Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieczny chłopiec

Redakcja
Dominik Pasierbek waży dwadzieścia kilka kilogramów. To jest istotne, bo określa perspektywę, z której postrzega świat i jest przez świat postrzegany. Po pierwsze, musi pamiętać, że przy swoim wzroście i niewielkiej masie ciała powinien być bardzo czujny. Fot. Wiesław Ziobro
Dominik Pasierbek waży dwadzieścia kilka kilogramów. To jest istotne, bo określa perspektywę, z której postrzega świat i jest przez świat postrzegany. Po pierwsze, musi pamiętać, że przy swoim wzroście i niewielkiej masie ciała powinien być bardzo czujny. Fot. Wiesław Ziobro
-Da się pan namówić na krótką rundkę? Coś pan zobaczy...

Dominik Pasierbek waży dwadzieścia kilka kilogramów. To jest istotne, bo określa perspektywę, z której postrzega świat i jest przez świat postrzegany. Po pierwsze, musi pamiętać, że przy swoim wzroście i niewielkiej masie ciała powinien być bardzo czujny. Fot. Wiesław Ziobro

Z wysokości metra

Wsiadamy do nowego fiata pandy. Dominik sadowi się za kierownicą i zapuszcza silnik. Ruszamy z centrum Tarnowa na krótką przejażdżkę.

- O, proszę, już się gapią - irytuje się kierowca. - Ale to jeszcze nic.

Gapią się zwłaszcza wtedy, gdy przechodząc przez pasy zauważą za kierownicą Dominika. Może czasem trudno opanować im zaskoczenie i chwilową emocję, co też jest zrozumiałe, ale niektórzy jeszcze szturchają się łokciami.

Wtedy Dominik odkrywa wyższość Krakowa nad Tarnowem.

- W Krakowie ludzie są inni. Nie przyglądają się tak nachalnie człowiekowi. U nas to bywa czasem tak, że ktoś przechodzi przez pasy i, widząc mnie, nagle zatrzymuje się przed maską samochodu. Nie można pojechać dalej...

Nie znosi tych, często napastliwych, spojrzeń. Kto by lubił. Kłują jak szpilki. Niektórzy kierowcy też wydają się zaskoczeni. Nie wiedzą, jak się zachować, są zaniepokojeni.

- Bywa, że wtedy mnie to troszkę bawi.

Kiedyś było nawet tak, że pewna pani, zauważywszy, że Dominik siada za kierownicę, by odjechać, rzuciła się w jego stronę. Przytrzymała za ramię, aby nie dopuścić do jazdy. Wtedy Dominik odwrócił głowę i spojrzał na nią karcącym wzrokiem. Przez chwilę się zastanowiła, aby wreszcie wyszeptać:

- Przepraszam.

Do takich sytuacji dochodzi dlatego, że 21-letni Dominik Pasierbek choruje na rzadką genetyczną chorobę, która zadecydowała o jego bardzo niskim wzroście i ciągłym wyglądzie kilkuletniego chłopca. Ma niewiele ponad 1 m wzrostu, jest jednym z najniższych ludzi w Polsce. Najmniejszy człowiek świata, 22-letni Chińczyk, który niedawno zmarł, miał 73 cm.

Dominik Pasierbek waży dwadzieścia kilka kilogramów. To wszystko jest istotne, bo określa perspektywę, z której postrzega świat i jest przez świat postrzegany. Po pierwsze, musi pamiętać, że przy swoim wzroście i niewielkiej masie ciała powinien być czujny. Kiedy chodził do szkoły, uważał, by na przerwach, gdy zaludniały się korytarze, mieć się na baczności. Łatwo mógł zostać popchnięty, przewrócić się, odnieść obrażenia.

- Muszę dbać o to, by w porę zostać zauważonym.

- To było już parę dobrych lat temu, gdy Dominik chodził do naszej szkoły, ale oczywiście go pamiętam - mówi Krzysztof Molczyk, dyrektor Szkoły Podstawowej i Gimnazjum Publicznego nr 1 w Tarnowie. - Miał u nas specjalny, składany stolik i krzesełko. Myślę, że ani my nie mieliśmy z nim problemów, ani on z nami. W szkole prowadzimy oddziały integracyjne dla uczniów niepełnosprawnych, przez szkolną społeczność traktowani są oni zupełnie normalnie. Dominik zwracał uwagę swoją aktywnością, chętnie podejmował się różnych prac w klasie. Już kiedyś chodziła do nas uczennica o bardzo niskim wzroście, chociaż Dominik był niższy.

Jakiś dzieciak za kierownicą!

Wygląd "chłopczyka" zaskakuje ludzi zwłaszcza wtedy, gdy Dominik jest kierowcą.

- Już gdy wsiadam do auta, wyczuwa się zainteresowanie...
Do nieporozumień dochodzi też w sklepie, gdy chce on kupić piwo. Sprzedawczyni upiera się: - Niepełnoletnim nie sprzedajemy!

- Muszę czasem użyć grubszego słownictwa, żeby do sklepowej dotarło, że nie jestem już dzieckiem - irytuje się. - Wiadomo, że dzieci pewnych słów nie używają...

Na to, aby uniknąć nieporozumień na drodze, gdy Dominik prowadzi pandę, wymyślono sposób. Wiadomo, że część kierowców wpada w zdumienie, bo myśli, że jakieś dziecko porwało ojcu samochód i ruszyło w trasę.

Na policji w Tarnowie zdążono odebrać sporo telefonów od zaniepokojonych ludzi. Jednak funkcjonariusze znają już sprawę znakomicie. Dominik przewidział, że może być problem. Kiedy zrobił prawo jazdy i po dofinansowaniu przez PFRON stał się właścicielem auta, poszedł do komendy, przedstawił dokumenty i poinformował, że będzie jeździł samochodem. Niech więc nie szukają "dziecka" jeżdżącego po mieście, bo zawsze będzie chodzić o niego.

Dziś każdy oficer dyżurny wie o sprawie i nie wysyła radiowozu po zgłoszeniu: "Proszę pana, jakiś dzieciak kieruje samochodem!". Skserowane dokumenty Dominika Pasierbka zawieszone zostały na ścianie w komendzie i są w zasięgu ręki każdego dyżurnego.

- Kiedyś zaparkowałem w niedozwolonym miejscu - przyznaje Dominik. - Szedł patrol, ale policjanci machnęli mi tylko ręką na powitanie. Może mają zalecenie, by nie czepiać się ludzi niepełnosprawnych...

Dominik jest świetnym kierowcą. Wyczuwa się jego pewność i opanowanie. Przed pasami, na widok pieszych, zatrzymuje pojazd, przyjaznym gestem zaprasza do przechodzenia. Ma za sobą dobrą szkołę jazdy. W Krakowie.

- Jeśli ktoś nauczy się poruszać samochodem po Krakowie, to już wszędzie sobie poradzi - uważa. - Biorąc pod uwagę stopień trudności, Tarnów jest jak wioska.

W Tarnowie, w ośrodkach szkolenia kierowców, nie mieli właściwie oprzyrządowanego pojazdu. Pojechał więc do Rzeszowa. Też nic z tego, gdyż w przeznaczonym dla osób niepełnosprawnych samochodzie gaz był w rączce, jak w motocyklach, co dla ludzi z krótkimi kończynami jest problemem. Właściwy samochód do nauki jazdy znalazł się dopiero w Krakowie.

Sława Tadka

Samochodem dojeżdża do pracy. Z Tarnowa do Woli Rzędzińskiej, do "Tarelu", który zatrudnia dużo osób niepełnosprawnych. Zakład pokrywa koszty paliwa. Dominik kończył szkołę introligatorską, ale nie czuł powołania do tego zawodu. W zakładzie opakowań wytrwał 11 miesięcy, w końcu wybrał "Tarel". Montuje elementy osprzętu elektrycznego.

W tym samym miejscu pracuje Tadek Żak, znajomy Dominika, kilka lat temu - przez chwilę - jeden z najpopularniejszych ludzi w kraju. O wywiady z nim zabijały się redakcje w Polsce i organizatorzy tele-show.

Tadeusz był sławnym staczem kolejkowym, który od nocy czuwał przed przychodniami, by zarejestrować do deficytowych specjalistów pacjentów, którzy zlecili mu tę usługę. Tadek bezlitośnie wykorzystał pierwsze efekty cudownie przeprowadzonej w Polsce reformy służby zdrowia. Chcąc zalegalizować swoją działalność i płacić podatki, zainteresował sobą dziennikarski światek. Doświadczył w ten sposób pięciu minut sławy.
Dziś jeszcze niektórzy pamiętają o Żaku; ze względu na jego wzrost - jest tylko 10 cm wyższy od Dominika Pasierbka - zaangażowano go w operze krakowskiej w spektaklu "Rigoletto", a pewna znana stacja komercyjna zamierzała mu zaproponować występ w talk-show. Z tego drugiego nic nie wyszło, bo redaktorzy kombinowali tak, by znaleźć dwoje partnerów; jedno miało być skrajnie niskiego wzrostu, drugie zaś, co oczywiste, miało go znacznie przewyższać. Tymczasem żona Tadeusza Żaka okazała się niewystarczająco wyższa od niego...

Dominik nic nie słyszał o dawnej sławie kolegi. Może dlatego, że był wtedy nastolatkiem, a może dlatego, że jako dziecko prawie pół życia przeleżał w szpitalach i klinikach. Istniał w innym świecie. Leczyli go genetycy, endokrynolodzy i kradiolodzy. W Tarnowie, Krakowie i Warszawie. Ciągle się leczy.

- Co pół roku szpital i szpital - opowiada. - Pozostały tylko blizny po wkłuwanych w rękę igłach. W Szpitalu Świętego Łukasza w Tarnowie znają mnie wszystkie pielęgniarki, wystarczy zapytać tylko o Dominika.

Najbardziej zapamiętał pobyt w czasie któregoś Bożego Narodzenia. Prawie wszystkich małych pacjentów wypisano przed Wigilią do domu. Na całym oddziale została tylko czwórka najpoważniej chorych dzieci, wśród nich on. Nie da się zapomnieć tej świątecznej pustki, ciszy i samotności.

A oni wciąż patrzą...

Mówiło się, że obydwaj - Dominik i Tadek - chcą zrobić w Tarnowie akcję polityczną. Ostatecznie zrobi ją - indywidualnie - Dominik Pasierbek. Zamierza startować w najbliższych wyborach samorządowych. Zapisał się do Platformy Obywatelskiej oraz stowarzyszenia "Tarnowianie".

- Sam zapytał o tę możliwość, a po przeprowadzeniu z nim rozmowy postanowiliśmy przyjąć go do stowarzyszenia - mówi Bogusław Placek, prezes "Tarnowian". - Wstępnie zadecydowaliśmy też, że znajdzie się na naszej liście wyborczej do samorządu. Poza tym chcemy włączyć go w różne przedsięwzięcia, aby czuł się użyteczny. Widać, że troszczy się o swoją rodzinę. W przeszłości, gdy jeszcze do nas nie należał, przyszedł w sprawie ojca, który w jednym zakładzie najpierw stracił zatrudnienie, a w drugim wykonywał bardzo niebezpieczną pracę. Prosił o pomoc.

Dominik garnie się do zwyczajnego świata, chce angażować się w ten świat i mieć maksimum poczucia normalności. Przebywanie wśród podobnych do niego niespecjalnie go pociąga.

Przygotowując się do wyborów samorządowych poszedł kiedyś na jedną z sesji Rady Miejskiej. Miał pecha; poświęcona budżetowi trwała cały dzień, do dwudziestej trzeciej.

Miejskie aktualności pilnie śledzi w internecie. Wie, co się buduje w mieście i co ma się wkrótce budować. Zna tematy sporów radnych, orientuje się w lokalnej polityce. On jako radny chciałby się zająć, to jasne, problemami mieszkańców niepełnosprawnych.

- Wszędzie wysokie krawężniki i brak wind w wielu urzędach - narzeka.
Podróż kończymy w punkcie startu. Koniec rundki. Wychodzimy z samochodu. Dominik mówi, że ludzi interesuje jeszcze coś. Uniwersalny sposób oprzyrządowania pandy dla niepełnosprawnych. To, jak się nią kieruje. Pytają o szczegóły, dla nich to nowość.

Ci nie denerwują. Dominik chętnie zaspokaja ich ciekawość.

Najbardziej nie lubi przejeżdżać przez Burek, stary tarnowski plac targowy. Tam wolno się jedzie, bo tłok, i wielu dostrzega za szybą dziecięcą twarz Dominika.

- Zatrzymują się i wpatrują we mnie. Po chwili odwracam głowę i widzę, że oni wciąż spoglądają w moim kierunku. No, pewnie, sensacja jak cholercia...

WIESŁAW ZIOBRO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski