MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wieczór wigilijny

Redakcja
Najlepszą rzeczą, jaką można zrobić, to mówić otwarcie o swoich uczuciach Fot.Ingimage
Najlepszą rzeczą, jaką można zrobić, to mówić otwarcie o swoich uczuciach Fot.Ingimage
- Wigilia, święta Bożego Narodzenia, Nowy Rok to czas szczególny, wyzwalający wiele refleksji i wspomnień. Nie dla wszystkich są to szczęśliwe chwile. Samotność, utrata bliskiej osoby albo poważna choroba w rodzinie przynoszą emocje, z którymi trudno sobie poradzić przy wigilijnym stole.

Najlepszą rzeczą, jaką można zrobić, to mówić otwarcie o swoich uczuciach Fot.Ingimage

Rozmowa z MARIOLĄ KOSOWICZ, terapeutą rodzinnym i psychoonkologiem, kierownikiem Zakładu Psychoonkologii w Centrum Onkologii w Warszawie

- Jestem zdania, że takie chwile jak święta odkrywają prawdę o nas samych, o ludzkim życiu. Wiele mówią o naszych relacjach z innymi osobami, o bliskości, o naszej duchowości, czasami o złości na Pana Boga, na ludzi. W tym przedświątecznym i świątecznym okresie bardzo wiele zarówno chorych, jak i zdrowych osób zgłasza się do mojego gabinetu z różnymi osobistymi problemami. Także dzisiejszą pasterkę już po raz ósmy spędzę przy telefonie I programu Polskiego Radia i wiem, że dzwoniących będzie mnóstwo. Ludzi samotnych, chorych, porzuconych, odepchniętych przez bliskich. Ale też takich, pozornie szczęśliwych, którzy gdzieś biegną szybko przez cały rok. Zajęci pracą udają, że nie widzą pustki swego życia i nagle noc wigilijna objawia im całą prawdę. Bo święta, obojętnie, czy jesteśmy wierzący, czy nie, to taki czas, kiedy nachodzą nas refleksje nad życiem, nad bliskością, nad brakiem tej bliskości, nad sensem bycia razem, w rodzinie.

- To trudne rozmowy?

- Trudne rozmowy i trudne sytuacje. Pamiętam takie święta, kiedy zadzwonił pan i prosił, żeby przekazać na antenie jego żonie jak bardzo ją kocha. Zapytałam: a gdzie żona jest? Obok, w pokoju. Umiera na nowotwór płuc. Nie rozmawiamy ze sobą, ale chciałbym, żeby wiedziała, że ją kocham. Mam nadzieję, że to usłyszy, bo ma włączone radio. Zasugerowałam, że to może jest taki moment, kiedy trzeba sobie pozwolić na chwilę bycia razem. Nie wracać do przeszłości, nie tłumaczyć sobie niczego, co było, tylko pobyć z sobą. Takich historii jest bardzo wiele.

- Niełatwo się przełamać, wyrazić swoje prawdziwe uczucia i myśli. Nikt nas tego nie nauczył, w wielu domach nie prowadzi się głębszych rozmów, wszystko odbywa się na bezpiecznym, ale bardzo powierzchownym poziomie.

- Stąd przed wigilią pytania: jak się zachować przy kolacji, kiedy wśród nas będzie ciężko chora osoba? Czy o tym rozmawiać, ujawniać uczucia, emocje związane z tym, że przy świątecznym stole jest ktoś bardzo chory? Moim zdaniem, jako psychologa, ale też córki, która spędzała wigilie z ciężko chorym ojcem, nie można udawać, że wszystko jest dobrze. Co więcej, tego się nie da udawać.

- Będzie sztucznie, nieprawdziwie, sztywno...

- Wszyscy o tym myślą, ale starannie unikają rozmowy na ten temat. Udajemy, ale przecież widzimy ten spuszczony wzrok, smutek, czasem kilka łez. A przecież pragniemy, żeby te świąteczne chwile były dobre, radosne, chcemy oszczędzić sobie i bliskiej osobie cierpień. Myślę jednak, że cierpimy bardziej w takich niedopowiedzeniach, w takiej ciszy, która boli dotkliwiej niż wtedy, gdyby ktoś wprost powiedział o chorobie. W zeszłym roku przyszedł do mnie młody mężczyzna, mąż 24-letniej kobiety.

Trzy miesiące po ślubie zdiagnozowano u niej bardzo złośliwy nowotwór piersi. Wybierali się na wigilię do rodziców. Jego matka zaproponowała kolację w małym kilkuosobowym gronie.
- Wszystko po to, aby nie stwarzać trudnej sytuacji dla chorej synowej?

- Takie były jej intencje. Ale ten młody człowiek zaprotestował: ma być tak jak zawsze, jak co roku, normalnie. Przyznałam mu absolutną rację, z jednym zastrzeżeniem: normalnie nie będzie - bo normalnie, to znaczy bez tego problemu. A ten problem jest i nie można udawać, że go nie ma.

Ale żeby było najbardziej normalnie jak tylko może być w takiej sytuacji, to zróbcie państwo tak: zanim usiądziecie do stołu, zanim się pomodlicie i złożycie sobie życzenia, proszę przerwać tę zmowę milczenia i powiedzieć do gości: nie chcemy, żebyście udawali, że nie ma choroby i że nie mamy dzisiaj problemu jako rodzina. Płaczcie, ile musicie, bo inaczej cały wieczór będziemy to za sobą ciągnąć.

Zadzwonili do mnie w pierwszy dzień świąt. To był cud - mówili. Niesamowite, wzruszające chwile, wszyscy się popłakali, rozmawiali bardzo szczerze. Ale potem cieszyliśmy się, śpiewaliśmy kolędy, znikło napięcie, które wisiało w powietrzu.

- Czyli najlepszą rzeczą, jaką można zrobić, to mówić otwarcie o swoich uczuciach. Pomaga to także całej rodzinie uwolnić się od ciężaru niewypowiedzianych lęków i zmartwień.

- Ponieważ bardziej stresujące jest ukrywanie emocji niż wyrażanie ich. Wraz z chorym choruje w pewien sposób cała rodzina. Dlatego nie ani chory, ani zdrowi członkowie rodziny nie ochronią się wzajemnie, nie zaoszczędzą sobie cierpienia, nie mówiąc o swoich przeżyciach. Co więcej, tego rodzaju strategia nierzadko okazuje się dla wszystkich bardziej bolesna. W takiej rodzinie rodzi się przecież wiele problemów emocjonalnych, o których trzeba rozmawiać: lęk, zaprzeczenie, wypieranie prawdy, magiczne myślenie, złość, bezradność, depresja i wiele innych. W niektórych domach troska o bliskiego oznacza przede wszystkim dbanie o leczenie i komfort fizyczny z pominięciem sfery emocji. W innych - co jest budujące - obejmuje również głębokie rozmowy i mądre wsparcie. Niestety, trudne rozmowy muszą być trudne, a jeśli się ich unika, problemy stają się jeszcze trudniejsze do udźwignięcia. Ale proszę wierzyć - to nie choroba wywołuje największe napięcia i ciszę przy wigilijnym stole. Ból jest większy, kiedy dzieląc się opłatkiem nie potrafimy wybaczyć sobie narosłych urazów, gniewu, zawodu. Właściwie to już mieliśmy się rozstać, kiedy raptem wybuchła choroba. A porzucenie chorego małżonka nie jest społecznie akceptowane. Jesteśmy więc pozornie razem, siedzimy nawet przy jednym stole, ale dawno już się pogubiliśmy.

- Uważamy jednak, że to nie my jesteśmy winni. Zrzucamy ten ciężar na rodzinę, żonę, męża, przyjaciół. Czekamy aż zrobią pierwszy krok.

- Oczywiście, szukamy kogoś, kto według nas zawinił. Jednak w tę noc nic nie da się ukryć. Wszyscy doświadczają obnażenia prawdy o swoim życiu. Zazwyczaj jest to straszliwie trudne, kiedy trzeba zmierzyć się z prawdą. Często jako winnego wskazuje się chorobę. Ale to nie choroba jest przyczyną dramatu zagubienia w rodzinie, w małżeństwie czy przyjaźni, a raczej nasza nieumiejętność bycia razem. I dobrze by było, abyśmy w tę wigilijną noc zdobyli się na odwagę, uczciwość wobec siebie i innych. Spójrzmy na swoje życie, na swoje postępowanie. Wszystko może zostać tak jak było, mogę być dalej zły na swoje dzieci, żonę, męża, przyjaciela. Mogę czekać aż zrobią pierwszy krok. Ale ten pierwszy krok może należeć również do mnie. Za dużo jest w nas złości, rozczarowania. Jednak tak naprawdę jesteśmy rozczarowani sami sobą, tylko się do tego nie przyznajemy. Bo jeśli przyznam, że jestem sama sobą rozczarowana, to musiałabym coś zrobić, coś zmienić. A ponieważ nie mam pomysłu, co zrobić, to zrzucam winę na kogoś.
- Świat ma dziś być kolorowy, radosny i młody. Chory człowiek często czuje się samotny, uważa, że nikt nie rozumie tego, co przeżywa.

- Kiedy jesteśmy zdrowi, chcemy wierzyć, że życie jest takim bezzwrotnym kredytem, z którego można do woli czerpać. Wiemy racjonalnie, że jest śmierć, cierpienie, ale dopóki tego nie doświadczamy, robimy wszystko, aby temu zaprzeczać. Świat ma być znieczulony, chorego wspiera się często poklepywaniem w stylu: "Nie myśl negatywnie, będzie dobrze". Tymczasem chory człowiek, który doskonale wie, że nie musi być wcale dobrze, który widzi jak odchodzą znajomi ze szpitalnego łóżka, doświadcza szybciej, w sposób bardziej namacalny tego wszystkiego, od czego my uciekamy. Musi zmierzyć się z czymś, czego się wszyscy boimy i nie miejmy wątpliwości, że nie można się nie bać. Dlatego bliscy chorego także muszą się zmierzyć z tą niemocą, bezradnością wobec tego np., że nie da się wyprostować losu w sposób prosty, a czasem w żaden sposób nic się nie da już zmienić. Można się tylko starać, żeby ten czas, który jeszcze pozostał był najlepszy.

- Jak można podsumować naszą rozmowę?

- Życie jest kruche, widzę to każdego dnia. Moja praca nauczyła mnie doceniania tego, co mam w danej chwili. Jednak my często zrzucamy odpowiedzialność za jakość naszego życia na czynniki zeqwnętrzne, nie dbamy świadomie o jakość dnia codziennego. Nie rezygnujmy z życia. Nie szukajmy wymówek, aby ciągle myśleć "gdybym miał więcej czasu, więcej zdrowia, więcej możliwości". Życie zawsze będzie za krótkie. Warto ciągle sobie przypominać, że żyjemy dziś i na wyciągnięcie ręki mamy świat, którego tak nam żal, gdy myślimy o jego utracie.

Rozmawiała:

Dorota Dejmek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski