Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka wojna kuzynów. Nieuchronność światowego kataklizmu

Włodzimierz Knap
Scena zamachu uwieczniona przez ilustratora wiedeńskiej gazety
Scena zamachu uwieczniona przez ilustratora wiedeńskiej gazety Archiwum
28 czerwca 1914 * W Sarajewie został zabity arcyksiążę Franciszek Ferdynand, następca tronu Austro-Węgier * Dlaczego jego śmierć doprowadziła do I wojny światowej, tego do dziś nie wiemy.

Dla Polski I wojna światowa była błogosławieństwem. Kto wie, jak potoczyłyby się losy naszej państwowości, czy odzyskalibyśmy niepodległość, gdyby w 1914 r. nie doszło do Wielkiej Wojny?

Od końca XIX stulecia Europa żyła w stanie permanentnych kryzysów. Udawało się jednak je zażegnywać. Tak było np. w 1898 r., gdy wojna między Wielką Brytanią a Francją wisiała na włosku, potem przyszły dwa kryzysy marokańskie między Paryżem a Berlinem oraz konflikt włosko-turecki z lat 1911-1912. Równie gorąco było na Bałkanach, gdzie wybuchły dwie wojny: w 1912 i 1913.

Po zamachu dokonanym na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie, następcę tronu Austro-Węgier, strony zaczęły ponownie prężyć muskuły. Do wojny wcale jednak nie musiało dojść. Morderstwa lub zamachy na królów, carów, prezydentów czy ministrów były nieomal czymś powszechnym w tamtej epoce.

Dlaczego zatem zabójstwo arcyksięcia przyniosło zasadniczy przełom, doprowadzając do wojny, której skutków nikt nie przewidział? Na to pytanie wiele osób szuka odpowiedzi od niemal wieku. Temperatura debaty nie gaśnie, a odpowiedzi padają bardzo różne.

Warto też pamiętać o królowej brytyjskiej Wiktorii I. Panowała niemal 64 lata; zmarła w 1901 r. Za życia trzymała pod kontrolą nie tylko swój kraj, lecz też koronowane głowy w innych mocarstwach. W 1914 r. stanęły naprzeciw siebie państwa, w których rządzili wnukowie Wiktorii, lub mężowie jej wnuczek - Wilhelm II, Mikołaj II i Jerzy V. Gdyby żyła...

CZYTAJ TAKŻE: Najpierw był zamach, potem leniwy zastój. Lawina ruszyła po miesiącu [I WOJNA ŚWIATOWA]

Nieuchronność światowego kataklizmu
Wojna światowa, choć Polsce przyniosła odrodzenie, to jednak nad przyczynami jej wybuchu przechodzimy z reguły dość obojętnie. Inaczej niż wiele innych nacji z Brytyjczykami, Francuzami, Niemcami, Austriakami, Włochami, Belgami, Serbami, Czechami czy Rosjanami na czele.

Skala zainteresowań konfliktem z lat 1914-1918, szczególnie w Europie Zachodniej, jest dla Polaków wręcz niewyobrażalna. To on, nazwany Wielką Wojną, budzi tam i obecnie dużo większe emocje niż II wojna światowa. Oś sporu koncentruje się wokół przyczyn wybuchu w 1914 r., w tym odpowiedzialności za jej wywołanie.

Niemcy i Wilhelm II
Po zakończeniu wojny zwycięskie państwa zachodnie nie miały wątpliwości. Wskazały na winę Niemiec. W traktacie wersalskim, w artykule 231., zostało jasno powiedziane: "Niemcy akceptują odpowiedzialność za wszelkie straty i szkody, spowodowane agresją Niemiec i ich sojuszników". W innym miejscu traktatu winny został wskazany z imienia i nazwiska. Był nim cesarz Wilhelm II. Kary uniknął, bo schronienia udzieliła mu Holandia.

Nie można mieć wątpliwości co do winy Niemiec za doprowadzenie do wojny. Jednak, jak zgodnie dziś twierdzą historycy, nie tylko Berlin ma wiele na sumieniu. Lapidarnie rzecz ujmując: powodów rozpoczęcia I wojny światowej znaleźć można sporo, a odpowiedzialność należy rozłożyć.

Osobowość i charakter
Wśród rozpatrywanych przyczyn trzeba brać m.in. pod uwagę cechy charakteru i osobowość ówczesnych przywódców politycznych, wojskowych oraz tzw. grubych ryb z sektora finansowego i przemysłowego i ich wzajemne powiązania, często skomplikowane, pełne niechęci lub - rzadziej - sympatii.

Zdecydowana większość z tych ludzi nie miała świadomości, że nowa wojna nie będzie przypominała wcześniejszych, toczonych w ostatnim stuleciu. Od zakończenia epoki napoleońskiej prowadzono w Europie wojny na ograniczonej powierzchni i nie trwały one długo. W ciągu lipca 1866 r. Prusy rozstrzygnęły wojnę z Austrią i mniejszymi państwami niemieckimi, a miała ona doniosłe znaczenie dla całej Europy. Siedem miesięcy trwała wojna francusko-niemiecka 1870/1871. W jej wyniku Francja utraciła pozycję pierwszego mocarstwa, a zajęły ją Niemcy.

Sztabowcy wojskowi szykowali się zatem i tym razem na wojnę krótką, z wielkimi, rozstrzygającymi bitwami. Strategia zniszczenia górowała nad strategią wyczerpania. Politycy, którzy sto lat temu sprawowali władzę, nie potrafili przewidzieć konsekwencji, a ich decyzje doprowadziły do śmierci ponad 10 mln ludzi, ale też zmieniły bieg historii.
System sojuszy
Zastanawiając się nad powodami wybuchu wojny, nie można zapominać o układzie sił na arenie międzynarodowej i systemie sojuszy. Tak samo jak o wcześniejszych wydarzeniach, na czele z kilkoma kryzysami, przez które Europa przeszła i miała w kościach w przededniu wojny. Wojny co prawda zdołano uniknąć w następujących po sobie kryzysach: w 1908, 1911 i 1913 r., lecz w 1914 czara się przelała.

Należy brać pod uwagę również plany strategiczne mocarstw, liczących na to, że wojna pomoże im rozwiązać albo kłopoty wewnątrzkrajowe, albo międzynarodowe, ewentualnie jedne i drugie.

Kolejnym czynnikiem są aspiracje przemysłu zbrojeniowego, który od końca XIX stulecia rozwijał się niezwykle dynamicznie, ponad potrzeby. Wyścig zbrojeń przyczynił się do tego, że zapanowało poczucie nieuchronności wojny, choć rządy przekonywały, iż zbrojenia działają odstraszająco na ewentualnych wrogów.

Swoją wagę miała również rywalizacja o panowanie na morzach między Niemcami i Wielką Brytanią. Berlin liczył, że uda mu się osiągnąć taki potencjał, że flota brytyjska nie odważy się na atak. Londyn natomiast nie zamierzał ustępować i skutecznie utrzymywał swoją przewagę na morzach, nie bacząc na koszty finansowe i polityczne.

Warto również pamiętać, że wiek temu panujący i rządy musieli liczyć się z opinią publiczną. Mentalność ówczesnych społeczeństw była kwestią o zasadniczym znaczeniu. Bez przyzwolenia ludności rządzący nie mogliby prowadzić wojny.

Pełna dokumentacja i...
Paradoksem jest, że chociaż w XX-wiecznych dziejach nie ma wydarzenia, które byłoby lepiej udokumentowane niż okres sprzed 1914 r., to nadal poszukiwanie wyjaśnień wybuchu wojny budzi niezwykłe kontrowersje. Wybitni historycy, zwłaszcza zachodni, od blisko wieku zajmują się tym tematem. Powstają sążniste syntezy i drobiazgowe analizy. Krótkim okresom, np. kilkudniowym zabiegom dyplomatycznym w lipcu 1914 r., poświęcone są liczne i niezwykle obszerne traktaty.

CZYTAJ TAKŻE: Najpierw był zamach, potem leniwy zastój. Lawina ruszyła po miesiącu [I WOJNA ŚWIATOWA]

Prof. Gordon Martel, zajmujący się tymi zagadnieniami, przyznaje, że literatura dotycząca samych przyczyn wybuchu Wielkiej Wojny jest niemożliwa do ogarnięcia przez kogokolwiek. Więcej, nikt nie jest w stanie nawet przeczytać wszystkiego, co ukazuje się w tej materii na bieżąco.

Dodajmy, że badacze mają sprawę ułatwioną, bo najważniejsze państwa uczestniczące w wojnie opublikowały całą dokumentację dyplomatyczną. Stało się tak dlatego, że w połowie lat 20. XX w. szerokie uznanie zyskała teza, że głównym powodem rozpoczęcia wojny był konfliktogenny układ sił na arenie międzynarodowej.

Twierdzono, a i dziś wielu uczonych to podtrzymuje, że stworzenie od końca XIX w. systemu sojuszy podzieliło Europę na dwa przeciwstawne obozy, które wcześniej czy później musiały rzucić się sobie do gardeł. Z takim poglądem korespondowało przekonanie, że głównym motorem takiego patologicznego układu, jego konserwatorem, była ówczesna dyplomacja. Jej przedstawicieli obwiniano o tworzenie sekretnych, złowieszczych porozumień.

Kiedy wojna jeszcze trwała, ówczesny ludowy komisarz spraw zagranicznych rządu bolszewickiego Lew Trocki nakazał opublikować tajne porozumienia zawarte przez carat z Francją i Anglią. Po zakończeniu wojny podobne działania podjęli Niemcy, by pokazać, że doprowadzenie do wojny nie tylko ich obciąża. Podobnie postąpiły inne państwa.

Niemcy na Niemców
Poznanie zakulisowych, tajnych decyzji podejmowanych przez polityków w okresie poprzedzającym wojnę spowodowało, że historycy podzielili się. Niektórzy odpowiedzialnością obciążali przede wszystkim Austro-Węgry, inni Rosję, Francję lub Wielką Brytanię. Ale nadal głównym winowajcą pozostali Niemcy i to przede wszystkim za sprawą historyków... niemieckich.
Oni bowiem, na czele z prof. Franzem Fischerem i jego szkołą historyczną, przekonująco argumentowali, że rząd niemiecki celowo doprowadził do wojny w 1914 r. Potem to stanowisko przejęła część badaczy z innych krajów. Najkrócej mówiąc, uważają oni, że Berlin zdecydował się na wojnę z Rosją, wykorzystując zamieszanie po zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie.

Niemcy kalkulowały tak: skoro wojna jest nieuchronna, to dogodniejszego czasu na jej rozpoczęcie mieć nie będą. Ich sztab generalny w 1914 r. oceniał, że jeśli wojna nie wybuchnie teraz, to w roku 1917 będzie za późno, bo Rosja rozwija się w błyskawicznym tempie, jej sieć kolejowa gęstnieje, a ponadto dysponuje znacznie większymi zasobami ludzkimi.

I od kilkudziesięciu lat toczy się ostra debata dotycząca tego, czy Berlin z premedytacją doprowadził do wojny. Dochodzi do tego przekonanie niektórych historyków, że do wojny parli wspólnie: niemieccy arystokraci, przemysłowcy i generałowie, licząc, że dzięki niej uda im się utrzymać status quo, a tym samym własne przywileje. Ten czwarty, czyli cesarz Wilhelm II, był, w ich ocenie, jedynie pionkiem.

Euforia
Kluczową rolę odegrał jednak piąty czynnik. Wielu historyków podkreśla, że chyba nigdy wcześniej ani później narody Europy tak wieloma głosami, a przy tym zgodnie nie wiwatowały jak na początku I wojny światowej. Kiedy np. Wilhelm II z balkonu zamku berlińskiego ogłosił wojnę, tłum zaintonował chorał "Dziękujcie wszyscy Bogu". A potem, gdy mówił, "Nie znam już żadnych partii; znam tylko Niemców", rozpoczęło się śpiewanie pieśni patriotycznych. Tak było nie tylko w Berlinie, nie wyłącznie w Niemczech.

Europa pogrążała się w wojnie i w szale euforii. Zamiast przerażenia, była radość spowodowana nadzieją na szybkie zwycięstwo. W kościołach błogosławiono oręż, a księża w czasie kazań mówili: "Bóg z nami". Do wojny zachęcali pisarze. Obliczono, że w samych Niemczech i tylko w sierpniu 1914 r. do drukarń trafiło 1,5 mln wierszy wojennych! Do wojny zachęcali również wielcy poeci, np. Rainer Maria Rilke. Nie inaczej zachowywali się naukowcy. Rewolucyjny, wojenny zapał, na wzór Francji z 1789 r., w 1914 r. rozlał się po Europie. Wierzono w triumf swoich wojsk, w zwycięstwo słusznej sprawy.

CZYTAJ TAKŻE: Najpierw był zamach, potem leniwy zastój. Lawina ruszyła po miesiącu [I WOJNA ŚWIATOWA]

Dopiero pod koniec 1914 r. zrozumiano, że ta wojna znacznie różni się od wcześniejszych. Nadal jednak zapał społeczeństw był spory. Francuzi, którzy po Serbach najmocniej ucierpieli, dopiero na początku czwartego roku wojny zaczęli protestować z powodu przelanej krwi swoich rodaków i bezsensu wojny.

Może Wiedeń i Londyn
Nie brakuje znawców, którzy główną odpowiedzialnością za wybuch wojny zrzucają na Austro-Węgry. Przekonują, że kiedy tylko uzyskały pewność, iż w razie wojny po ich stronie staną Niemcy, do konfliktu dążyły za wszelką cenę. Wiedeń uważał, że tylko w ten sposób jest w stanie ocalić jedność trzeszczącej w szwach monarchii.

Słuszne stwierdzenie, że anachroniczne Austro-Węgry były dotknięte niedowładem, nie zmienia tego, iż - jak zauważa m.in. świetny ich znawca Samuel Williamson - sto lat temu to była nadal wielka potęga zdolna do niezależnych działań i decyzji. Wykorzystując zamach na następcę tronu, Wiedeń chciał zniszczyć Serbię, by tym sposobem zaradzić poważnemu dla monarchii wewnętrznemu zagrożeniu ze strony Słowian południowych.

Niemcy nie tylko wsparły Austro-Węgry, lecz wręcz zachęcały je do twardego rozprawienia się z Belgradem. Berlin miał własne cele, ale musiał też liczyć się z faktem, że jedynym jego sojusznikiem pozostał Wiedeń. W czasie poprzedniego konfliktu, w 1913 r., tylko częściowo wsparł go.

Przed identycznym problemem sto lat temu stanęła Rosja. W 1913 r. zawiodła Serbów. Powtórzenie się takiej sytuacji groziło utratą wpływów rosyjskich na Bałkanach. Petersburg doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Brytyjczycy wahali się. Liczyli, że sukces przyniosą im zabiegi dyplomatyczne. W efekcie, po zamachu w Sarajewie, nie opowiedzieli się zdecydowanie po stronie Francji i Rosji. Na podstawie dokumentów historycy dowodzą, że taka postawa Londynu miała istotny wpływ na zachowanie Berlina i Wiednia.

W obu stolicach liczono, że Wielka Brytania zachowa neutralność. Rządzący nią byli powściągliwi, bo obawiali się, że konflikt może doprowadzić do wzrostu znaczenia Rosji i Francji.

Znawcy uważają, że najpewniej Berlin i Wiedeń byłyby bardziej wstrzemięźliwe, gdyby miały jasność, że Londyn nie pozostanie na uboczu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski