Ale pomyślałam, że przecież coś z felietonowej formy w całej działalności Zderzaka jest: polifonia impulsów, brak marketingu, niezależność i wdzięk migotliwej, żywej inteligencji.
Nie mam zamiaru robić tu wykładu na temat historii galerii, wystaw ważnych i mniej ważnych, istotnych tekstów Jana Michalskiego i Marty Tarabuły, ich osiągnięć, o których w świecie sztuki było głośno. To wszystko można sobie znaleźć i przeczytać gdzie indziej. Najciekawsze jest coś zgoła innego.
Tarabuła i Michalski traktują widzów i gości po pańsku, w niegdysiejszym stylu. Boże broń, nie jak klientów, lecz jako partnerów w rozmowie o sztuce. I zapędzają nas do wysiłku dyskusji. Często dyskusji zasadniczej, pryncypialnej i erudycyjnej, ale równie często do intelektualnej gry, zabawy nieomal, na miny, na maski, na umiejętność odnajdywania cytatów i podskórnych znaczeń. Komercyjny charakter przedsięwzięcia, z przyczyn oczywistych z pewnością istotny, pozostaje w dalekim tle; nieobciążający, nienachalny, zredukowany do roli akcesoryjnej. Właśnie na tym polega fenomen Zderzaka i jego wyjątkowość.
Jeśli chodzi o miejsce, to galeria dysponuje skromną powierzchnią przy ulicy Floriańskiej 3, na ostatnim piętrze, gdzie trzeba się wdrapać, pokonując sporo złośliwie niewygodnych schodów. Aż chciałoby się dostrzec tu symboliczne dla Zderzaka znaczenia: adres arcykrakowski, prestiżowy, ale przecież bez szumnej witryny, bez lansu, nieomal dla wtajemniczonych. Może już taka ich karma? Ostatecznie, startowali w 1985 roku, też na poddaszu, tyle że na Dębnikach, bez zezwoleń i cenzury, w drugim obiegu, jako przedsięwzięcie prywatne i misyjne.
To oczywiste, że Zderzak wiele zrobił, by przywrócić nam artystów świetnych i zmarginalizowanych: Jurrego - Jerzego Zielińskiego, i Andrzeja Wróblewskiego. Także wielu młodych a dziś już sławnych artystów pokazano tu pierwszy raz. Dość powiedzieć, że wśród piątki Polaków, którzy znaleźli się wśród „100 malarzy jutra” (brytyjskie wydawnictwo Thames and Hudson) aż czworo prezentowanych było w Zderzaku. I wiele osób pamięta, ze można było tu kupić za 500 zł Wilhelma Sasnala, którego obrazy dzisiaj „chodzą” w zawrotnych cenach. A więc znawstwo? Oczywiście, ale też intuicja. Na czym bazują? Co dla nich było - i jest -ważne? Odpowiedź przynosi jubileuszowa wystawa „Kunstkammer. O miłości do sztuki”.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?