MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wiele punktów widzenia

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Czy istnieje pojęcie kariery w hierarchii Kościoła? Czy można powiedzieć, że Ksiądz, będąc rzecznikiem, publicystą, autorem książek, wykładowcą uczelnianym zrobił karierę?

Fot. Anna Kaczmarz

KS. ROBERT NĘCEK, rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej, opowiada o swoich życiowych wyborach

- W nomenklaturze kościelnej i wizji ewangelicznej pojęcie kariery jest nieporozumieniem. "Dobrze się ustaw" - tak niektórzy mówią. Kariera zakłada drogę, którą trzeba przejść, stopień po stopniu, aby osiągnąć upragniony cel, ale jeżeli się to nie uda, człowiek przeżywa wewnętrzną frustrację; życie się dla niego zakończyło. Gdy obejmowałem stanowisko rzecznika, zdawałem sobie sprawę, że funkcja ta się kiedyś dla mnie skończy, że zostaną postawione przede mną nowe zadania, które będę się starał realizować jak najlepiej potrafię. Dlatego nie należy być do stanowisk przywiązanym i uważam, że mówienie o karierze w Kościele jest niestosowne.
- Czy Ksiądz jest zadowolony ze swojego życia zawodowego?
- Tak. Mam optymistyczne podejście do życia. Dla mnie najistotniejszą wartością jest wolność. To powoduje, że wyjątkowo cenię pracę i staram się ją wykonywać jak najlepiej, bo ona nie została mi narzucona. Ksiądz Kardynał stara się dopasować proponowaną funkcję do zainteresowań i zdolności kandydata. To mi się podoba. Lubię być między ludźmi. Codziennie poznaję kogoś nowego i dzięki temu zyskuję ciągle inne, nowe punkty widzenia. Nie mam oporu przed rozmową nawet z niewierzącymi; robię to z pełnym szacunkiem. A krytyki nie odbieram jako atak, bo jest ona dla mnie jedynie doprecyzowaniem myśli, punktem wyjścia do dyskusji i rozważań.
- Kiedy Ksiądz wybrał swoją drogę? Czy decyzja o życiu w służbie Boga rodziła się miesiącami?
- Potrzebowałem lat. By zostać księdzem, tak na poważnie zacząłem myśleć, dopiero będąc w III klasie licem. Wcześniej jednak zawsze byłem blisko Kościoła. Służyłem do mszy i stało się to moją pasją. Miałem szczęście, że wielu księży, których spotkałem na drodze, byli osobami z charyzmą. Miałem wspaniałych i wymagających katechetów.
- Czym imponowali?
- Intelektem, otwartością, relacjami z ludźmi. Nie wiem czy to biskup dobierał proboszczowi takich księży, czy proboszcz o takich prosił. Była to wspaniała grupa duchownych, która wokół kościoła zgromadziła wiele osób. Do dziś z nimi utrzymuję kontakt. Niektórych wymienię: Marian Chyrc, katecheta licealny, obecnie proboszcz w Zakrzowie koło Kalwarii, Andrzej Błażkiewicz, teraz misjonarz w Brazylii, Stanisław Kupczak, obecnie dziekan w Strasburgu, Andrzej Olszowski, który otwierał przede mną horyzonty wiedzy. Wówczas proboszczem był ks. Kazimierz Podsiadło, dzisiaj proboszcz na Harendzie w Zakopanem, a po nim ks. Jan Bednar, obecnie na emeryturze. Oni zawsze służyli mi radą i zamiast pouczać, pomagali. Modlę się za nich codziennie.
- A pierwszy Księdza kościół to...
- ...pod wezwaniem św. Floriana. Należeliśmy do tej parafii, bo moja rodzina mieszkała wówczas przy ul. Szlak w Krakowie. Rodzice jednak zadecydowali, że się przeniesiemy do Nowego Prokocimia. Minis-tranturę rozpoczynałem więc w kościele Miłosierdzia Bożego.
- Co takiego stało się w III klasie liceum, że zdecydował się Ksiądz na służbę Bogu i Kościołowi?
- Dojrzałem. Coraz częściej rozmawiałem z duchownymi, a w domu na co dzień słyszałem od rodziców jak im imponował Jan Paweł II. To wszystko zaczynało się składać na jedną całość.
W XV Liceum, do którego chodziłem, mogłem coraz częściej usłyszeć o polskim papieżu. Wtedy zaczynałem po raz pierwszy myśleć o sobie jako o księdzu. Ale od myślenia do podjęcia decyzji jeszcze droga daleka. Przeżyłem pewne zawirowania...
- ...jakiej natury?
- Powiedzmy: właściwej.
- Zakochał się Ksiądz?
- To Pani powiedziała. Niech i w moim życiu będzie trochę tajemnic. Kiedy na poważnie zacząłem myśleć o pójściu do seminarium, pojawiły się inne trudności.
- Jakie?
- W tamtych czasach, w drugiej połowie lat 80., moje liceum należało do bardzo "czerwonych". Zdarzały się sytuacje, że musieliśmy opuścić salę, a jeden profesor zostawał z dwoma smutnymi panami, którzy przeszukiwali nasze rzeczy.
- Czego szukali? Ulotek?
- Prawdopodobnie. Wtedy już nawet młodzież licealna angażowała się w różne akcje, ale także angażowali się rodzice moich kolegów. Zdawałem sobie sprawę, że ci, którzy parę lat wcześniej zdradzili się w szkole, że chcą iść do seminarium na ogół nie zdawali matury. Zastosowałem więc profilaktykę. Nawiązałem kontakt listowny z rektorem seminarium w Wiedniu, opisałem mu jaka jest sytuacja i jakie jest podejście w mojej szkole do tych, którzy chcą zostać duchownymi. Dowiedziałem się, że gdybym został w Krakowie "oblany" na maturze, to seminaria duchowne w Austrii mają podpisaną z polskim ministerstwem do spraw wyznań i austriackim ministerstwem szkolnictwa umowę, w myśl której państwo polskie nie stwarzałoby mi żadnych przeszkód abym mógł wyjechać z kraju i podjąć tam studia, a maturę mógłbym powtarzać przed tamtejszą komisją. Pamiętam ten dzień, było to 26 stycznia 1988 roku, do mojego domu przyjechali przełożeni z seminarium z Wiednia. Przyjechali wcześniej i gdy wszedłem do domu to oni przerwali rozmowę z moimi rodzicami i spojrzeli na zegarek, by sprawdzić czy jestem punktualny. Na szczęście byłem. Rozmowa była miła i okazało się, że pozostaje mi tylko złożyć papiery. Do dziś je mam.
- Kto wiedział, że zamierza Ksiądz iść do seminarium?
- Na początku tylko dwie osoby: tata i proboszcz.
- A mama?
- Nie, i to nie dlatego żebym nie miał zaufania do mamy, tylko już wtedy zdawałem sobie sprawę, że czasem można tak podejść kobietę, że nie będzie nawet wiedziała, że powiedziała to, czego nie chciała. Natomiast mój tata i proboszcz byli bardzo dobrymi dyplomatami. Mamie powiedziałem dopiero tuż przed przyjazdem delegacji z Wiednia.
- I co ona na to?
- Rodzice zawsze wychodzili z założenia, że decyzję dotyczącą mojej przyszłości muszę sam podjąć; że nie wolno mi podpowiadać, naciskać. Mama mawiała, że muszę sam zadecydować, bo nie chce, abym ją kiedyś przeklinał. Powiedziała mi jedynie, że zdaje sobie sprawę, że nie jest to łatwe, by na początku życia podejmować tak trudne decyzje. Rodzice mój wybór przyjęli ze spokojem i z szacunkiem.
- Papiery do Wiednia nie były jednak potrzebne.
- Po pisemnej maturze, a przed ustną, wezwał mnie dyrektor szkoły i zapytał, czy nie zamierzam zmieniać kierunku studiów. Zadeklarowaną miałem germanistykę na UJ, bo mnie to interesowało i brałem udział w olimpiadach języka niemieckiego. W moim przypadku było to bardzo wiarygodne. Podczas rozmowy z dyrektorem musiałem się wykazać nie lada umiejętnościami, by ocalić to, co chciałem osiągnąć. Po maturze, gdy wydano mi świadectwo, natychmiast złożyłem papiery do seminarium krakowskiego.
- Będąc na studiach nie wahał się Ksiądz? Nie chciał zrezygnować?
- ...chciałem. Miałem taki trudny rok.
- Dlaczego?
- Wątpliwości, a może droga małżeńska? Jednak ojciec duchowny seminarium, ks. Edward Ćmiel tłumaczył, że można zrezygnować, ale nie należy podejmować decyzji w sytuacji wątpliwości. Trzeba wątpliwość najpierw przeżyć, a później na zimno wszystko przemyśleć. Tak zrobiłem i zostałem w seminarium.
- Od seminarium do pracy w kurii droga daleka.
- W seminarium miałem kapitalnego bezpośredniego przełożonego, ówczesnego wicerektora - ks. Tadeusza Kasperka. Nie zapomnę jak zarówno on, jak i mój proboszcz w rodzinnej parafii stanęli na wysokości zadania, kiedy zmarł mi tata, a ja musiałem zająć się i mamą i siostrą. Ksiądz Tadeusz Kasperek objął później parafię w Wadowicach, tę która została ufundowana jako votum za ocalenie życia Jana Pawła II. Kiedy mnie wyświęcono poszedłem tam na wikarego. Po trzyletniej pracy zostałem odwołany. Nie byłem wcale zadowolony, mimo że otrzymałem stypendium na roczne studia we Włoszech. Po powrocie do Polski podjąłem studia na KUL-u na kierunkach: nauki społecznej Kościoła i socjologii. Po ukończeniu socjologii i doktoracie z nauki społecznej Kościoła, przyjechałem do Krakowa, gdzie zostałem zatrudniony w Papieskiej Akademii Teologicznej, a jednocześnie biskup Kazimierz Nycz zlecił mi pracę w Wydawnictwie św. Stanisława.
- Od lat jednak udzielał się Ksiądz dziennikarsko.
- Można nawet powiedzieć, że miałem praktykę w "Dzienniku Polskim". Przyjmował mnie śp. red. Andrzej Lenczowski. Sprawdzałem razem z red. Eugeniuszem Twarogiem jak są przygotowane akademiki na przyjęcie studentów po wakacjach. Kiedy jednak odważyłem się napisać swój pierwszy tekst do pewnego periodyku, otrzymałem odpowiedź od redaktora, że "taki tekst to mogę sobie zamieścić w gazetce parafialnej". Wtedy pomyślałem, że jeżeli on sądzi, że mnie taką odpowiedzią zdeprymuje, to się myli. Zacząłem analizować warsztat dziennikarzy z różnych gazet, uczyć się języka medialnego, obserwować, w jaki sposób piszą i po trzech latach takiej nauki wysłałem mu artykuł, który został przyjęty i wydrukowany. Dzisiaj to on składa u mnie zamówienia na artykuły.
- Wtedy chyba najwięcej Ksiądz zaczął się poświęcać wywiadom?
- Rzeczywiście. Miałem jeden wolny dzień w tygodniu - wtorek - i wykorzystywałem go na robienie wywiadów do prasy regionalnej, takiej jak np. "Głos Podbeskidzia" Dodam, że redaktor naczelny tego pisma ks. Andrzej Klimara wciągnął mnie na dobre w krainę mediów. Stałem się medialnym szaleńcem. Potrafiłem w środku nocy wsiąść w pociąg, jechać do Gdańska, by zrobić tam wywiad z Lechem Wałęsą i natychmiast wracać prosto do swoich zajęć. Ale lubiłem tę pracę. Gdy zebrałem wiele wywiadów poprosiłem red. Ewę Łosińską z "Dziennika Polskiego" by popatrzyła, co powinienem poprawić, gdyż zamierzałem wydać je w postaci książki. Dała mi kilka cennych rad. Później, gdy kard. Joseph Ratzinger został wybrany na papieża, zamówiła u mnie rozmowę z arcybiskupem Zimowskim, który był w tej samej co kard. Ratzinger kongregacji. I tak zadebiutowałem wywiadem na łamach "Dziennika Pol- skiego"...
- A jak trafił Ksiądz do kurii?
- Gdy po pogrzebie papieża do Krakowa zjechał arcybiskup Stanisław Dziwisz, pewnego dnia na obiedzie na Kanoniczej zapytał mnie, czy dobrze mi się pracuje w Wydawnictwie św. Stanisława. A ja na to: "Jak mam być szczery, to w ogóle mnie to nie interesuje"; powiedziałem prawdę, bo nie lubiłem pracy z komputerem i z cudzymi tekstami. O nic mnie już nie zapytał. Wcześniej w podobnym duchu rozmawiałem z bp. Józefem Guzdkiem, który także był dla mnie wyrozumiały. Po kilku tygodniach zwolniono mnie z pracy w wydawnictwie i pojechałem do Dublina na wakacje z wizją, że po powrocie zajmę się habilitacją. Otrzymałem od sekretarza arcybiskupa, ks. Rasia sms-a, aby się po powrocie zgłosić do kurii. Gdy przyjechałem abp Dziwisz zaproponował mi urząd rzecznika prasowego. Nie namyślałem się długo. Następnego dnia zacząłem pracę.
- Jak wygląda praca rzecznika?
- Zaczyna się wcześnie. O godz. 6 rano jestem już po lekturze prasy dostępnej w internecie: dzienniki i portale, a także tygodniki. Codzienne piszę medialne sprawozdanie dla księdza metropolity, a gdy coś jest godne uwagi przedstawiam cały artykuł. Przygotowuję i prowadzę konferencje prasowe z udziałem kardynała, a jeżeli towarzyszę w podróży zagranicznej, przekazuję mediom informacje. Pamiętam konferencję prasową po północy w Fatimie, w Portugalii. Dziennikarze przybyli tłumnie. Jestem także odpowiedzialny za przekazywanie stanowiska metropolity. Umawiam dziennikarzy na wywiady z ks. kardynałem, określam tematykę, ustalam terminy.
- Jakie artykuły najbardziej interesują ks. kard. Dziwisza?
- Głównie o tematyce społecznej oraz wszystko, co dotyczy Kościoła. Ciekawe artykuły zostawiam metropolicie na biurku. Zaznaczam, co trzeba przeczytać, a co można.
- Istnieje system oznaczeń?
- Musi istnieć. Nie ma czasu, aby wszystko przeczytać.
- Ma Ksiądz czas na marzenia? O czym Ksiądz marzy?
- Aby być dobrym dla ludzi, gdyż szybko odchodzą. Za kilkadziesiąt lat nikt nie będzie pamiętał o piastowanych stanowiskach, godnościach. Wydrukowane słowa też przeminą. Natomiast pamięć o tym, że się było dobrym człowiekiem będzie trwała.
ROZMAWIAŁA: AGNIESZKA MALATYŃSKA-STANKIEWICZ

Ks. Robert Nęcek

Ks. Robert Nęcek, doktor teologii, adiunkt w Katedrze Teologii Moralnej Ogólnej Uniwersytetu Jana Pawła II, korespondent KAI, rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej. Autor książek: "Okiem rzecznika", "Rozmowy nieroztropne", "Odpowiadam", "Kardynał Stanisław Dziwisz. Nadzieje i niepokoje".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski