- Można tańczyć o polityce?
- Można o wszystkim.
- Pewnie tak, ale tańczenie o baśniach, miłości i mitologii wydaje się jakieś takie… łatwiejsze.
- Albo bardziej naturalne, bo balet przyzwyczaił nas do takiej tematyki. Tymczasem współcześni tancerze i choreografowie są jak sejsmograf, przyglądają się temu, co dzieje się na poziomie jednostek i społeczeństw, a potem to, co wchłonęli, przetwarzają na sztukę. I tak niektórzy Izraelczycy tańczą o konflikcie z Palestyną, Ukraińcy o Majdanie, Syryjczycy o lęku i wygnaniu.
- A Polacy?
- Polacy zgrabnie unikają społeczno-politycznych tematów. Chociaż z drugiej strony nieuczciwością byłoby powiedzieć, że to zasada. Na festiwalu gościmy Leszka Bzdyla i jego „Strategie” - monodram o tym, co robić, by przetrwać niespokojne czasy. I mamy też Aurorę Lubos z jej spektaklem „Witajcie/Welcome”, ważnym, wręcz paradokumentalnym, głosem w sprawie uchodźców.
- I tak jak wielu, uważa, że powinniśmy się wstydzić?
- Ona nie ocenia, a jedynie pokazuje historie, które zebrała, odwiedzając obozy dla uchodźców. Zgromadziła wszystkie wysłuchane przez nią opowieści o gwałtach, strachu, upokorzeniach, śmierci bliskich i ułożyła je w historię jednej wędrówki. W czasie spektaklu Lubos przebywa tę drogę trzykrotnie, za każdym razem potęgując emocje, wcielając opowieść tysięcy kobiet w jedno ciało. To nie jest ładny spektakl. Jest wręcz brzydki, odpychający, ale też wstrząsający. I to na tyle, że na końcu nikt nie klaszcze, ludzie siedzą w ciszy i dopiero po chwili przypominają sobie, że przecież są w teatrze i wypadałoby bić brawo.
- Brak słów pomaga być bezstronnym?
- Pomaga i myślę, że właśnie dlatego wielu twórców porzuca teatr na rzecz tańca. Mają dość języka, który staje się coraz bardziej jednostronny, agresywny, perswazyjny. A tymczasem ciało jest prawdziwe, ciało - jak mawiała Marta Graham, jedna z prekursorek tańca współczesnego - nie potrafi oszukiwać. Potrafi za to wpływać na umysł, co powiedzieli nam już postmoderniści. Taniec ma jeszcze jedną zaletę - jest bliski każdemu człowiekowi.
- Znam takich, którzy nigdy nie tańczą, a na spektakl nie pójdą nawet za dopłatą.
- Co nie znaczy, że ich ciała nie są wrażliwe na taniec. Kiedy ktoś zaczyna tańczyć, tworzymy wokół niego krąg, gdy tancerz przechyla ciało, my zaczynamy się kołysać, mięśnie tancerza drżą z wysiłku, nasze też zaczynają się napinać. To naturalny instynkt - odbierać i partycypować; ma go każdy, niezależnie od tego, czy jest choreografem czy lekarzem, programistą czy geodetą.
- A potem pojawi się pytanie: Ładne, ale … o czym to było.
- Czasem nawet ja wychodzę ze spektaklu i nie wiem, o czym to było, a przecież powinnam, jeśli na co dzień prowadzę wykłady o tańcu i piszę o nim. Natomiast zawsze po wyjściu wiem, czy ten spektakl coś dla mnie znaczył, czy nie. Bo jeśli w mojej głowie nie pojawiają się żadne refleksje na temat tego, co właśnie zobaczyłam, to znaczy, że mogę sobie darować analizę tego dzieła. Ale jeśli przedstawienie zapadło w umysł i rozwija się w nim, to oznacza, że było warto na nie iść. Nie zmuszajmy się do oceniania spektaklu, gdy tylko wybrzmią brawa, niech on w nas poleży, niech dojrzeje.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie? - odcinek 1
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?