Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widziane z boku: Miś w hokejowym wydaniu, ale nikomu nie jest do śmiechu [SONDA]

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Zdaniem zawodników i wielu trenerów, decyzje sędziów często wprowadzają nerwowość na lodzie i wybijają zespołu z rytmu gry.
Zdaniem zawodników i wielu trenerów, decyzje sędziów często wprowadzają nerwowość na lodzie i wybijają zespołu z rytmu gry. Fot. Jerzy Zaborski
- Ja tutaj jestem kierownikiem tej szatni. Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi? Nie przypadkiem rozpoczęliśmy cytatem z kultowego „Misia”, ale pasuje on jak ulał to sytuacji wokół hokejowego światka sędziowskiego.

Po meczu Unii Oświęcim z Tatryski Podhale Nowy Targ znowu został przywołany wątek sędziowski. Wcale mnie to nie dziwi. Ten temat powraca co roku jak bumerang przed zbliżającymi się rozgrywkami play-off, kiedy gra idzie już o wszystko. Jak znam życie, będzie jeszcze kilka razy powracał. Wielką odwagą wykazali się Tomek Valtonen z Podhala Nowy Targ i zarazem trener reprezentacji Polski oraz oświęcimian Witold Magiera, decydując się na rzucenie kamyczka do sędziowskiego ogródka, skoro hokejowa centrala zabrania poruszania tego tematu pod groźbą kar finansowych.

Temat zapraszania sędziów zza południowej granicy do polskiej ligi znany jest nie od dziś. Mówiono o nim głośno już na początku lat 90. minionego stulecia, kiedy walkę o krajowy prymat toczyły między sobą nowotarskie „Szarotki” z oświęcimską Unią. Jednak wtedy krajowa centrala nie podejmowała tematu, zasłaniając się kosztami oraz tym, że takie ustalenia pomiędzy federacjami różnych krajów powinny zostać poczynione na początku sezonu, a nie nagle, na finały mistrzostw Polski. Teraz także wątek zapraszania zagranicznych sędziów jest zdecydowanie odrzucany. Nie wiem tylko dlaczego, skoro pomiędzy krajami nie ma żadnych granic, a stawki dla polskich sędziów wcale nie są niskie, aby obcokrajowiec nie mógł podjąć się pracy w kraju nad Wisłą.

Skoro na poziomie czwartej ligi piłkarskiej w Małopolsce można było angażować sędziów ze Słowacji, to dlaczego nie można tego powielić w hokeju? W futbolu Słowacy niczym nie oczarowali, ale już w hokeju, można się od nich uczyć. Ale po co, lepszy zawsze jest zestaw obowiązkowy, czyli kawa i dwie wuzetki...

Dlaczego jestem za dopuszczeniem do prowadzenia meczów polskiej ligi przez obcokrajowców? Bo pamiętam mecze pucharowe Unii w Oświęcimiu, które prowadzili sędziowie z Czech, Słowacji, Szwajcarii, czy jej wyjazdowe turnieje półfinałowe w Pucharze Kontynentalnym. Od razu widać było różnicę w poziomie prowadzenia zawodów, bo w innych krajach hokej jest jedną z wiodących dyscyplin, żeby nie powiedzieć w niektórych przypadkach o sporcie narodowym. Tam nikt nie może sobie pozwolić na fuszerkę. Tymczasem w Polsce hokej jest wciąż dyscypliną zaściankową, którą telewizja publiczna zaczyna się interesować dopiero na ostatniej prostej rozgrywek. I znowu wrócę do naszych południowych sąsiadów. Obsługując półfinałowe turnieje Pucharu Kontynentalnego, w telewizyjnych newsach królowały wydarzenia z ich lokalnego podwórka, dlatego można było na spokojnie obejrzeć skrót meczu z udziałem Polaków. Tymczasem dla naszej szanownej telewizji ważniejsze są mecze NHL niż promowanie krajowego produktu, bez czego ta dyscyplina nie ruszy z miejsca.

Z pewnością brak telewizyjnych kamer to jeden czynników, że sędziowie czują się bezkarni. Jedyną ich władzą zwierzchnią są obserwatorzy, których ocena pracy arbitra jest tajna. Słusznie zapytał, choć retorycznie, Witold Magiera z Unii Oświęcim, czy sędziowie ponoszą jakieś konsekwencje za złą pracę. Nie ponoszą, bo hokej w Polsce jest niszowy. To nie futbol, gdzie kilka stacji telewizyjnych na czynniki pierwsze rozkłada całe spotkanie, analizując także każdą kontrowersyjną decyzję arbitra. Jeśli telewizja publiczna pokazuje mecze hokejowe dopiero na finiszu sezonu, to czy wcześniej nie można w fazie zasadniczej nagrywać spotkań, a następnego dnia pokazać 30-minutowy skrót kolejki z naciskiem na kontrowersyjne sytuacje? Może wtedy sędziowie nie byliby już tak aroganccy, jak podkreślił Valtonen. Czuliby na sobie przynajmniej minimalną presję, bo przecież transmisje internetowe mają ograniczonych odbiorców. O tym, że sędziowie mają swój świat najlepiej świadczy fakt, że rozjemca, który nałożył karę za zahaczenie się nogami przez zawodników Cracovii, a karę zarobił rywal, prowadził mecz w następnej kolejce. Wiadomo, że mecze play-off od półfinału będzie prowadziła ta sama co roku wąska grupa arbitrów, uchodzących za najlepszych.

Magiczne słowo konkurencja, mające wpływ na podniesienie poziomu, omija hokejowy światek sędziowski. W piłce nożnej, nawet na trzecioligowym poziomie, po każdym meczu sędziowie proszą operatora kamery o płytkę, żeby móc obejrzeć spotkanie. Chcą zobaczyć, jak wyszedł im mecz. Pewnie, że w sędziowskich awansach piłkarskich potrzebne są jeszcze inne okoliczności, ale oni wiedzą, że przy tak ogromnej konkurencji, przeciętność przekreśli ich szanse już w przedbiegach.

Pamiętam arbitrów starej daty, jak choćby Leszka Więckowskiego z Warszawy, który każde swoje spotkanie nagrywał sobie na kasecie wideo i - zaraz po powrocie do domu - bez względu na porę dnia czy nocy, oglądał zapis, żeby przeanalizować mecz. Czy obecni arbitrzy mają podobne zachowania? Owszem, kiedyś była Wizja TV, która pokazywała mecze w całym sezonie.

Valtonen mówił o szkoleniu dla sędziów. Jestem zwolennikiem praktycznej nauki zawodu, więc chciałbym, aby w przyszłym sezonie, przynajmniej jedno spotkanie kolejki, było obsadzane przez obcokrajowców, obojętne, Czechów czy Słowaków. Niechaj kibice mają skalę porównania pracy arbitrów krajowych i zagranicznych. Jeśli jedno spotkanie, a może nawet dwa, będą obsadzane przez obcokrajowców, to może Polacy zaczną pracować nad sobą, aby dążyć do doskonałości, bo inaczej wypadną z obiegu. Jeśli już w trakcie sezonu centrala wprowadzi dwóch sędziów głównych do prowadzenia spotkania, to przynajmniej w dwóch potyczkach należałoby stworzyć mieszankę, czyli Polaka ustawić z partnerem zza południowej granicy.

Owszem, zawsze można iść w zaparte, chwaląc swój produkt, bo to jest nasz „miś”, przez nas wykonany, na miarę naszych możliwości i to nie jest nasze ostatnie słowo. My tym „misiem” otwieramy ludziom oczy! To nic, że ze zdumienia i wściekłości. Tylko, że - w przeciwieństwie kultowego filmu - to nie jest miś społeczny i kibice będą pytać i oceniać, a kluby rozliczać za wydane pieniądze. Bagatelizowanie kwestii sędziowskiej tylko potwierdza słowa Valtonena, że polski hokej skutecznie broni się przed zmianami i woli tkwić w marazmie. Bo tak lepiej, tak po polsku...

DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Widziane z boku: Miś w hokejowym wydaniu, ale nikomu nie jest do śmiechu [SONDA] - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski