Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widmo Czarnobyla

Redakcja
- Prawdę mówiąc, nie mogę sobie wyobrazić, jak ma wyglądać cała operacja. Według mnie, obecne prace i i wcześniejsze przygotowania były prowadzone bez dokładnego zbadania okrętu. Kiedy w 1989 r. zatonął poprzednik "Kurska" - "Komsomolec", okazało się, że jest on niemal zupełnie rozbity. Obecnie badanie okrętu zaczyna się równocześnie z przystąpieniem do jego podnoszenia, po podpisaniu wszelkich kontraktów. Jak więc można było wcześniej dokładnie zaplanować całą operację?

Rozmowa z kontradmirałem Jurijem Sienackim, byłym głównym specjalistą Floty Wojennej ds. ratowania i podnoszenia z dna okrętów podwodnych

 - Czy jako profesjonalista jest Pan przekonany, że operacja podniesienia "Kurska" przebiega prawidłowo?
 Poza tym jak manewrować okrętem, by nie poruszył się żaden ładunek bojowy? Najmniejsze kołysanie może spowodować wybuch. Na "Kursku" znajdują się 24 pociski bojowe "Granit".
 - Władze zapewniają jednak, że nie dojdzie do skażenia radiologicznego.
 - Główny reaktor znajduje się dość daleko, w piątym przedziale. Ale w pierwszym, który od środy zaczęto badać z zewnątrz, znajdują się uszkodzone pociski; nie wiadomo, w jakim są stanie. Nie są one przystosowane do przechowywania w wodzie. Mogą wybuchnąć w każdej chwili. Może zbadano prawdopodobieństwo wybuchu, ale nikt publicznie o tym nie wspomniał.
 - W czasach, kiedy Pan dowodził takimi akcjami, także publicznie o tym nie mówiono...
 - Faktycznie. Ale też nikt wtedy nie śnił o "głasnosti" (program otwartości i jawności ogłoszony przez Michaiła Gorbaczowa). I dzisiaj nie ma żadnej "głasnosti" w sprawach dla państwa niewygodnych. Jest wirtualna informacja.
 - A czy w ogóle trzeba wydobywać "Kursk" z dna morza? Rozmawiałam z wieloma członkami rodzin marynarzy; wszyscy opowiadali się za tym, by okręt pozostał na dnie jako podwodna mogiła.
 - Ja też jestem zdania, że nie ma sensu podnoszenie okrętu z dna. Tym bardziej że nie otrzymamy odpowiedzi na główne pytanie: co było przyczyną katastrofy?
 - Z rozmów z kilkoma ekspertami, które prowadziłam w ubiegłym roku, jasno wynikało - że prawdopodobnie w "Kursk" uderzył pocisk z innego okrętu, niewykluczone, że z rosyjskiego krążownika "Piotr I". W środę Prokuratura Generalna przedstawiła trzy możliwe przyczyny katastrofy: zderzenie z innym obiektem podwodnym (jednak żadnych części, ani śladów tego obiektu nie znaleziono), wybuch w części dziobowej, uderzenie w minę z czasów II wojny światowej.
 - O żadnej minie nie ma mowy na tej głębokości. Nikt z oceniających przyczyny katastrofy nie widział tajemniczego obiektu, który miał uderzyć w "Kursk". Dotychczasowe informacje absolutnie nie pozwalają wskazać przyczyny katastrofy. Przedstawiciele rosyjskiej floty powiedzieli, że dopóki nie podniesie się z dna części dziobowej, nie można mówić o przyczynach katastrofy. A część dziobowa zostanie wydobyta dopiero za rok. Teraz zostanie tylko odcięta od reszty okrętu. Tymczasem dziewięć takich samych okrętów jak "Kursk" wychodzi w morze bez ustalenia przyczyny katastrofy. Uważam, to za przestępstwo.
 - Właściwie nie chodzi o ustalenie przyczyn katastrofy, ale o wydobycie zwłok. Przecież prezydent obiecał to rodzinom.
 - Biologia zrobiła swoje. Gdyby podczas prac w ubiegłym roku, kiedy wydobywano pierwsze zwłoki (notabene pełnej treści znalezionych przy nich notatek nie ujawniono do dziś) nie robiono w okręcie wielu otworów, nie dostałaby się woda morska wraz z tym, co w niej żyje. Wtedy można byłoby mówić o jakimś sensie akcji wydobycia zwłok. Cóż, kości ryby nie jedzą. Badania DNA ustalą, do kogo należą szkielety.
 - Za wydobycie zwłok 12 marynarzy w ubiegłym roku Rosja zapłaciła 12 milionów dolarów. Nie lepiej byłoby część z tych pieniędzy oddać poszkodowanym?
 - Na pewno, tym bardziej że 12 ciał to tylko 10 proc. załogi. Okręt trzeba było podnosić od razu, ze wszystkimi zwłokami, a nie wpuszczać wodę do wnętrza poszukując części załogi. To efekt pochopnego przyrzeczenia prezydenta danego rodzinom. Choć już wiadomo było, że 68 marynarzy zginęło w pierwszym przedziale. Nie należało ciąć okrętu. Teraz jego masa wynosi dziesiątki tysięcy ton.
 - Czy może wydarzyć się jeszcze coś groźnego?
 - Drugi Czarnobyl, jeśli okręt uderzy o dno. Nikt jednak nie mówi o szczegółach technicznych operacji. W "Kursku" ma być zrobionych 26 otworów technicznych, o które ma zaczepić trzynaście par urządzeń podnośnych, powiedzmy - lin. Ich wytrzymałość wynosi 42 tys. ton. Ogromny ponton mający podnieść "Kursk" ma wytrzymałość 60 tys. ton. Wyobraźmy sobie operację zaczepiania 26 urządzeń podnośnych na rozkołysanym morzu. One powinny być zaczepione równocześnie. Kołysanie pontonu może uniemożliwić całą akcję. Według mnie, jest ona źle pomyślana. Przygotował ją bowiem instytut konstruujący okręty podwodne (również "Kursk"), a nie jednostka specjalizująca się w ich podnoszeniu.
Rozmawiała
KRYSTYNA KURCZAB-REDLICH

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski