Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki Projekt PiS w praktyce: powrót do korzeni czy rewolucja?

Zbigniew Bartuś
Barbara Stanisławczyk - nowa prezes Polskiego Radia, piękna twarz polskiego konserwatyzmu. W 2011 r. wydała „Ostatni krzyk. Od Katynia do Smoleńska historie dramatów i miłości”, a w zeszłym roku „Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce”.W III RP publikowała bestsellery, m.in. o Marku Hłasce, Polakach ratujących Żydów, ale i warszawskich prostytutkach. Pisała w „Pani”, „Twoim Stylu”, była przez wiele lat redaktorem naczelnym miesięcznika „Sukces”.
Barbara Stanisławczyk - nowa prezes Polskiego Radia, piękna twarz polskiego konserwatyzmu. W 2011 r. wydała „Ostatni krzyk. Od Katynia do Smoleńska historie dramatów i miłości”, a w zeszłym roku „Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce”.W III RP publikowała bestsellery, m.in. o Marku Hłasce, Polakach ratujących Żydów, ale i warszawskich prostytutkach. Pisała w „Pani”, „Twoim Stylu”, była przez wiele lat redaktorem naczelnym miesięcznika „Sukces”. fot. AGNIESZKA K. JUREK/east news
Koncepcja wyrwania Polski z trybów turbokapitalizmu i stworzenia państwa socjalnego zanurzonego w katolickiej tradycji jest wybuchową mieszanką trafnych diagnoz i metod budzących sprzeciw wielu Polaków. Opozycja nie ma na to odpowiedzi - prócz wojny z PiS.

Motto:
„To co nas podzieliło - to się już nie sklei,/ Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei”
Jarosław M. Rymkiewicz

Zanim Barbara Stanisławczyk została szefową Polskiego Radia z ramienia PiS, napisała kilka świetnych książek. W latach 90. zasłynęła „Miłosnymi grami Marka Hłaski”i zbiorem reportaży „Czterdzieści twardych” - o Polakach, którzy ratowali Żydów. U zarania III RP napisała „Pajęczynę” z portretami esbeków. Dekadę temu powodzeniem cieszyły się jej „Dziewczyny”, o prostytutkach z warszawskich agencji towarzyskich.

Po latach przerwy, w 2011 r., wydała „Ostatni krzyk. Od Katynia do Smoleńska historie dramatów i miłości”, poruszający opis losów ofiar zbrodni katyńskiej i tragedii smoleńskiej, które symbolicznie splotły się 10 kwietnia 2010 r. Wyjaśniała: „To też opowieść o podziałach, zasługach i winach, powiązaniach i zależnościach, małych i większych zawiściach. (…) Tu sny i przeczucia są tak samo ważne jak twarde fakty”.

To ostatnie zdanie nabiera dziś szczególnego znaczenia i wiedzie do książki sprzed paru miesięcy, istnego opus magnum Stanisławczyk: „Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce”. Do lektury tego 728-stronicowego (!) tomu zachęcają najważniejsi, obok braci Kaczyńskich, twórcy idei Prawa i Sprawiedliwości.

Krakowianin prof. Andrzej Nowak zwraca uwagę na opisywaną przez autorkę „otchłań cywilizacyjnego pęknięcia, poszerzanego żyletką rajfurów pokomunistycznej władzy”. Jego zdaniem owo pęknięcie „wpisane jest głęboko w projekt liberalnej nowoczesności, dewastuje pojęcia rodziny, patriotyzmu, tradycji”. W opinii profesora, „książka brzmi jak ostatni krzyk: krzyk przestrogi przed przepaścią, której żaden most już nie połączy”. Prof. Zdzisław Krasnodębski (europoseł PiS) wyjaśnia, że „jest to książka o polskiej tożsamości i jej ścisłym związku z katolicyzmem”. Uważa, że „dzisiejsze podziały i kontrowersje mają korzenie historyczne. Chodzi w nich o sprawy zasadnicze, o wartości fundamentalne”.

Prof. Jadwiga Staniszkis zauważa, że globalizacja „powoduje korozję tożsamości - zbiorowej i indywidualnej”, co „ułatwia przekształcanie ludzi w nastawione tylko na konsumowanie tryby globalnej maszynerii”. Prof. Ryszard Legutko (europoseł PiS) dostrzega u Stanisławczyk „mocne pozytywne przesłanie, mówiące o potrzebie nieustannej troski obywatelskiej o wspólnotę narodową, o suwerenność państwową oraz o wartości duchowe, bez których nie przetrwalibyśmy jako wspólnota i których dzisiaj znowu wypada nam bronić”. A prof. Andrzej Zybertowicz (doradca prezydenta Andrzeja Dudy) - poleca lekturę jako źródło „namysłu, który każdego z nas osadza w wielkiej tradycji cywilizacji Zachodu, który polskość chroni i zarazem szlifuje ją do konfrontacji z wyzwaniami współczesności”.

Te krótkie recenzje streszczają idee sycące Wielki Projekt PiS (WPP). Projekt, który zrodził się ponoć wiele lat temu w głowie Jarosława Kaczyńskiego. Oparty tyleż na faktach, co na „snach i przeczuciach”. Wywiedziony z romantycznej tradycji: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko”.

Siłą rzeczy trudno go ogarnąć rozumem. Ale, jak rymował Mickiewicz, „gawiedź wierzy głęboko”.

Musicie wytrwać
Wszystkie polskie projekty romantyczne miały na celu odzyskanie niepodległości. WPP służy budowie Polski w pełni suwerennej, znaczącej politycznie co najmniej tyle, co Niemcy i Rosja (na początek), mającej w pogardzie zachodni konsumpcjonizm. Polski, której odpowiedzią na cywilizację śmierci jest Żywy Różaniec, silnie osadzonej w tradycji Żołnierzy Wyklętych, rodzinnej: kobiety poświęcają się tu raczej domowi, a mężczyźni (jak napisał kiedyś obecny szef TVP Kultura) rodzą się po to, by ginąć w powstaniach.

Przez ostatnie 25 lat (z przerwą na 2005-2007) Polacy byli zaczadzeni konkurencyjnym Projektem Polski Liberalnej (PPL) i zmierzają jak lemingi ku przepaści. Wielki Projekt PiS ma nas zawrócić. Ale jest to projekt niespójny i pełen paradoksów. W dodatku przygnieciony setką innych, mniej lub bardziej szlachetnych, a czasem szaleńczych lub podłych, idei. W ciągu ośmiu lat spędzonych w tłamszonej przez władzę opozycji, dzięki politycznym talentom Jarosława Kaczyńskiego, PiS zebrało wokół siebie pospolite ruszenie wrogów III RP. Wrogów rozmaitych, rozstawionych na szańcach między „dobrą zmianą” a obaleniem systemu i rewolucyjną rzezią (gdzieś tutaj miota się Kukiz).

Kiedy Beata Szydło uspokaja Brukselę, że Polska jest normalnym krajem z gospodarką i demokracją w rozkwicie, w mediach wspierających od zawsze Jarosława Kaczyńskiego czytamy: „PiS zostało wybrane przez Naród Polski w jednym celu: jako trzecie pokolenie AK ma wygrać 70-letnią wojnę z trzecim pokoleniem UB. Polityka medialna i wizerunkowa rządu Szydło to tylko zaciemnianie konfliktu i walki o odzyskanie Polski, a nie produktu polskopodobnego, jaki zbudowali nam tu obcy i zdrajcy”.

Czy myśli tak Beata Szydło? A Jarosław Kaczyński? Nie wiemy. Pewne jest natomiast, że prezes PiS uczynił z obelg i oskarżeń o „zdradę” skuteczne narzędzie zjednywania i mobilizacji zwolenników. To rzutuje na Wielki Projekt. To już nie jest wymierzona w nihilizm romantyczna eseistyka profesorów - lecz wojna.

Na tej wojnie zdyscyplinowana armia PiS ma się kierować wiarą. I wiara - jak dotąd skutecznie - rozwiewa wszelkie wątpliwości podnoszone przez sędziów, konstytucjonalistów, sejmowych ekspertów, PAN, wydziały prawa, w tym UJ, socjologów, politologów, rzecznika praw obywatelskich, wielu dawnych liderów antykomunistycznej opozycji, protestujących na ulicach itp.

Demon
W polityce PiS trafne diagnozy stają bez ustanku w konkury z wytworami „przeczuć”. Efektem jest grad paradoksów. Pierwszych doświadczyliśmy po wyborach, gdy twarzą partii krzykliwie antykomunistycznej w sporze o Trybunał Konstytucyjny został były komunistyczny aparatczyk i prokurator. Potem w ramach „dobrej zmiany” na szefa Orlenu wybrano 67-letniego kolegę prezesa Kaczyńskiego, który w roku 1975, gdy do konstytucji PRL wpisywano wieczną przyjaźń z Sowietami, wstąpił do PZPR. Albowiem „chciał zrobić karierę”. Tymczasem PiS symbolami stoi, a Jarosław Kaczyński snuje od lat opowieść o nowym wcieleniu AK i pierwszej „S” - oraz oponentach, którzy „stoją tam, gdzie stało ZOMO”.

Również w ekonomii dominuje narracja o „obcych”, którzy „okradają nas i wyzyskują”. Część działaczy rozumie, że można nienawidzić „banksterów” i rynków finansowych, ale trzeba z nimi żyć. PiS przekonał się o tym, gdy agencja S&P obniżyła Polsce rating z A- na BBB+ wskazując na możliwość dalszych spadków. Niższy rating grozi wzrostem cen w sklepach i podwyżką rat kredytów, ale też utratą części środków na programy rządowe, jak „500 zł na dziecko”. Dlatego premier Szydło i wicepremier Mateusz Morawiecki tak energicznie przekonują, że polska gospodarka ma się świetnie i zasługuje na jeden z najwyższych ratingów na świecie, wystawiając tym laurkę rządom PO-PSL. A elektorat przeżywa dysonans poznawczy: jak to jest, że te rządy były takie niszczycielskie, a zapewniły Polsce taki rating?

Ponoć świetnie ma się również w Polsce demokracja. To kolejny szok: przecież system III RP został stworzony przez „służby i złodziei”. Nie dało się go naprawić w parę tygodni, nawet po nocach.

I wreszcie ostatni, bodaj najistotniejszy paradoks: Unia Europejska. Wiele wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński postrzega ją tak, jak widzi świat: jako krainę brutalnych egoizmów. Tymczasem UE jest owocem Europy współpracy. Po doświadczeniu Auschwitz jej przywódcy, od chadeków po socjalistów, uznali, że Europa egoizmów jest drogą donikąd: funduje sobie i światu wojny. Przez półwiecze Francuzi nauczyli się być Francuzami bez nienawiści do Niemców i Anglików, patriotyzm unijnych krajów nie syci się już wrogością i podejrzliwością do innych członków wspólnoty.

Unii, oczywiście, nie można przesadnie idealizować. Toczy się tam gra interesów i aby w niej nie przegrać, niezbędna jest duża doza realizmu (pisze o tym dzisiaj Paweł Kowal). Niewątpliwie też UE wymaga solidnej korekty. Bezceremonialna dominacja Niemiec ciąży już nie tylko Grekom, Węgrom czy Polakom, ale chyba większości Europejczyków. Historia jednak uczy, że używanie kryzysowych ans i strachów Europejczyków do rozpalania nacjonalistycznych emocji wzmacnia Europę egoizmów. Czy Polska chce mieć swój udział w zmartwychwstaniu demona, który tyle razy ją niszczył - i może zniszczyć znowu?

W PiS i wśród jego zwolenników od zawsze słychać głosy antyunijne. Pewna część szańców wrogich III RP postrzega UE jako nowe zniewolenie, reinkarnację Układu Warszawskiego i RWPG (choć przynależność do Unii nie jest obowiązkowa...). Ci ludzie dziwią się lub przeżywają szok, gdy pani premier zapewnia, że jesteśmy „dumni z członkostwa w UE”.

Część polityków PiS uważa, jak większość Polaków, że przynależność do UE jest, obok członkostwa w NATO, fundamentem polskiego bezpieczeństwa. Alternatywą jest „niezależność” w stylu Ukrainy. Czyli? Mówiąc najprościej: gdyby Ukraina była w UE, to Rosjanie nie „rajfurzyliby” na Krymie i w Donbasie, a ukraińscy chłopcy nie musieliby „ginąć w powstaniach”, czyli beznadziejnej walce, zapomniani przez świat cały. Być może zaprzedaliby część swojej wolnej duszy diabłu zachodniego konsumpcjonizmu, ale… Czy bez Unii są na pewno moralnie lepsi od Francuzów i Belgów? A przy tym mniej skorumpowani i bardziej dobroczynni? Czy my bylibyśmy lepsi?

Część polityków próbuje się powoływać na spuściznę Jana Pawła II i Lecha Kaczyńskiego, którzy widzieli w Unii wspólnotę ojczyzn opartą na chrześcijańskich wartościach i maryjnej fladze. Ale w PiS nawet co do tej flagi zgody nie ma. Krystyna Pawłowicz nazywa ją „szmatą”, a innym razem uśmiecha się dumna na jej tle, pracownicy małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w pierwszym dniu pracy nowego wojewody unijną flagę zdejmują z masztu, a zaraz potem wieszają.

PiS miota się między szańcem skrajnej niechęci do UE a redutą rozsądku podpowiadającego, gdzie jest dobro Polski. Miota się spektakularnie, bo nie wiadomo, co dokładnie myśli w tej sprawie Jarosław Kaczyński.

Konserwatyści i rewolucja
Politycy PiS byli w ostatnich latach najsurowszą dla Polski agencją ratingową, dawali zarządzanej przez PO-PSL III RP notę CCC („na skraju bankructwa”). Niektórzy, chcąc uzasadnić radykalizm zmian w TK, urzędach, spółkach skarbu państwa, prokuraturze, mediach - wciąż dowodzą, że przez 25 lat niczego nie dokonaliśmy. To nieprawda, ale przede wszystkim to obraza dla milionów Polaków, którzy przez ćwierćwiecze ciężko harowali, wyciągając Polskę z katastrofy i padołu ratingów do faktycznego A-. Owszem, na transformacji dorobiło się wielu cwaniaków, także z dawnych służb i aparatu. Ale im bardziej oni kradli, tym więcej i ciężej pozostali musieli harować: w zakładanych od zera firmach, w zrestrukturyzowanych lub/i sprywatyzowanych fabrykach, w zagranicznych korporacjach. Ci wszyscy ludzie, generalnie dumni z dorobku III RP, to potencjalne źródło buntu przeciw rewolucji PiS.

Drugim są antysystemowcy. Wbrew narracji PiS działacze tej partii są beneficjentami III RP. Od lat żyją z publicznych pieniędzy, tworzą firmy i koncerny medialne, pracują w państwowych spółkach i urzędach (także za rządów PO-PSL!). Rządzili mediami publicznymi, w tym TVP, przez długi okres rządów Platformy. Pobierali wysokie apanaże w Warszawie i Brukseli. Nie gnili w katakumbach. Książkę „Resortowe dzieci” sprzedawali w wielkim nakładzie w „Biedronkach”. Barbara Stanisławczyk publikowała w „Pani”, „Twoim Stylu”, była przez wiele lat redaktorem naczelnym miesięcznika „Sukces”.

Trzecim - najważniejszym - źródłem buntu przeciw rewolucji może być… samo PiS. Problem z Wielkim Projektem polega bowiem na tym, że nie wiadomo, czy jest to projekt konserwatywnych chadeków, jak Stanisławczyk i Morawiecki, czy rewolucjonisty, szukającego (i znajdującego) wszędzie wrogów. Coraz wyraźniej widać, że to są dwa różne projekty - i nie da się ich skleić.

Konserwatywnym chadekom chodzi o wyrwanie Polski z trybów turbokapitalizmu, w którym konsumpcja jest celem samym w sobie, każdy odpowiada tylko za własny los, a tradycyjne wartości chrześcijańskie i narodowe zanikają. Konserwatyści chcą je przywracać do głównego nurtu. Chcą też umiejętnie zabiegać o większą samodzielność Polski w UE. Ten projekt ma sens i dużą szansę powodzenia. Zwłaszcza że wicepremier Morawiecki, wieloletni prezes „obcego” banku w Polsce, podpowiada, jak zorganizować gospodarkę, by w kraju zostawały miliardy na rozwój i znaczące podwyżki płac.

„Pogarda dla narodu”
Propaganda sukcesu rządu PO-PSL („zielona wyspa”) próbowała maskować coraz większą bezradność władzy wobec globalnych i wewnętrznych problemów, jak pogarszająca się jakość pracy, wysyp „śmieciówek” i wyzysk milionów pracowników. PiS przedstawia propozycje rozwiązań. Czy dobrych? Potrzeba tu otwartej debaty zainteresowanych, fachowców, ekspertów. Konserwatywnego wyważenia. A nie obelg, insynuacji, oskarżeń o zdradę i „bronienie koryta”. Niestety, zwolennicy owego drugiego projektu PiS, projektu rewolucjonisty, prowadzą konserwatystów - i całą resztę Polaków - na wojnę z całym światem, tępiąc wyimaginowanych wrogów („obcych”, „agentów”, „komunistów”, „złodziei”, „targowiczan” - to epitety pod adresem krytyków z jednego tylko dnia) wewnątrz i na zewnątrz.
Prof. Jadwiga Staniszkis w wywiadzie dla „Die Welt” mówi, że „PiS w przeciwieństwie do poprzedniego rządu, ma wizję”, ale Jarosław Kaczyński „nie wiedzieć czemu upiera się przy niepotrzebnej, archaicznej koncentracji władzy”.

„Skąd to wąskie rozumienie demokracji i wschodnia kultura prawna?” - pyta profesor. I wyjaśnia, że może to wynikać z natury prezesa, który „chce widzieć wszystkich na kolanach”. Dokonane przez PiS zmiany systemowe, m.in. w TK, Staniszkis określa mianem „bolszewizmu”, krytykuje prymitywne łamanie charakterów i wykorzystywanie ludzi. „Za ciągłym powoływaniem się na „lud” kryje się pogarda dla narodu” - kwituje. Jej zdaniem, konserwatyści - a to 80 proc. Polaków - nie mogą na dłuższą metę akceptować rewolucji. Cel nie uświęca środków.

PO proponowała Polakom - w obietnicach i deklaracjach, bo z upływem lat wykonanie było coraz gorsze - budowę kraju dla ludzi ponadprzeciętnie zdolnych, ambitnych, przedsiębiorczych i pracowitych, zaniedbując przy tym mniej zdolnych, mniej przedsiębiorczych, niekoniecznie napalonych na karierę i mniej zaradnych. PiS z jednej strony sięga po zawiedzionych PO, w tym młodych zdolnych, którym III RP nie przedstawiła żadnej oferty, a z drugiej - przywraca proporcje, zjednując ludzi ewidentnie zaniedbanych, wręcz porzuconych. Tych, którzy dotąd nie skorzystali na transformacji lub skorzystali słabo. To dobrze, ale trzeba uważać, by tych proporcji całkiem nie odwrócić, bo wyjdzie z tego PRL-bis, socjalny projekt z całym znanym starszym Polakom inwentarzem: „mierny, ale wierny”, „czy się stoi, czy się leży”, marnotrawstwo publicznych środków, zakłamanie, etatyzm… Konserwatyści tego nie chcą, ale niektóre mechanizmy - po usunięciu systemowych bezpieczników, jak TK i wolne media, w atmosferze rewolucyjnego wzmożenia - nakręcają spiralę gospodarczej i mentalnej katastrofy. Skutki usuwa się potem latami.

Zimna woda
Opozycja nie ma na to odpowiedzi. Wśród jej polityków przeważa opinia, że „dobra zmiana” to ściema. Taktyka maskująca prawdziwy zamiar: zagarnięcie państwa przez swojaków. TKM, a nie Wielki Projekt.

Ale też opozycja nie przedstawiła dotąd własnego Wielkiego Projektu. Ciepła woda PO dawno ostygła. Nowoczesna, która rośnie kosztem Platformy, proponuje: „Cofnijmy się do roku 2005 i zróbmy to, czego nie zrobiła PO”. Ale 2008 r. wybuchł światowy kryzys, który podważył neoliberalne projekty. Nie można tego ignorować.

Głównym problemem Polski (i świata) są dziś niskie płace, masowe śmieciówki, wysokie podatki i składki ludzi niezamożnych i rekordowo niskie bogatych. Jesteśmy jedynym krajem UE, w którym miliony pracowników nie mają żadnej reprezentacji. A „projekt” Nowoczesnej polega na zostawieniu jeszcze większych pieniędzy w kieszeniach bogatych i… ograniczeniu roli związków zawodowych. To się może spodobać tylko mieszkańcom strzeżonych osiedli. Jeśli Nowoczesna chce być realną alternatywą dla PiS - musi celować w masy. Wymyślić dla nich Wielki Projekt.

Na razie ma go tylko PiS. Największy paradoks polega na tym, że politycy tej partii, być może nawet sam prezes, mogą go pogrzebać.

Kamila Gasiuk-Pihowicz
„Merytoryczna i waleczna” posłanka stała się, obok Ryszarda Petru, gwiazdą Nowoczesnej, która goni w sondażach PiS. Goni, bo ma takich ludzi. Ale nie tylko.

Nowoczesna, z ultraliberalnym programem słabo przystającym do wyzwań Polski, zbiera sieroty po PO oraz tych, którzy przez ostatnie 25 lat harowali, wyciągając kraj z katastrofy PRL. Są oni generalnie dumni z dorobku III RP i boją się, że PiS go zaprzepaści. PiS przedstawia ich jako agentów „ciemnych grup interesu”.

Wojciech Jasiński
67-letni przyjaciel Jarosława Kaczyńskiego został twarzą „dobrej zmiany” w gospodarce. Były minister skarbu kieruje od grudnia Orlenem, największą firmą w Polsce.

W 1975 r., gdy do konstytucji PRL wpisywano wieczną przyjaźń ze Związkiem Sowieckim, wstąpił do PZPR. Jak tłumaczył po latach, „chyba dlatego, że chciał zrobić karierę”.

Barbara Stanisławczyk
Nowa prezes Polskiego Radia, piękna twarz polskiego konserwatyzmu. W 2011 r. wydała „Ostatni krzyk. Od Katynia do Smoleńska historie dramatów i miłości”, a w zeszłym roku „Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce”.

W III RP publikowała bestsellery, m.in. o Marku Hłasce, Polakach ratujących Żydów, ale i warszawskich prostytutkach. Pisała w „Pani”, „Twoim Stylu”, była przez wiele lat redaktorem naczelnym miesięcznika „Sukces”.

Frans Timmermans
Gdy poinformował o wszczęciu procedury kontroli poszanowania demokracji w Polsce, został zaatakowany przez media popierające PiS. Trafił na okładki gazet jako nazista i zaborca. Beata Szydło sugerowała związki wiceszefa Komisji Europejskiej z PO, bo został odznaczony przez Bronisława Komorowskiego.

Uchodzący za polonofila holenderski polityk otrzymał wcześniej order od Lecha Kaczyńskiego za zasługi „w upamiętnieniu polskich żołnierzy walczących w Niderlandach”.

***
Dorobek 25- lecia. Sam eksport Polski był w zeszłym roku kilka razy większy od całego PKB u schyłku PRL, inflacja w 1989 roku przekroczyła 251 proc., w 1990 - 586 proc. Zrujnowany przemysł PRL produkował takie cuda techniki, jak „Polonez” i „Jowisz”, telefon był w co dziesiątym domu, z Krakowa do Płocka dzwoniło się przez międzymiastową. Połowa domów w miastach i 90 proc. na wsi nie miało kanalizacji, w co czwartym wiejskim domu nie było WC. Było 80 km autostrady - wybudowanej za Hitlera

Za średnią pensję można dziś kupić: cztery razy więcej bochenków chleba oraz jajek, pięć razy więcej mleka, osiem razy więcej benzyny, dziesięć razy więcej schabu i kiełbasy, piętnaście razy więcej cukru i czekolady niż w 1989 r. Telewizory, lodówki, pralki są nawet pięćdziesiąt razy (!) tańsze niż w 1989 r. Znacznie zdrożały czynsze i media. Wciąż mało dostępne są mieszkania. Mimo to Polacy mają więcej nieruchomości niż mieszkańcy innych krajów Europy (tam króluje wynajem). Statystyczny „fizyczny” mieszkaniec naszego kraju (nie mówimy tu o firmach) zgromadził większy majątek niż statystyczny Niemiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski