Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki Kanion Kolorado

Paweł Głowacki
Tym razem Salon Poezji był spotkaniem z „Boską Komedią”
Tym razem Salon Poezji był spotkaniem z „Boską Komedią” fot. wacław klag
Nie czas ni miejsce, by nad istotnym powodem gestu tego się rozwodzić, natomiast czas i miejsce wyznać oczywistość, że gdyby w legendarnym operetkowym seansie poprawiania „Boskiej Komedii” Dantego Witoldowi Gombrowiczowi szło wyłącznie o zreperowanie odwiecznej grafomanii Dantego albowiem nie umiał, chłopina, pisać, a pisał - należałoby Witolda Gombrowicza uznać za durnia nad durniami.

Za durnia przesiąkniętego tą wyjątkowo przykrą do zniesienia w dobrym towarzystwie pyszałkowatością, która często cechuje prowincjonalnych artystów-kurdupli, także nadwiślańskich w czasach aktualnych, co to sroce spod ogona nie wylecieli, w kaszę sobie dmuchać nie pozwolą oraz swoje wiedzą, a także mają cios, że ho ho, niczym nieśmiertelny Edek w „Tangu” Sławomira Mrożka. Rzecz jasna - co oznajmiam, mając świadomość, że młoda polska reżyseria teatralna ze szkoły imienia redaktora Słodowego albo „Zrób to sam”, namiętnie poprawiająca wszystko, to znaczy świat cały, raczej się ze mną nie zgodzi - „Boskiej Komedii” nie da się poprawić. I nie tylko z powodu doskonałości. Z powodu nieuchronności. Widział kto kiedy człowieka, który by, dajmy na to, Wielki Kanion Kolorado niepokoił łopatką i pędzelkiem? Bo za płytki on, bo za głęboki, a na domiar fatalności - nie biało-czerwony!... No właśnie.

Nie da się poprawić opowieści Dantego. Da się jedynie próbować odpowiedzieć na pytanie: jak przyjąć „Boską Komedię”? Na stojąco? Na klęczkach? Udając chłodną obojętność? Płacząc? Włosy rwąc? Śmiejąc się? Co pięć wersów na serial „Świat według Kiepskich” łypiąc tęsknie? No jak? Na ostatnim Salonie Poezji - to było już drugie spotkanie z „Boską Komedią” - Anna Dymna, Grzegorz Mielczarek, Tomasz Wysocki i student I roku aktorstwa krakowskiej PWST Robert Ciszewski czytali fragmenty „Piekła”, w przerwach słuchając monologu sopranowego saksofonu Leszka Szczerby. Otwieram teraz „Piekło” w ciemno i przepisuję, w com palcem trafił.

„Jako nietoperz, miał nieupierzoną/ Skrzydeł pokrywę, a gdy nimi śmigał,/ Trzy wiatry budził pod okropną błoną./ Od tego wiania Kocyt w lód zastygał;/ Z ócz sześci łzami ciekł i na trzy szczęki/ Ustawnie śliną zakrwawioną rzygał./ Z ust każdych sterczał grzesznik i jak pęki/ Trawy w miętlicy na miazgę był tarty”.

Jak to przyjąć? A zwłaszcza jak to przyjąć, żeby po chwili na głos przeczytać? O Pinie Bausch, genialnej artystce teatru tańca, niemiecki krytyk rzekł, iż ludzką skórą powlekała ona nuty, wedle życia których tańczyła życie własne. Coś podobnego przytrafiło się Dymnej, Mielczarkowi, Wysockiemu i Ciszewskiemu. Zwłaszcza Mielczarkowi. Coś podobnego, choć z jedną, fundamentalną różnicą. „Boska Komedia” w żyły wchodzi otóż - sama. Bez pytania, pukania. Czy chce się tego, czy nie. O ile posiada się sprawne uszy. Jak zatem należy ją przyjąć? Paradoksalnie - żaden to wysiłek. Wystarczy się po prostu spokojnie, rozumnie - poddać. Wywiesić białą flagę. Niczym Dymna, Mielczarek, Wysocki i Ciszewski. Zwłaszcza, iż żadne, by tak rzec, fochy godności dzielnego „Ja” - nic nie pomogą. Taki też jest początek każdego dobrego teatru. Jeśli istnieje opowieść wielka, opowieść Szekspira, Czechowa lub innego Becketta - należy się poddać, a nie wydziwiać. Szekspir, Czechow, Beckett, Dante... Te przepaści - po prostu są. Jest Wielki Kanion Kolorado. Ale jest też cudowny brak obowiązku. Zawsze można wzruszyć ramionami, na pięcie piruet wykonać i z godnością wrócić do swojej wiernej kałuży.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski