Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki powrót Witolda Pileckiego

Piotr Subik
Historyk Adam Cyra (zdj. po lewej stronie) jest autorem książki o Pileckim.
Historyk Adam Cyra (zdj. po lewej stronie) jest autorem książki o Pileckim. Fot. Andrzej Banaś
Mimo wieloletnich zabiegów komunistów, udało się przywrócić pamięć o bohaterskim „ochotniku do Auschwitz”. Dzięki takim ludziom jak dr Adam Cyra pokochała go młodzież. A dzięki Stowarzyszeniu Auschwitz Memento wszyscy Polacy będą mogli zobaczyć o nim film

Mogłoby się zdawać, że mężczyźni w cywilnych łachmanach narzuconych na pasiaki zajmują się przygotowaniem opału do pieców chlebowych. Ale ich głowy zaprzątała inna myśl. Nagle jeden z nich wyciągnął zza pazuchy naprędce dorobiony klucz, który zaraz zazgrzytał w zamku żelaznych drzwi. Esesmani nie spostrzegli się, zajęci swoimi sprawami. Więźniowie naparli więc na wrota, a te ustąpiły, dając im drogę do wolności. Wystarczyło przekroczyć Wisłę i iść na wschód.

Z obozowej piekarni na oświęcimskiej Niwie rozchodził się zapach świeżego pieczywa…

Była noc z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Wielkanoc. Uciekinierami okazali się Jan Redziej (nr obozowy 5430), Edward Ciesielski (nr 12969) oraz Witold Pilecki (nr 4859). Ten ostatni był oficerem Tajnej Armii Polskiej (TAP), dobrowolnie oddał się w ręce Niemców, by rozeznać, co się dzieje w KL Auschwitz. Przeszło to wyobrażenia wszystkich... Teraz opuszczał to piekło po 947 dniach. Pisał potem: „Jesteśmy za bramą. Ileż razy ją przekraczałem myśląc: »Kiedy już nie będę potrzebował do niej powrócić«. Dziś wychodzę z myślą, że powrócić w żadnym wypadku nie mogę”.

Po ucieczce z obozu ścigali go Niemcy, ale dopadli dopiero Sowieci. A właściwie ich sługusy z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. – Nie dał się zgiąć, to trzeba go było złamać. I złamano strzałem w tył głowy… – mówi dr Adam Cyra, historyk z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Dr Cyra jak nikt inny przysłużył się przywróceniu naszej pamięci rotmistrza Witolda Pileckiego. I temu, że ten stał się bohaterem młodych Polaków. Że śpiewa się o nim piosenki i kręci film. Choć trzeba przyznać: dla wielu osób Pilecki to wciąż „tabula rasa”.

Najpierw był wydany na Zachodzie „Oświęcim Walczący” Józefa Garlińskiego, który na początku lat 80. ktoś potajemnie podarował bibliotece Muzeum Auschwitz-Birkenau. Skrupulatnie odnotowywano, kto wypożycza książkę. Garliński, były akowiec i więzień Auschwitz, jeszcze w latach 60. natrafił na raport Pileckiego w Studium Polski Podziemnej. Mógł go opisać, bo mieszkał w Londynie. A w PRL do 1956 r. o Pileckim milczano. Potem – ograniczano się do opisywania epizodu w KL Auschwitz.

– Gdyby nawet ktoś próbował pisać o jego powojennych losach, cenzura nie dopuściłaby tego do druku – tłumaczy dr Adam Cyra.

Nie zmieniło się to nawet po tym, gdy w 1980 r. krótki, ale treściwy i zgodny z prawdą biogram Pileckiego, umieścił w Polskim Słowniku Biograficznym historyk z muzeum Henryk Świebocki. Publikacje wstrzymywano jeszcze u schyłku PRL, nawet na wiosnę 1989 r. Na Pileckiego był bowiem zapis w Głównym Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Komunistom nie wystarczało, że pozbawiono go grobu.

Po upadku komuny szukanie archiwów związanych z Pileckim przypominało sceny z filmu akcji. Akta należało wydobyć z zasobów Urzędu Ochrony Państwa, spadkobiercy UB i SB, co wymagało uzyskania zgody szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, oraz z sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego.

To w archiwum UOP dr Cyra znalazł klucz do innego szyfrowanego raportu Pileckiego z Auschwitz, który przekazał Komendzie Głównej Armii Krajowej jesienią 1943 r. Była to cenna lista nazwisk 200 więźniów, oznaczonych w raporcie liczbami, którzy współpracowali z nim w ramach konspiracji obozowej w Auschwitz (klucza do raportu z 1945 r. nie znaleziono).

Z kolei akta procesowe udało się wypożyczyć dzięki pomocy prezesa Izby Wojskowej Sądu Najwyższego płka Janusza Godynia. Traf chciał, że kolegi Cyry z liceum. – Dokumenty przyjechały do muzeum. Pięć tomów, trzy tysiące kart. Czytałem je z wypiekami na twarzy. Przez sześć tygodni popołudniami kserowałem. Robiłem stosy notatek – mówi dr Cyra.

Wcześniej historyka zaprosiła do dworku „Koryznówka” w Nowym Wiśniczu Ludmiła Serafińska, żona poległego we Wrześniu ’39 Tomasza Serafińskiego, pod nazwiskiem którego Pilecki oddał się w ręce Niemców (w „Koryznówce” rotmistrz ukrywał się po ucieczce z Auschwitz).

Krok po kroku badacz z Oświęcimia odkrywał kolejne karty ukrywanej przez komunistów historii rtm. Pileckiego. Spotkał się z jego żoną Marią i synem Andrzejem. Kiedy w 1994 r. prof. Antoni Molenda z Uniwersytetu Śląskiego zaproponował mu napisanie doktoratu, Adam Cyra nie potrafił mu odmówić. Książka zaś ukazała się w 2000 r. Odtąd Pilecki to – w myśl jej tytułu – „ochotnik do Auschwitz”.

Prezes Stowarzyszenia Auschwitz Memento z Oświęcimia Bogdan Wasztyl pamięta, że zarwał wiele nocy przeklepując do komputera z niedoskonałej kopii maszynopisu raport Pileckiego z Auschwitz. Wojskowy w 1945 r. podyktował go we Włoszech Marii Szelągowskiej, córce przedwojennego historyka ze Lwowa prof. Adama Szelągowskiego.

Był 1999 r., dokument – ten sam, który Garliński odnalazł w Londynie – miał być częścią publikacji dra Adama Cyry. Odkąd Wasztyl usłyszał o Pileckim, wiedział, że obcuje z niezwykłą postacią. – Miałem przed sobą najlepsze świadectwo, czym było Auschwitz. Żywe świadectwo, spisane przez człowieka, który nie zatracił się w piekle – mówi Wasztyl.

Od tego czasu miał z tyłu głowy pomysł zrobienia filmu o Pileckim. Ziścił się on w tym roku. Dopiero. Ale wcześniej jego stowarzyszenie przeszło drogę przez mękę, by zdobyć pieniądze na jego realizację. Droga przez mękę nazywała się „Projekt Pilecki”.

Stowarzyszenie wysłało tysiące pism do ministerstw, urzędów, muzeów, senatorów, posłów, samorządowców itp. Ale wpłaty były skąpe. W tamtych czasach mówienie o polskich więźniach Auschwitz równało się byciu oskarżonym o antysemityzm. W akcie desperacji wpadł im do głowy pomysł zbiórki publicznej. – Powiedzieliśmy sobie, że może nie uda się uzbierać na film, ale przynajmniej spopularyzujemy postać Pileckiego – wspomina Zbigniew Klima, wiceszef Stowarzyszenia Auschwitz Memento,

I wtedy w Oświęcimiu pojawili się muzycy zespołu „Forteca” ze Szczyrku. Grają patriotycznego rocka i mają silne nogi, bo są listonoszami. Był koniec kwietnia 2013 r., 70 lat od 1943 r. Po przekroczeniu bramy „Arbeit macht frei” przeszli trasę ucieczki legendarnego rotmistrza. Nie jedli 36 godzin, nocami przedzierali się przez lasy, spali pod gołym niebem – jak on. Przez Tyniec i Bochnię doszli do Nowego Wiśnicza, gdzie w „Koryznówce” także ich czekała gościna.

To wydarzenie sprawiło, że na film o Pileckim zrzuciło się 2 tysiące osób nie tylko z Polski. Spłynęła również dotacja ze Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej z Nowego Jorku. Resztę dołożyło Stowarzyszenie Auschwitz Memento. Zdjęcia do fabularyzowanego dokumentu ruszyły w maju ub. roku.

Rodzinny majątek Pileckiego w Sukurczach zagrała Łopuszna na Podhalu, sceny z ubeckiej katowni i obozu koncentracyjnego kręcono w Jawiszowicach, wsi koło Brzeszcz. Oświęcim to była powstańcza Warszawa. Nastrój aktorzy „łapali” w klasztorze w Harmężach, gdzie znajduje się wystawa „Klisze Pamięci. Labirynty” byłego więźnia Mariana Kołodzieja. To tam ekipa „Projektu Pilecki” odbyła „rekolekcje” z Auschwitz.

W rolę rotmistrza wcielił się Marcin Kwaśny, aktor znany z serialu „Szpilki na Giewoncie”, rodem z Tarnowa. Mówił potem o zmianie, jaka się przy tym w nim dokonała: – Gdybym się nie nawrócił, nie zagrałbym tej roli tak dobrze. Bo wiara w Boga była fundamentalna w postawie Pileckiego. Bóg, honor i ojczyzna były wryte w serce rotmistrza.

Przez plan przewinęło się 150 osób – aktorzy zawodowi z Krakowa, studenci PWST, amatorzy z Brzeszcz, członkowie grup rekonstrukcyjnych. Nie było problemów ze scenariuszem. Napisał go swym życiem sam rotmistrz. – Film będzie opowieścią o tym, jak dojrzewał do tego, kim był. I dlaczego taka postać jest nam potrzebna – Bogdan Wasztyl nie zdradza szczegółów fabuły. Na premierę wybrano wrzesień, bardzo świadomie – przecież to w tym miesiącu, 75 lat temu, deportowano bohatera do Auschwitz.

Rok urodzenia 1901, dzieciństwo spędził w Wilnie, był w tajnym harcerstwie. Podczas wojny z bolszewikami jako kawalerzysta brał udział w obronie Wilna, a później bił się o Warszawę. Potem z żoną Marią zamieszkali w odzyskanym majątku w Sukurczach koło Lidy, gdzie wychowały się ich dzieci: Andrzej i Zofia. Po sąsiedzku mieszkał Edward Rydz-Śmigły.

Po upadku kampanii wrześniowej 1939 r. Witold Pilecki przeszedł do konspiracji i przedostał się do Warszawy. Już w listopadzie 1939 r. był jednym z założycieli TAP, którą dowodził mjr Jan Włodarkiewicz. Kiedy na początku 1940 r. gestapo aresztowało kilku jej ludzi, padł pomysł, by przedostać się do nich do Auschwitz. Zdecydował się na to Pilecki… Oddał się w ręce Niemców podczas łapanki 19 września na Żoliborzu. – Wymagało to wielkiej odwagi, choć zapewne Pilecki nie zdawał sobie sprawy ze skali terroru w Auschwitz i tego, czym się będzie ten kombinat śmierci zajmował. Bo w 1940 r. nikt tego jeszcze nie wiedział – zauważa dr Adam Cyra.

Rotmistrz trafił do obozu w nocy 22/23 września, z drugim transportem z Warszawy. Po kilku miesiącach w Auschwitz istniał już Związek Organizacji Wojskowej, którego członkowie, byli wojskowi, opiekowali się więźniami, dostarczali im żywość i leki przekazywane spoza drutów, a przede wszystkim opracowywali plan wywołania powstania, które miało pomóc w wyzwoleniu Auschwitz. Ale dowództwo AK uznało go za nierealny…

Raporty Pileckiego przekazywane były przez komando z obozowej pralni do Warszawy, a później przez placówkę „Anna” w Sztokholmie na Zachód. Dostał za to awans.

Po ucieczce z Auschwitz Witold Pilecki wrócił do Warszawy. Walczył w powstaniu i dostał się do niewoli. Po wojnie służył u gen. Władysława Andersa, wrócił do Polski, by w ramach organizacji NIE przekazywać jego sztabowi informacje o kraju zniewolonym przez Sowietów. Unikał wykonania rozkazu o ucieczce z Polski, choć po piętach deptało mu UB. Wpadł 8 maja 1947 r. Po brutalnym śledztwie i sfingowanym procesie 15 marca 1948 r. zapadł wyrok śmierci. Ponoć zabiegał o to późniejszy premier Józef Cyrankiewicz, były więzień Auschwitz, oskarżany o bycie konfidentem SS. Kulę w tył głowy rotmistrz Pilecki dostał 25 maja 1948 r. Od kilku lat jego szczątków na tzw. Łączce na Powązkach szuka IPN. UB zadbało, by nie miał grobu… Efekt jest taki, że zapomina się o bohaterze nawet w wolnej Polsce.

W styczniu br., przy okazji obchodów 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz-Birkenau, córka rotmistrza Zofia Pilecka-Optułowicz poskarżyła się, że nie zaproszono jej z tej okazji do Oświęcimia. Dyrektor muzeum problemu nie widział. – Krewni byłych więźniów to są setki tysięcy osób. Nikogo z nich nie zapraszaliśmy, bo wszyscy by się nie zmieścili. Jeśli ktoś się do nas zgłosił, to braliśmy to pod uwagę przy zaproszeniach – te słowa dra Piotra M.A. Cywińskiego poszły w świat. Niesmak pozostał…

Zaraz potem Tadeusz M. Płużański, syn Tadeusza Płużańskiego, współpracownika rotmistrza z Tajnej Armii Polskiej, prezes Fundacji Łączka ogłosił, że... dokonano zamachu na Witolda Pileckiego. „Wrogowie bohaterskiego żołnierza wyklętego znów go atakują. Tym razem kwestionują heroizm jego akcji w Auschwitz” – krzyczał na okładce prawicowy tygodnik „Do Rzeczy”.

Ewa Cuber-Strutyńska, doktorantka historii na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, do dzisiaj nie może zrozumieć, czym wyprowadziła z równowagi Płużańskiego juniora. Jeszcze raz dokładnie przeczytała swój artykuł w piśmie „Zagłada Żydów. Studia i Materiały”, wydawanym przez Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Nosił tytuł „Konfrontacja z legendą »ochotnika do Auschwitz«„ i nie było w nim nic, czego przedtem nie napisaliby inni historycy, w tym dr Adam Cyra.

Wszem wobec wiadomo przecież, że relacje Pileckiego były rozbieżne. Np. raz twierdził, że podczas łapanki w Warszawie dołączył na ulicy do szeregu aresztowanych, a innym razem, że Niemcy wyłuskali go z mieszkania kuzynki Eleonory Ostrowskiej. Prawdziwa jest wersja druga – nie chciał dekonspirować Ostrowskiej.

– Pewne jest jednak jedno – nie był „ochotnikiem do Auschwitz”. W 1940 r. nie mógł mieć pewności, że trafi do obozu. Tyle że to wcale nie ujmuje mu bohaterstwa – mówi Ewa Cuber-Strutyńska.
Pytanie też, czy chciał tego sam, czy tylko wykonał rozkaz mjra Włodarkiewicza, który zresztą był z nim w konflikcie. Mógł przecież odmówić. – To nie był szaleniec. Awanturnik, poszukiwacz przygód? Też nie. Miał prawie 40 lat, żołnierze mówili o nim „tato”. Zdecydowały olbrzymie poczucie obowiązku i wierność przysiędze wojskowej. Takie były czasy, że historia potwornie targała ludźmi – zauważa Wasztyl.

Od kilku lat akcję „Przypomnijmy o Rotmistrzu” prowadzi też Fundacja Paradis Judaeorum. Chce m.in. pochówku Pileckiego na Wawelu – oczywiście, gdy znajdą się jego szczątki, a nawet wyniesienia go na ołtarze. Choć Pilecki przez swą skromność na pewno nie chciał być świętym, niektórzy twierdzą, że w Polsce rozpoczął się już jego kult.

– Hagiograficzne patrzenie na Pileckiego nie ma sensu. To musi być bohater z krwi i kości, a nie odrealniony, ze spiżu. Musi pokazywać, że każdy ma potencjał, by zapisać się w historii – ocenia takie zapędy Ewa Cuber-Strutyńska.

W odróżnieniu od IPN nadzieję na odnalezienie szczątków ojca straciła Zofia Pilecka-Optułowicz. Wyznała ostatnio, że świadkowie widzieli, jak ubecy prowadzą go na rozstrzelanie do kotłowni aresztu przy Rakowieckiej na warszawskim Mokotowie. No więc pewnie też i tam go spalili… Nie na darmo podczas ostatniego widzenia rotmistrz tak mówił żonie o metodach UB : „(…) Oświęcim to była igraszka”.

***

Premiera filmu „Pilecki” odbędzie się we wrześniu 2015 r. Początkowo planowano ją na wiosnę br., ale termin uległ zmianie po tym, jak bohaterstwo Witolda Pileckiego przemilczano podczas uroczystości 70. rocznicy oswobodzenia Auschwitz-Birkenau.

Będzie to 100-minutowy fabularyzowany dokument. Jak zapewnia reżyser Mirosław Krzyszkowski, rotmistrz przemówi do nas w pierwszej osobie. Np. o metodach UB powie: „To co bolało najbardziej, to, że to byli niby Polacy. Okrutnie pozbawiali człowieka nadziei. W tym obozie, w którym się znalazłem teraz, nie było normalnego świata na zewnątrz. Cała Polska była za drutami. Tutaj ból odczuwało się potrójnie”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski