Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki powrót Kubusia Puchatka

Redakcja
Nowy Miś i nowy Krzyś. Rysunek Marka Burgessa, dzięki uprzejmości wydawnictwa "Nasza Księgarnia".
Nowy Miś i nowy Krzyś. Rysunek Marka Burgessa, dzięki uprzejmości wydawnictwa "Nasza Księgarnia".
5 października, po 81 latach od ukazania się oryginału w Wielkiej Brytanii, David Benedictus wydaje kontynuację "Kubusia Puchatka". W Polsce, w Pańskim tłumaczeniu, ta książka ma ukazać się za pół roku, w okolicach 1 czerwca. Trochę się boję.

Nowy Miś i nowy Krzyś. Rysunek Marka Burgessa, dzięki uprzejmości wydawnictwa "Nasza Księgarnia".

O różnicach między nowym a starym Kubusiem Puchatkiem, współczesnej a dawnej bawialni, a także o Disneyowskich gadżetach i geniuszu tłumaczenia Ireny Tuwim - z MICHAŁEM RUSINKIEM rozmawia Marcin Wilk

- Że będzie po "Disneyowsku"?

- Otóż to!

- Nie będzie. Przynajmniej nie tak jak u Disneya, który wykorzystuje sytuacje, a postaci mocno zmienia.

- A Benedictus nie?

- Tu idea była inna. Chodziło o napisanie kontynuacji książki, a nie o jej wykorzystanie. W "Powrocie do stumilowego lasu", zgodnie z tytułem, Krzyś pojawia się na nowo. Dzieje się to niby po osiemdziesięciu latach, ale - jak to w tego typu fabułach bywa - osiemdziesiąt lat to jest właściwie osiemdziesiąt dni, a może nawet osiemdziesiąt godzin lub minut. Zatem Krzyś się wcale nie zestarzał.

- Czasy się zmieniły?

- Trochę. Choć to nie jest do końca jasne. Współczesność jest wyczuwalna choćby w tym, że Benedictus zwraca się do współczesnego odbiorcy. Z drugiej strony jest też rozdział o zakładaniu akademii. Myślę, że taka scena równie dobrze mogłaby się rozegrać także osiemdziesiąt lat temu.

- Kim jest autor, David Benedictus?

- Zasadniczo: pisarzem i reżyserem teatralnym. Był też jednak świetnym interpretatorem przygód Kubusia Puchatka. Robił audycje radiowe na podstawie oryginałów. Znany jest więc doskonale funduszowi, który zarządza spuścizną po A.A. Milne'em. Wedle ich słów, dobrze czuje język i styl postaci. Potrafił się wczuć w atmosferę tej prozy.

- Jego "Powrót do stumilowego lasu" jest wierną kontynuacją?

- Bardzo, choć oczywiście mamy tu trudną sytuację. Dlatego na początku Benedictus składa hołd Milne'owi a nowy ilustrator, Mark Burgess - Shepardowi. Przyznają się w ten sposób do własnego wkładu.

- Co odróżnia nową książkę od oryginału?

- Na przykład nowa postać: wydra o imieniu Lotta, w oryginale Lottie the Otter. Mnie bardzo podoba się wprowadzenie tej nowej krwi. Przede wszystkim ze względu na różnych odbiorców - na przykład wiernych fanów. Postaci z "Kubusia Puchatka" są przecież już absolutnie przewidywalne - wiadomo, co powie Kubuś, jak się zachowa Prosiaczek, i tak dalej. Wprowadzenie nowej postaci zaburza ten porządek, jest fabularnym zaskoczeniem.

- Wydra-Lotta, powiada Pan...

- To postać szalenie arystokratyczna. Uważa, że wszystko jej się należy z urzędu i że jest najlepsza na świecie. Poza tym elegantka. Pojawia się, niestety, w dosyć dramatycznych okolicznościach. Jej arystokratyczność zostaje wtedy wystawiona na próbę. No, ale nie mogę wszystkiego teraz tutaj zdradzać...

- Czym jeszcze, poza nową postacią, różni się książka Benedictusa od poprzednich "Kubusiów"?

- Sposobem prowadzenia historii. Rozdziały mają zupełnie inne tempo. W oryginalnym "Kubusiu" akcja toczy się dosyć leniwie. Nie ma gwałtownych zwrotów akcji, a drobne zdarzonka urastają do wielkich. Benedictus tymczasem poszedł w inną stronę. Konstruuje swoją historię bardzo na serio: tu naprawdę zaczyna brakować wody, naprawdę pszczoły opuszczają las. Momentami przypomina to film lub powieść akcji, choć nie jest tak dramatycznie jak u Disneya. Mimo wszystko mniej to przypomina uroczy oryginał, gdzie wszystko jest w domyśle...

-...za mgłą lekko filozoficznego niedopowiedzenia.

- Siła oryginalnych "Kubusiów" polegała na tym, że to nie były prawdziwe przygody prawdziwych dzieci. Wchodziło się raczej do świata idealnego, świata zabawek. Widziało się to szczególnie wyraźnie, dokonując zestawienia z wierszami Milne'a. Wiersze dla Krzysia i o Krzysiu mówią na przykład o samotności dziecka w świecie dorosłych, o dramatycznych chwilach, o wrzuceniu w rzeczywistość bez przewodnika. Dlatego najlepszym schronieniem jest świat zabawek.

- Rzeczywiście, smutna to konkluzja...

- Jest o tym przejmujący wiersz "Zapomniani". Wymowna też jest ostatnia scena "Kubusia Puchatka", którą - na marginesie mówiąc - zachwycał się Czesław Miłosz. Kubuś na zawsze pozostanie zabawką, a Krzyś musi stać się Krzysztofem, musi dorosnąć.

- Jak Pan sądzi dlaczego Benedictus tak realistycznie docisnął nowe przygody Kubusia?

- Być może po prostu dlatego, że teraz zupełnie inaczej wygląda struktura bawialni. Kiedyś uciekało się tam, by znaleźć się w innym świecie samemu. Obecnie w jednym kącie stoi konsola z grami, w drugim komputer podłączony do internetu. Bawialnia jest więc połączona ze światem. Nie wchodzi się tam, by się schować przed rzeczywistością, ale by z niej wyjść na zewnątrz.

- Zamazała się granica między światem dzieci i dorosłych?

- Dzieci do pewnego momentu były odseparowane od filmów akcji, od filmów dla dorosłych. Pewnie działo się to także z tego względu, że na takie filmy dorośli chodzili do kina i nie zabierali ze sobą najmłodszych. W tej chwili wszystko jest dostępne w telewizji 24 godziny na dobę. Moje dzieci są pod tym względem bardzo zapóźnione. Nie oglądają na przykład wielu seriali dla dorosłych.

- Może to niewielka strata. Z drugiej strony te Disneyowskie wersje "Kubusia Puchatka", zwłaszcza współczesne...

-. ..niszczą estetykę. Choć proszę też zwrócić uwagę, że pierwsze filmy Disneya z lat 60. były pod tym względem zupełnie inne. Teraz rzeczywiście, jest to szalenie przekoloryzowane, emocjonalnie przerysowane. Jednak Disneyowskie historie są rysowane na kanwie tego świata - z jego dramatyczną rzeczywistością (serwowaną nam co godzinę w wiadomościach) i dramatyczną fikcją (znaną z filmów, gier itp.). Przy okazji filmy te są nachalnie pedagogiczne: należy sobie wzajemnie pomagać, bo wtedy świat będzie lepszy, a poza tym uśmiechać się, no i jak ktoś ma zły dzień, to trzeba go koniecznie pocieszyć, bo wtedy ten ktoś będzie miał dzień dobry. Ot, taka płyciutka lekcja. Mocno to psuje urokliwość, która jest siłą książki Milne'a. To są bardziej karykatury Sheparda i Milne'a niż same te postaci.

- Interpretacje odkleiły się od oryginałów. Bywa zresztą to bardzo twórcze - choćby wspomnieć przekłady Ireny Tuwim.

- W Polsce rzeczywiście mamy sytuację niezwykłą, bo tutaj Milne funkcjonuje na prawach polskiego pisarza, dzięki genialnym przekładom Ireny Tuwim. Są jednak obszary, gdzie "Kubuś" jest w ogóle nieznany. Istnieją też kraje - takie jak Rosja - w których przez wiele lat publikowało się ciągi dalsze, zupełnie oczywiście nielegalnie. Zresztą podobno bardzo sprawnie napisane. Egzemplarze z piracką wersją rozchodziły się w horrendalnych nakładach.

- Jednocześnie mamy te wszystkie maskotki, długopisy, ołówki, kubki z wizerunkami postaci z książek Milne'a...

- Tym żyje obecnie popkultura. Dziejowa konieczność. Ale to jest wszystko ze sobą połączone. Choć nie wszyscy zgadzają się na takie zamieszanie. Na przykład spadkobiercy Ireny Tuwim procesowali się z Disneyem w kwestii nazw własnych. Dlatego w polskiej wersji u Disneya las jest "stuwiekowy", a nie "stumilowy". Konsekwencje bywają rozmaite. Bywa że dzieci znające tylko wersje telewizyjne przygód Kubusia Puchatka, pytają, gdzie są hefalumpy, nie zauważając w książce słoni.

- Pan bazuje na przekładzie Ireny Tuwim?

- Dostałem zgodę spadkobierczyni, by posługiwać się przekładami Ireny Tuwim. Bardzo się cieszę, choć to nie rozwiązuje wszystkich problemów. W swoim genialnym przekładzie Irena Tuwim pominęła na przykład niektóre fragmenty. A zatem teraz, kiedy Benedictus się odwołuje do nieprzetłumaczonej partii tekstu, muszę wymyślić słowo albo kombinować. Poza tym Benedictus chętnie posługuje się postaciami trzecioplanowymi. Milne na przykład tylko raz wspomniał o Jasiu Pędraczku, a w tej nowej książce Jaś Pędraczek przychodzi na dłużej i nawet się odzywa. Ponadto Kubuś mówi po polsku w sposób bardzo charakterystyczny. Nie mogłem przełożyć jego słów dosłownie, ale starałem się sobie wyobrazić, jak słyszałaby to Irena Tuwim. Uważałem, że skoro to ma być polska książka, powinienem być jak najbliżej wersji Tuwim.

- Swoją drogą: zastanawiał się Pan, na czym polega międzynarodowy sukces "Kubusia Puchatka"?

- Myślę, że wyróżnia się on niezwykłą urokliwością. Wiem to po pracy nad tłumaczeniami wierszyków Milne'a. Cokolwiek się z nimi zrobi, to wciąż będzie rozkoszny, uroczy, zabawny tekst. Do czytania zarówno dla dzieci, jak dla dorosłych. Podejrzewam, że na tym się opiera geniusz tego człowieka - biorący się z jego spostrzegawczości, wspaniałego ucha wrażliwego na język dziecięcy.

Poza tym myślę też o "Kubusiu Puchatku" z perspektywy literackiej. Rację być może mieli starożytni, twierdząc, że postać powinna być skonstruowana zgodnie z toposem młody-starzec, tak jak zrobiony jest Piotruś Pan, Charlie Brown czy Kubuś Puchatek właśnie. To są postaci, które mogą być filozofami - pisze się wszak książki o filozofii Kubusia Puchatka - a zarazem są postaciami o młodym rozumku, czyli potrafią się zdziwić i do tego przyznać. Jednocześnie każdy z nich zawiera jakąś życiową mądrość biorącą się z doświadczeń. Takie książki czyta się poza tym na dwóch poziomach: dzieci widzą w bohaterze równego sobie kompana, który może powiedzieć coś ciekawego o świecie, a dorośli - dorosłego, podszytego dzieckiem.

- Na czym w takim razie w Polsce opiera się popularność "Kubusia Puchatka"?

- Myślę, że głównie na geniuszu translatorskim i swobodzie, z jaką pracowała Irena Tuwim. Jej absolutnym majstersztykiem są przekłady imion. Na przykład Kłapouchy (po angielsku Eeyore), melancholijne zwierzę o klapniętych uszach (w angielskim słychać "ear" i odgłos, jaki wydają osły "hee-haw"). Albo samo słowo "Puchatek", które jest znakomitym neologizmem. Taki tłumacz jak Irena Tuwim zdarza się raz na milion lat.

- Poza tym, wracając do polskiego kontekstu, my lubimy misie.

- Fakt. Mamy Misia Uszatka, choć to taki miś, który w pewnym momencie mówi głosem dorosłego Mieczysława Czechowicza. Jest więc przedszkolakiem, ale podszytym dorosłym. Mamy jeszcze Misia Colargola, za którym osobiście nie przepadam. W Polsce bardzo ładnie radzi też sobie Paddington. Miś, ale "obcy", który patrzy na porządnych angielskich mieszczan i pokazuje, jacy oni są w gruncie rzeczy śmieszni...

- Wracając do kontynuacji przygód "Kubusia Puchatka" - nie boi się Pan porównań?

- Oczywiście, że boję. Występuję poza tym trochę w podwójnej roli. Z jednej strony, generalnie, jestem przeciwny sequelom. Jednak z drugiej być może książka Benedictusa spowoduje, że odświeży się popularność Milne'a. Potrafię sobie wyobrazić kogoś, kto nie zna "Kubusia Puchatka", ale kto zacznie go poznawać od tej właśnie, nowej książki. Co więcej, myślę, że gdyby Milne chciał teraz napisać tę książkę, opowiedziałby swoją historię zupełnie inaczej.

CV

Powrót do Stumilowego Lasu

Po przeszło 80 latach do Stumilowego Lasu powraca Miś o Bardzo Małym Rozumku. Spadkobiercy praw do legendarnej postaci stworzonej w latach 20. XX wieku przez A.A. Milne'a zgodzili się na ciąg dalszy "Kubusia Puchatka" i "Chatki Puchatka". Autorem nowych przygód jest David Benedictus, twórca wersji radiowych "Kubusia Puchatka"; natomiast ilustratorem - Mark Burgess, znany jako ilustrator wcześniejszych wydań "Kubusia Puchatka". Książka ukazała się na początku października w Wielkiej Brytanii. Polska premiera planowana jest na drugą połowę maja 2010 roku. Dla Naszej Księgarni przetłumaczył ją Michał Rusinek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski