Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki świat

Redakcja
Kolejna edycja Międzynarodowego Triennale Grafiki w Krakowie już blisko: 16 września otwiera się wystawa główna, a około tej daty – cały ciąg imprez towarzyszących.

Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH

Jak zawsze sale Bunkra Sztuki wypełni przegląd współczesnej grafiki światowej, a w muzeach i galeriach będziemy uczestniczyć w najróżniejszych graficznych i okołograficz­nych pokazach oraz innych wydarzeniach.

Międzynarodowe Triennale Grafiki w Krakowie zawsze było oknem na współczesność tej dyscypliny sztuki na świecie – i tak pozostało. Bywa jednak, że to samo niekoniecznie jest zawsze takie samo. Gdy triennale wystartowało jako biennale (samozwańcze, bo najpierw organizowane przez krakowskich grafików, a potem, w ostatniej chwili, szukające akceptacji władz, pieniędzy i innych rzeczy koniecznych), były lata sześćdziesiąte. Nie wojażowaliśmy po świecie, sztukę współczesną tworzoną za granicą (nie tylko zachodnią, wschodnią też) znaliśmy kiepsko. Byliśmy pokoleniem żyjącym – choć to trudno wyobrażalne – bez internetu. Biennale przyprowadziło nam do Krakowa współczesną grafikę ze świata i jej twórców.

Biennale, które było wydarzeniem artystycznym, zaczęło być również towarzyskim. Każdy chciał znaleźć się blisko i kierownictwo (bynajmniej nie etatowe) nie narzekało na niedostatek współpracowników i wolontariuszy. Konferencje prasowe cieszyły się powodzeniem nie tylko u dziennikarzy, ale i u neofilologów.

Goście zaskakiwali niekiedy nas, prowincjuszy. Argentyński grafik mieszkający w Paryżu, a w Krakowie uhonorowany wystawą indywidualną wpisaną w program biennale, przyszedł na konferencję prasową w modnych spodniach – dzwonach, jakie wówczas noszono, tyle że... uszytych z koronki. Efekt był piorunujący. Zakładano się, w czym przyjdzie na wernisaż – i klops: artysta przybył w standardowym, trzyczęściowym garniturze. – Z szacunku dla sztuki – odpowiadał na garderobowe pytania. – Własnej? – zainteresował się Andrzej S., krytyk dociekliwy. Odpowiedzi, zdaje się, nie otrzymał.

Japończycy (we wczesnych odsłonach biennale uczestniczyła czołówka młodej grafiki japońskiej) zachwycali się krakowskim Kazimierzem, lewicowy Francuz zazdrościł nam socjalistycznego raju, przykro zaskoczony naszym brakiem entuzjazmu.

We wczesnych latach kłopoty zdarzały się przy nagrodach. Wysoko uhonorowany pieniężnie artysta włoski kupił szopkę krakowską (prawie legalnie, u szopkarza), kożuch (nielegalnie, u pod­ziemnego kuśnierza w Nowym Targu) i został ze sporą kwotą niewymienialnych złotówek. – Co mam z tym zrobić? – rozpytywał. – Przepić – doradził ktoś niekoniecznie poprawny politycznie, ale praktyczny.

Minęły lata, świat zmalał, biennale wydłużyło się w trien­nale. Pozostało tylko świętem sztuki; towarzyska oprawa stała się mniej ekscytująca we współczesnym Krakowie. Co, oczywiście, nie znaczy, że jej nie ma.

Sztuka graficzna w roli głównej wciąż ma się dobrze (choć minął jej złoty okres) i Szkoła Krakowska. Stała w swej zmienności, przyciąga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski