Pięć lat trwała wojna z firmą Orange o zwykły kabel i skrzynkę telefoniczną. Chodziło o wydawałoby się prostą rzecz, czyli odpowiednie zabezpieczenie 100 metrów kabla i drzwiczek skrzynki. Sami górale nie byli w stanie poradzić sobie z międzynarodowym gigantem telekomunikacyjnym. Dopiero gdy sprawą zajęła się prasa, okazało się, że problem da się rozwiązać w... kilka dni.
- Od pięciu lat mamy kłopot z telefonem stacjonarnym i internetem - mówią Grażyna i Krzysztof Krupowie, którzy na Gubałówce prowadzą pensjonat. - Wszystko przez zwykły telefoniczny kabel, który biegnie do naszego domu. Leży w fosie i niczym nie jest zabezpieczony.
Telefon, jeszcze z firmy Telekomunikacja Polska, został podpięty do domu rodziny Krupów i kolejnych czterech budynków 18 lat temu. Monterzy nie zakopali go jednak w ziemi, ale puścili fosą w zwykłej rurze. Z czasem rura zapchała się mułem i kamieniami, a kabel wyrwał się ze skrzynki. - Przyjechali wtedy monterzy i wymienili nam kabel, ale już nawet go w ochronnej rurze nie dali. Po prostu rzucili w fosie - żalą się mieszkańcy Gubałówki.
W międzyczasie posypała się skrzynka rozdzielcza. Odpadły drzwiczki, kable zaczęły sterczeć. Od tamtej pory Krupowie mają problemy. - Co jakiś czas po nawałnicach telefon milczy, a z internetu możemy skorzystać, ale... u znajomych w centrum miasta. Skarżą się na to też goście, którzy przyjeżdżają do naszego pensjonatu. Były nawet sytuacje, że musieliśmy zwracać im część pieniędzy za pobyt. Z telefonów komórkowych wydzwanialiśmy co chwilę do Orange. Przyjeżdżali, coś tam poprawiali i działało. Ale to wszystko było prowizorką - mówi Grażyna Krupa.
13 sierpnia telefon i internet ponownie zamilkły. Właściciele nie wiedzieli jeszcze, że sygnał w słuchawce usłyszą dopiero za dwa tygodnie. - Prosiliśmy o interwencję i przyjazd monterów wielokrotnie, już nie wiem nawet, ile razy. Co chwila mówiono nam, że usterka zostanie naprawiona za 24 godziny, potem przeradzało się to w 48, 72 godziny. Później w ogóle nas nie łączono z konsultantem - żalą się Krupowie.
Zwrócili się o pomoc do dziennikarzy. Choć apelowali do Orange o zabezpieczenie kabla od pięciu lat, dopiero nasza interwencja przyniosła efekt. Maria Pisakier, rzecznik prasowy firmy Orange, stwierdziła jedynie, że być może pojawiły się jakieś problemy z komunikacją z monterami.
- Najwyraźniej jednak problem braku komunikacji szybko się rozwiązał, bo na drugi dzień dostaliśmy telefon z Warszawy z przeprosinami - mówi Grażyna Krupa. - Zaraz potem zjawili się monterzy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?