Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Whisky dla aniołów

Redakcja
Lata biegną, a Ken Loach nie przestaje zachwycać. Angielski twórca słynie z umiejętności spojrzenia na problemy zwykłego człowieka. Robi to mistrzowsko od prawie 50 lat.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

„Whisky dla aniołów” porusza typowe dla Loacha motywy. Główni bohaterowie są spłukani, znajdują się na życiowym zakręcie. Oglądamy opowieść o grupie rzezimieszków z Glasgow. To jednak nie grube ryby, na których skupiają się kolejne mutacje „Ojca chrzestnego”, ale plankton, trudniący się procederem z przestępczej wagi lekkiej. Postacie, którymi wielu reżyserów by się nie zainteresowało. Blisko 80-letni Loach, autor takich arcydzieł jak „Kes” (1969) czy „Biedroneczko, biedroneczko” (1994), dostrzega w nich jednak wybuchowy potencjał.

Autor niedawnego „Polaka potrzebnego od zaraz” wierzy, że to, co najciekawsze, kryje się głęboko we wnętrzu. Dlatego uważnie przygląda się swoim bohaterom, nie pozwala się uwieść tempu nowoczesnego kina. Pozostaje na jego uboczu, na pozycji outsidera, który przygląda się wykluczonym poza nawias. To kino w pewnym sensie staroświeckie, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Smakuje jak dobre wino. Posiada dojrzały, niejednoznaczny aromat, który na długo rozbudza zmysły. Przypomina się tu inny znakomity twórca kina, niestety, już dziś nieżyjący, czyli Francuz Eric Rohmer. On także potrafił podnieść codzienny truizm do rangi filozoficznej paraboli.

Filmy Kena Loacha ogląda się zwykle z wielką przyjemnością. Nie tylko dlatego, że dopracował warsztat do perfekcji. Tu wszystkie wątki są dogłębnie przemyślane i przeprowadzone w sposób nawet bardziej literacki niż filmowy. Na filmy Loacha przyciąga również jego niekończący się optymizm. Anglik nie gubi z widnokręgu jasnego światła. Wierzy w swoich bohaterów, nawet jeśli ustawia ich w roli balansującej między dobrem a złem. Nie spodziewajmy się czytelnych rozwiązań. Tym bardziej że punktem kulminacyjnym fabuły będzie skok na destylarnię tytułowej whisky.

Ten film nie jest najmocniejszym punktem w filmografii angielskiego mistrza. Krytyczny recenzent wytknąłby nawet, że do „Kes” sporo tu brakuje, że zdarzają się przydługie momenty, że nie każdy żart budzi szczere rozbawienie. Loach broni się jednak bezpretensjonalnym sposobem opowiadania, dalekim od dokonań wielu napuszonych polskich „twórców”. Wystarczy zresztą spojrzeć na wypowiedź samego reżysera, który z niezwykłą skromnością opowiada o najbardziej istotnych sprawach. – Mam nadzieję, że film przyniesie publiczności trochę radości i rozrywki – mówi Ken Loach. – Pozwoli nam poznać fajnych, sympatycznych, młodych ludzi, którzy są na bakier z prawem, żyją z zasiłku, ale ich historie są pełne życia, humoru i emocji. Stają przed ważnymi wyborami, trudnymi decyzjami – moim zdaniem są warci spotkania, może dzięki nim coś nam nie umknie, coś zrozumiemy, czegoś się nauczymy?


Fot. Best Film

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski