Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieczny odpoczynek w chińskim domku. Ale za to z polską wódką

Marcin Banasik
Różowy nagrobek Marka Grechuty jest jednym z najbardziej oryginalnych w Krakowie
Różowy nagrobek Marka Grechuty jest jednym z najbardziej oryginalnych w Krakowie Adam Wojnar
Człowiek za życia jeździ autem za dziesiątki tysięcy, mieszka w domu za setki tysięcy, ale wieczność woli spędzić w granitowej kawalerce za 3 tys. zł. Funeralna moda uzależniona jest od kwoty zasiłku pogrzebowego. Niektórzy jednak już za życia budują sobie pośmiertne rezydencje

Pomarszczona ręka zrzuca z granitowej płyty żółte liście. Po chwili starsza pani w kapeluszu wylewa z butelki wodę na jasny nagrobek i ścierką przeciera wypolerowany kamień. Czyszczenie nagrobka z wygrawerowanym imieniem, nazwiskiem i portretem zmarłego zajmuje jej pół godziny.

- Dziś liczy się praktyczny wymiar grobowców. Klienci najczęściej zamawiają jasny granit, bo nie widać na nim brudu i łatwo się go czyści. Do tego grawer na płycie, ponieważ w przeciwieństwie co stalowego krzyża i liter nie jest łatwym łupem dla złomiarzy - zauważa Tomasz Żarnecki, krakowski kamieniarz.

Większość jego klientów wybiera nagrobki w przedziale cenowym od 2,5 tys. zł do 4 tys. zł. - Dzisiejszą modę dyktuje kwota zasiłku pogrzebowego. Oferta w tych cenach nie jest jednak ograniczona. Mam dwieście wzorów, które można modyfikować na trójwymiarowej wizualizacji - dodaje Tomasz Żarnecki.

Przedsiębiorca podkreśla, że większość firm kamieniarskich zajmuje się głównie składaniem nagrobków, ponieważ płyty są sprowadzane z Chin. - Bo dwa razy tańsze od krajowych. Cięcie kamienia opłaca się już tylko poza miastami, bo tam koszty utrzymania warsztatu są mniejsze - wyjaśnia Żarnecki.

Podkreśla, że mimo wszechobecnej chińszczyzny już za nieduże pieniądze można sprawić zmarłemu godziwy nagrobek. - Kiedyś królowało lastriko, nadbudowy w kształcie serc i filarki. Teraz jest modny granit i proste, eleganckie bryły - dodaje.

Dom na lata, grób na wieczność
Bogdan Steinhoff, właściciel domu pogrzebowego z Tarnowa granitową prostotę nazywa bezpłciowością. - Większość współczesnych nagrobków jest bardzo podobna do siebie. Na podstawie wyglądu grobu i napisów na płycie nie jesteśmy w stanie odczytać, kim był zmarły. To smutne - stwierdza Steinhoff.

Zwraca również uwagę na zanik tradycji opisywania na płytach nagrobkowych osoby zmarłej. - Na większości, prócz imienia i nazwiska nieboszczyka czytamy „Jezu ufam Tobie” lub „Niech spoczywa w pokoju”. To sprawia, że nikt nie zatrzyma się, aby choć na chwilę pomyśleć o zmarłym. Ja na nagrobku ojca napisałem Wzięty kamieniarz i budowniczy grobów. W jednym z nich spoczął on sam. Dzięki temu wiem, że żyje on w pamięci ludzi, nawet tych, którzy na chwilę zatrzymali się przy grobowcu - mówi.

Ekspert branży funeralnej twierdzi, że nagrobkowa bezpłciowość to skutek tego, że bogacące się społeczeństwo coraz więcej czasu i uwagi poświęca doczesności. - Człowiek za życia jeździ samochodem za kilkadziesiąt tysięcy złotych, mieszka w domu za kilkaset tysięcy, a po śmierci woli spędzić wieczność w domku za trzy tysiące złotych. Dawniej o śmierci myślało się całe życie. Faraon latami budował grobowiec po to, żeby pamięć o nim nigdy nie zginęła - zauważa Steinhoff.

Dodaje jednak, że w myśleniu o śmierci za życia nie ma nic dziwnego. - Sam wychowałem się w domu kamieniarza. Jako dziecko bawiłem się zabawkami między nagrobkami, których było mnóstwo na podwórku. Grobowiec dla siebie wybrałem już dawno, podobnie jak konny karawan. Teraz myślę o trumnie. Chciałbym, aby wieko było odlane w kształcie mojego ciała - opisuje przygotowania do swojego pogrzebu Bogdan Steinhoff. Zaznacza, że jego kolega ma już dwa grobowce. Jeden symboliczny i drugi, w którym zamierza spocząć po śmierci.

Organizator pochówków uważa również, że w ludziach jest coraz mniej szacunku do ceremonii pogrzebowej. - Dawniej samochody stawały na drodze na widok pochodu żałobników. Dziś kierowca potrafi przejechać obok karawany z muzyką na ful lub nawet trąbić na żałobników - mówi.

Papierosy dla nieboszczyka
Zmiany w modzie funeralnej widać również, obserwując modele trumien. - W latach dziewięćdziesiątych rodziny zmarłych kupowały najczęściej błyszczące, wybijane na zewnątrz złotymi palmami i głową Jezusa. Na zewnątrz wystawały koronki. Dziś wygląda to zupełnie inaczej. Wciąż modny jest dąb, ale matowy, bez zbędnych ozdób - opowiada pani Barbara, właścicielka jednego z krakowskich domów pogrzebowych. Mówi, że tradycja wkładania do trumny przedmiotów związanych ze zmarłych nie zanika. - Ważne, żeby robić to zgodnie z zasadami. Na przykład, jeśli ktoś lubił palić, to można mu dać paczkę papierosów, ale koniecznie otwartą i z zapalniczką. Jeśli ktoś nie miał jednej nogi, to po śmierci drugi but kładziemy obok pierwszego. Dusza nie może stanąć na sądzie ostatecznym w niekompletnym stroju - poucza kobieta.

I dodaje, że na ostatnią drogę żałobnicy potrafią wyposażyć zmarłego dosłownie we wszystko. - Zdarza się, że i butelka ulubionej polskiej wódki leży obok nieboszczyka - uśmiecha się.

Zwraca uwagę, jak wiele zmieniło się po tragedii smoleńskiej w 2010 r., kiedy ludzie zaczęli zwracać uwagę na karawany. Telewizja pokazywała transport trumien z lotniska w konwoju. Wyglądało to dostojnie, więc klienci też tak chcieli żegnać swoich bliskich. - Dziś każda licząca się firma pogrzebowa musi mieć elegancki wóz pogrzebowy, który ceną przewyższa większość luksusowych aut - dodaje kobieta.

Nagrobki na krakowskich cmentarzach w większości są podobne do siebie. Zdarzają się jednak wyjątki. Oryginalnym przykładem jest pomnik Marka Grechuty wykonany z różowego marmuru. - Chciałam, żeby pomnik mojego męża był taki jak on, inny - mówi wdowa po piosenkarzu.

Żona nieżyjącego artysty dodaje, że czasem tylko ktoś z jej znajomych zwróci uwagę, że wandale niszczą jedną z krawędzi płyty. - Tłumaczę, że to nie wandale, tylko zamysł artysty, żeby zostawić ją w surowym, nieociosanym stanie - wyjaśnia Danuta Grechuta.

Autorką nagrobka piosenkarza jest prof. Małgorzata Olkuska z Instytutu Sztuki Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Artystka podkreśla, że rzeźby funeralne coraz częściej zamawiają też osoby prywatne, anonimowe, nie celebryci. - Głowę kobiety wykonałam choćby na cmentarz w Bielsku-Białej, ale została skradziona. Druga kobieca głowa z brązu jest na cmentarzu Rakowickim w specjalnej wnęce, chroniącej ją przed złodziejami - mówi prof. Małgorzata Olkuska. Ma nadzieję, że przetrwa.

***

Według organizatorów targów Necroexpo, które w tym roku odbyły się w Kielcach, polski rynek funeralny obsługujący ceremonię pogrzebową może być wart nawet 4 mld zł rocznie. Ostatnim krzykiem mody jest karawan na podwoziu jaguara, rolls- -royce’a albo maserati. Auta do transportu trumny (kwiaty jadą w oddzielnym pojeździe) stały się wyznacznikiem bogatego, wystawnego pochówku. Dlatego firmy pogrzebowe karawanom poświęcają osobne działy w swoich ofertach i inwestują w nie poważne pieniądze. Luksusowy pojazd kosztuje nawet 300 tys. zł. Są firmy, które w swoich stajniach mają po 30 karawanów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski