, w których chodzi tylko o wykuwanie formy? Jest większe spięcie?

- Patrząc z perspektywy lat, najbardziej dotkliwa jest długość zgrupowania. Ale jak już ruszy ta pucharowa maszyna, to jest łatwiej, bo wszystko kręci się wokół startu, odpoczynku, jak najdłuższego snu. Jakoś to wtedy leci. Natomiast samo zgrupowanie, przedstartowy stres to coś, co trochę mnie przeraża. Same starty już nie.

- W jaki sposób zagospodarowuje Pani wolny czas na takim wyjeździe? Gdy 18 lat temu Magdalena Gwizdoń jechała na swój pierwszy Puchar Świata, świat wyglądał inaczej. Teraz w każdym hotelu jest internet, jest wiele możliwości komunikacji z bliskimi w Polsce. 18 lat temu jedynym ratunkiem przed nudą było wzięcie z Polski dużego bagażu z książkami. Jak jest teraz?

- Ja może jestem trochę staroświecka, ale pakuję kilka książek...

- Jakie?

- Bardzo różne. Mam książki do nauki języków obcych, bo doszkalam się w języku angielskim, uczę się rosyjskiego i zaczęłam naukę włoskiego. Mam też jednak coś lekkiego, coś dla duszy – Coelho, coś z psychologii - o motywacji. Książek zabieram dużo, bo jest to forma relaksu, którą chyba lubię najbardziej. Prowadzę też swój facebookowy profil, mam kontakty z kibicami. Aczkolwiek teraz będę na to poświęcać mniej czasu, mniej energii, mniej uwagi. Nie chcę, by zbyt mocno rozpraszało mnie to przed startami. Zaczyna się gorący okres, spekulacje – jak to będzie, sezon dobry czy nie. I czasami dla własnego dobra lepiej jest ograniczyć tego typu kontakt.

- Tak generalnie, woli Pani zimę czy lato? Mrozy czy upały?

- W zasadzie kocham wszystkie pory roku, w każdej można robić coś fajnego. Ale gdybym miała wybrać, to wybrałabym zimę.

- Bo w miejscu, w którym teraz jesteście – szwedzkim Idre – jest chłodno, a dzień jeszcze krótszy niż w Polsce. Nastraja to chyba depresyjnie.

- To akurat nieszczególnie mnie przeraża. Dla nas to ostatni moment na, nazwijmy to, typowe treningi – czyli nie tylko starty i regenerację. Teraz jest jeszcze ciężka praca. Trzeba mądrze trenować, wypoczywać, dbać o zdrowie. Mam książki, jest internet, jakoś sobie z wolnym czasem radzę.

- Po ubiegłym sezonie, kiedy koleżanki wystrzeliły medalami na mistrzostwach świata, Pani znalazła się trochę w cieniu. Myślę sobie, że przed olimpijskim sezonem może to i dobrze…

- Powiem szczerze, że miałam taki moment po sezonie, w którym czułam duży niedosyt. Bo jednak był potencjał na więcej, ale wiecznie coś się działo - nerwy, raz problemy z nartami, innym razem ze strzelaniem i zawsze czegoś brakło, by stanąć na podium, czy przynajmniej wejść do dziesiątki – bo w Pucharze Świata w ubiegłym sezonie tylko raz byłam w dziesiątce. Niekoniecznie wychodziły sztafety, te przetasowania – czy będę biegać na drugiej zmianie, czy trzeciej, czy na ostatniej. Też mnie to bardzo rozproszyło. Dlatego miałam niedosyt. Poza tym zmniejszono mi znacznie stypendium, do bardzo niskiej kwoty. Więc trochę rzeczywistość mnie przygniotła.

- Hmm, moje pytanie szło w innym kierunku – takim, że pozycja osoby, która nie jest na pierwszej linii frontu, z psychologicznego punktu widzenia jest korzystniejsza.

- Na pewno. Mam komfort, nikt ode mnie niczego nie oczekuje, ja nie muszę w tym sezonie udowadniać, że mnie się udało zdobyć medal, czy nie udało – tak jak to spekulują kibice i dziennikarze na temat moich dwóch koleżanek (chodzi o Krystynę Pałkę i Monikę Hojnisz – przyp). Ja mogę się ewentualnie poprawić w stosunku do ubiegłego roku.

- Starty na początku sezonu – to cele same w sobie czy tylko przystawka do igrzysk?

- Jeżeli już startujesz, to zawsze chcesz wypaść jak najlepiej, dajesz z siebie sto procent. Trudno mi powiedzieć, na co mnie, moje koleżanki będzie stać na początku sezonu. Myślę, że jako grupa jesteśmy przygotowane bardzo dobrze. Natomiast szczyt formy przewidujemy na Soczi i mam nadzieję, że nam się to uda. Po prostu.

- A jakiś cel indywidualny stawia sobie Pani, mimo wszystko?

- Nie wiem, czy zabrzmi dobrze moja odpowiedź, ale nie dbam o to, będzie szczera: nie stawiam sobie żadnych celów, jeśli chodzi o ten sezon. Celów – w sensie, że ileś tam razy chcę być w dziesiątce, zdobyć medal. To, czego na pewno bym chciała, to wesprzeć sztafetę. Nie zawieść moich koleżanek ani w Pucharze Świata, ani na igrzyskach. Co wyjdzie indywidualnie, nie wiem. Chciałabym robić wszystko na swoim najwyższym poziomie. A jak wysoki jest ten poziom, to przekonamy się wkrótce.

- W grupie pojawili się w tym roku dwaj zawodnicy. W poprzednim sezonie mężczyźni byli poza kadrą – czy ich obecność zmieniła atmosferę w dotychczas sfeminizowanym teamie?

- Wydaje mi się, że podczas tych kilku miesięcy przygotowań, które za nami, każdy był bardzo mocno skupiony na sobie – w pozytywnym znaczeniu. Polski Związek Biathlonu zapewnił nam ten komfort, że na większości zgrupowań mogliśmy mieszkać indywidualnie, w jedynkach. Dzięki temu unika się sytuacji, gdy jedna osoba w pokoju chce spać, a druga oglądać telewizję. A co do mężczyzn - pomagają nam często w tak prozaicznych czynnościach jak pakowanie busa, a sama ich obecność – rozmowy zupełnie inne niż z kobietami – mnie osobiście pomagała, relaksowała. Bardzo często podczas kolacji, gdy nie było jednego dużego stołu, to siadałam właśnie z chłopakami.

- Na koniec, jako przeciwnik organizacji igrzysk w Polsce, zapytam Panią, co sądzi o tym pomyśle? Jako sportsmenka, która startowała w Vancouver i widziała już rok temu Soczi…

- Cieszę się, że mieliśmy Euro i że fajnie nam wyszło. Ale uważam, że nie jesteśmy gotowi i, krótko mówiąc, nie stać nas na igrzyska olimpijskie. Pod względem inwestycyjnym są niezwykle drogą imprezą i ona się nigdy nie zwraca. Bez względu na to, ilu kibiców przyjedzie. Ale oczywiście, jeśli już dostaniemy taką szansę, to jako sportowiec, jako wolontariusz, zrobię wszystko, żeby było jak najlepiej. Więc kibicuję igrzyskom, ale nie jestem entuzjastką pomysłu.

Rozmawiał Tomasz Bochenek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski