Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więcej rynku w kulturze

Redakcja
Fot. archiwum prof. Jerzego Hausnera
Fot. archiwum prof. Jerzego Hausnera
Prof. JERZY HAUSNER o nowej koncepcji zarządzania instytucjami kultury i ich finansowaniu - w rozmowie z Wacławem Krupińskim

Fot. archiwum prof. Jerzego Hausnera

Od 20 lat nie udało się zreformować polskiej kultury, a Pan Profesor wierzy, że dokona przełomu?

- Cos się zmieniło, są obszary, które działają inaczej niż kiedyś: przykładem kinematografia, czy rynek książki, w którym urynkowienie wsparły rozsądne regulacje, że przypomnę wywalczony za czasów ministra Andrzeja Celińskiego niższy podatek VAT na książki i czasopisma...
- Akurat te dziedziny łatwiej poddają się prawom rynku...
- I te sfery, które uległy komercjalizacji, funkcjonują, jak rynek dzieł sztuki, czy - choć gorzej, głównie z powodu internetu - muzyka rozrywkowa. A zarazem są dziedziny, które ulegają skansenizacji, bo działają wciąż według mechanizmów z czasów PRL-u i w tamtych strukturach organizacyjnych, tym samym nie przystają do obecnego czasu ani pod względem prawnych form, ani organizacji, ani zarządzania. I tak mamy do czynienia z rozwarstwieniem, gdyż to, co zostało skomercjalizowane, nie przystaje do tego, co jest upaństwowione. Powstają sytuacje napięć, a nieraz i patologii. Przykładem praca na etacie w instytucji publicznej, a utrzymywanie się z aktywności w sferze skomercjalizowanej. Przy czym kultura to nie jedyna dziedzina, w której tego rodzaju zjawisko ma miejsce, w szkolnictwie wyższym jest podobnie - etat ma się w uczelni państwowej, a zarabia w kilku innych. Cierpi na tym jakość. I tak samo jest z kulturą.
- Sceptycy już mówią, że Jerzy Hausner to świetny ekonomista, ale nie od kultury, co pewnie jest też przejawem myślenia, że kultura musi podlegać innym regułom niż ekonomia.
- Nie ma sensu tego personifikować. Po pierwsze - nie jestem decydentem, a ekspertem, do którego Ministerstwo Kultury zwróciło się, aby opracował diagnozę dotyczącą finansowania i zarządzania w sferze kultury. Została oceniona jako kompetentna i poproszono mnie o kolejne opracowanie - na temat sytuacji kultury w warunkach kryzysu. I dopiero potem padła propozycja, by przygotować założenia legislacyjne pod nową ustawę o działalności kulturalnej. Po wtóre nie pracuję sam a z wybitnym prawnikiem, prof. Hubertem Izdebskim, z którym już wcześniej współtworzyłem m.in. ustawę o działalności pożytku publicznego. Po trzecie - nie ja będę decydował o ostatecznym kształcie wprowadzanych rozwiązań.
- Andrzej Wajda powiedział, że potrzebny jest plan Balcerowicza dla kultury.
- Odbieram to jako głos wskazujący potrzebę istotnych zmian; jedni nazywają to reformą, ja wolę nazywać głęboką, zasadniczą zmianą instytucjonalną.
- Czas kryzysu ekonomicznego to dobry okres do takich posunięć?
- Kryzys jest i wyzwaniem, i zagrożeniem. Jedni reagują strachem i oporem przed jakimikolwiek zmianami, inni - wręcz przeciwnie. I jeśli nawet ci drudzy pozostają w mniejszości, to przecież naprawdę oni wyznaczają kierunek, co pozwala wierzyć, że istnieje stan gotowości do uczestniczenia w tej zmianie. Jest wiele teatrów, które szukają swojej wolności artystycznej, wolności programowej, gotowe dla niej rezygnować z pewnego finansowania publicznego, bo mają zdolność uzyskiwania innych środków, i są osoby, które chcą budować teatr całkowicie samodzielny, prywatnie, natomiast uważają, że powinny mieć prawo korzystania ze wsparcia publicznego tak, jak inne instytucje. Generalnie trzeba odejść od koncepcji teatru, który jest publicznym zakładem pracy, bo ona ani w kategoriach ekonomicznych, ani artystycznych nie przystaje do obecnego czasu. Podobnie z muzeami; są takie, które organizują masę wystaw same dla siebie i realizują jakiś program wsobny, są i takie, które wychodzą do publiczności pełne inwencji na miarę XXI wieku. Nie koncentrują się na staroświeckim gromadzeniu, ale na nowoczesnym udostępnianiu dzieł sztuki.
- Co jest zatem istotą nowej koncepcji?
- Trzeba ruszyć konstrukcję, którą dziś jest publiczna instytucja kultury - z jej formułą prawną, zasadami finansowania i sposobem zarządzania. Trzeba napisać całkowicie nową ustawę o działalności kulturalnej. I koncepcję takiej ustawy z prof. Izdebskim zaproponujemy. Sednem nowego podejścia jest założenie, że działalność kulturalną może prowadzić każdy podmiot prawny. Czyli, że instytucja kultury może być samorządowa, czyli publiczna, prywatna, ale także obywatelska, społeczna. Tym samym dopuszczane zostają do prowadzenia działalności kulturalnej finansowanej ze środków publicznych różne formy prawne. Biblioteka w gminie musi być, ale wcale nie musi być publiczna, może być społeczna. Co nie oznacza, że chcemy znieść publiczne instytucje kultury, chcemy natomiast, by działały inaczej, by odczuwały presję nie tylko idącą z góry, np. od samorządu czy innego publicznego organizatora, ale i z boku, od innych organizacji, co zrodzi normalną rywalizację. A pozostaje jeszcze presja z dołu, czyli publiczności. To ona, kupując bilety, współdecyduje, czy taki teatr jest potrzebny. Idea jest taka, by mając ograniczoną ilość środków publicznych wykorzystać je w ten sposób, by jednocześnie mieć jak najwięcej środków niepublicznych - pochodzących od indywidualnych odbiorców, ale także od innych instytucji czy biznesu. Czyli będzie więcej ryzyka, odpowiedzialności, rywalizacji, ale i więcej szans i możliwości.
- Pozostańmy przy teatrach; obecnie są narodowe, które finansuje ministerstwo, są takie, które ono dofinansowuje i najwięcej tych, które podlegają samorządom. A w sumie wszystkie są finansowane z pieniędzy publicznych...
- I to trzeba zmienić. Zakładam, że będzie istniała niewielka liczba teatrów narodowych, podobnie, jak innego rodzaju instytucji. Muszą to być placówki powołane mocą ustawy, wypełniające szczególną, zdefiniowaną ustawowo misję wobec całej kultury i zarządzane według specyficznego, określanego w ustawie, trybu. Właśnie w ustawie, by takich instytucji nie można było tworzyć dowolnie dużo. I one naturalnie będą miały zagwarantowaną trwałość finansowania. Na pewno trzeba zlikwidować współzarządzanie, czyli podległość instytucji i samorządowi, i ministrowi. Warto też zastanowić się, czy instytucje kultury powinny być prowadzone przez powiaty.
- Będzie zatem dochodzić do zmiany organizatora instytucji kultury...
- W jakimś stopniu pewnie tak, nowa ustawa ma uruchomić proces ukształtowania ich nowej formuły prawnej. Część pozostanie instytucjami samorządowymi, o ile samorządy zechcą je zatrzymać, a tym samym zapewnić im finansowanie. I to nie na rok, ale wiele lat.
- A co z tymi instytucjami, które nie znajdą wsparcia samorządu?
- Mogą być na przykład przedsięwzięciem prowadzonym przez pracowników w formie przedsiębiorstwa społecznego, mogą stać się instytucjami całkowicie prywatnymi lub prowadzonymi przez inną instytucję publiczną, np. uniwersytet. Nie proponujemy automatycznej likwidacji. Natomiast zapewne część obecnych instytucji mogłaby otrzymać propozycję schodzącego finansowania, by mogły znaleźć swoje miejsce - może przejmie je jakiś menedżer, może załoga albo jakiś inny podmiot.
- Albo upadną.
- Tak się też może stać. Ale może ta nowa sytuacja zmobilizuje je do znalezienia dla siebie nowej formuły. A poza tym pozostanie w ramach mecenatu publicznego dotowanie przedmiotowe, czyli każdy samorząd oraz rząd, w ramach swych środków budżetowych, będzie mógł dofinansowywać aktywność kulturalną w trybie konkursów dla wszystkich, bez względu na ich status prawny. To lokalny samorząd będzie decydował, czy chce dofinansowywać bardziej przedmiotowo czy podmiotowo. To on zadecyduje, czy będzie chciał dofinansowywać bardziej aktywność czy bazę materialną.
- O ile samorząd będzie zdolny do obiektywnej, kompetentnej oceny takiego teatru; różnie z tym bywa...
- Nowy system wymusi po pierwsze zdefiniowane ustawowo standardy, które wiążą się z prowadzeniem konkretnej działalności - teatralnej, muzealnej itp. Po wtóre - opracowanie przy udziale danych środowisk zobiektywizowanych kryteriów oceny.
- Chce Pan Profesor powiedzieć, że dyrektorom takich placówek będzie łatwiej nimi zarządzać?
- Tak. Dyrektor instytucji kultury będzie zawierał z właścicielem czy organizatorem kontrakt, który zapewni mu możliwość realizacji jego koncepcji programowej i da z góry pewność finansowania na określonym poziomie w okresie jego kadencji. A także pewność, że nie zostanie nagle i bez powodu odwołany, oczywiście wykluczam sytuacje naruszenia prawa. I będzie miał możliwość ubiegania się o dodatkowe środki z różnych źródeł. Także o wspomniane już finansowanie przedmiotowe z programów europejskich, od ministra czy samorządów. Oczywiście będzie podlegał nadzorowi, jak z owych środków korzysta i czy realizuje zgłoszony w konkursie program.
- Już jest nadzorowany...
- Ale przez urzędników i jest z konieczności administratorem oraz graczem, który musi z jednej strony pilnować, żeby mu się nie rozsypała instytucja, a z drugiej - wykonywać rozmaite gesty i umizgi, by co roku uzyskać finansowanie, które jest w części uznaniowe.
- Kim będą teraz oceniający?
- Muszą zostać powołane rady powiernicze lub nadzorcze, złożone ze specjalistów ze świata kultury.
- A co ze wsparciem kultury przez sektor prywatny, z odpisami od podatku - od lat się o nich mówi...
- Jako animator ustawy o pożytku publicznym, która pozwala każdemu obywatelowi przeznaczyć 1 procent podatku na wybrany cel, zakładam jednoprocentowy odpis od podatku od osób prawnych - właśnie na działalność kulturalną i społeczną.
- W dobie kryzysu przejdzie taki pomysł ograniczający wpływy do budżetu państwa?
- Gdy będziemy uchwalać ustawę w 2010 roku, to wprowadzimy ją w 2011, a realnie odpisy dotyczyć będą roku 2012. A nawet najgorsze prognozy, a moje należą do pesymistycznych, nie przewidują, że w tym czasie będzie jeszcze kryzys. A poza tym trzeba pamiętać, że kultura w dłuższej perspektywie jest istotnym mechanizmem rozwoju i ona także przynosi dochody budżetowe.
- Coś jeszcze poza 1 procentem odpisu od podatku CIT?
- Trzeba w Polsce zwiększyć zakres darowizn, których skala została zbyt restrykcyjnie ograniczona, a kiedyś wynosiła 10 proc.
- Przewiduje Pan Profesor też powołanie Funduszu Ochrony Dziedzictwa Kulturalnego, zasilanego m.in. z kar za samowolę budowlaną...
- To jedno ze źródeł. Nie ma dziś możliwości, by ze środków publicznych można było całkowicie zapewnić ochronę i konserwację zabytków. Coraz więcej będzie trafiało do osób prywatnych, którym trzeba zapewnić ulgi podatkowe, by je zachęcać do ratowania tych często zniszczonych obiektów. Trzeba w ogóle wprowadzić nowe sprzyjające rozwojowi kultury instrumenty fiskalne; nawet jeśliby miały być wprowadzane stopniowo, trzeba je pokazać już, by inwestor wiedział, że będzie mógł z nich skorzystać np. w roku 2015. W dalszej perspektywie trzeba też, jak to jest w wysoko rozwiniętych krajach, zastosować zasadę, że każdy inwestor, oczywiście nie mówię o osobach fizycznych, przynajmniej 1 proc. nakładów inwestycyjnych musi przeznaczać na kwestie związane z estetyką, architekturą czy rewaloryzacją, co np. w Krakowie pozwoli zachować większą harmonię między inwestycjami komercyjnymi a dziedzictwem. Same restrykcje konserwatorskie, jak widać, nie wystarczą.
- W tej sytuacji zmianie musi ulec znacznie więcej ustaw; choćby kodeks pracy, który stosowany literalnie w teatrach prowadzi do absurdów czy ustawa o zamówieniach publicznych.
- Ależ tak. Nieodzowne są zmiany w wielu ustawach, dziś całkowicie nieprzystających do realiów. Na pewno nie będziemy dotykać ustawy medialnej, o związkach zawodowych i IPN-ie, choć wkraczamy w sferę archiwów. Zbyt gorące to obszary i konfliktowe z powodów politycznych.
- Zakłada Pan Profesor, że te zmiany legislacyjne przyniosą wzrost wydatków na kulturę?
- Dziś wydatkujemy na kulturę trochę powyżej 1,5 proc PKB, a zmierzać musimy do tego, by było dwukrotnie więcej. Ale nie poprzez finansowanie publiczne. Zmiany legislacyjne plus mądry mecenat państwa powinny sprawić, że inne podmioty publiczne i prywatne oraz gospodarstwa domowe będą chciały więcej przeznaczać na różnego rodzaju dobra kultury.
- Wciąż powszechna to opinia, że do kultury się dokłada.
- To uproszczone myślenie, że dobra tworzy tylko praca fizyczna a nie intelektualna. Przykład społeczeństw rozwiniętych dowodzi, ile znaczy kreacja, intelekt, co jest pochodną kultury... Dzisiaj staje się oczywiste, że kompetencja kulturowa staje się jednym z warunków uczestnictwa w rynku pracy i konsumpcji. Zmiany, jak zakładam, uruchomią fundusze obywatelskie czy korporacyjne, wspierające kulturę czy trafiające do konkretnych artystów. Tak przecież już niegdyś było, przykładem niech będzie krakowskie Towarzystwo Lekarskie, które powierzyło Wyspiańskiemu urządzenie wnętrz swej siedziby przy ul. Radziwiłłowskiej.
- Szczegóły założeń, nad którymi Pan wraz z zespołem pracuje, poznamy podczas wrześniowego Kongresu Kultury w Krakowie?
- To już zależy nie od nas. My mniej więcej za miesiąc oddamy całościową koncepcję legislacyjną i to minister Bogdan Zdrojewski zadecyduje, jak i kiedy ją upublicznić. Kongres, jak sądzę, może być dobrym forum do dyskusji. Ale jeszcze ważniejsza będzie późniejsza determinacja całego rządu, by obecny stan zmienić. Alternatywą jest bowiem z jednej strony dzika komercjalizacja pozostałych obszarów kultury, z drugiej - marazm.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski