„Powinna być nieufnością. Powinna być nieufnością, bo tylko to usprawiedliwia dzisiaj jej istnienie. (…) Od tego musi zacząć. Od nieufności, która oczyści drogę temu, czego wszyscy potrzebujemy. Mam na myśli (...) oczywiście, prawdę”. Tak w roku 1970, w manifeście „Parę przypuszczeń na temat poezji współczesnej”, pisał o zadaniach poezji Stanisław Barańczak.
Ten tekst, dziś już nieco zapomniany, znalazł się w tomie „Wierszy zebranych” tego poety, opublikowanym nakładem Wydawnictwa a5, w opracowaniu współwłaściciela oficyny, takoż wybitnego poety, Ryszarda Krynickiego. To już drugie wydanie tego zbioru, ale pierwsze z płytą CD, na której teksty czyta Marek Kondrat.
Stanisław Barańczak (rocznik 1946, brat Małgorzaty Musierowicz) to jeden z najważniejszych polskich poetów II połowy XX wieku. Także znakomity eseista i tłumacz (m.in. Szekspira), w czasach PRL działacz opozycji demokratycznej, od roku 1981 emigrant, m.in. wykładowca Uniwersytetu Harvarda. W początkach swej twórczości związany z pokoleniem tzw. Nowej Fali, formacji poetyckiej głoszącej postulaty poezji zaangażowanej, opisującej i starającej się wpłynąć nie tylko na świadomość literackiej publiczności, ale i rzeczywistość. Od roku 1998, kiedy ukazał się jego ostatni zbiór wierszy, złożony ciężką chorobą zamilkł jako poeta, ale na zawsze pozostanie w historii literatury.
Barańczak jest twórcą, któremu – jak mało komu innemu – udało się znaleźć poetycki język doskonale nadający się do opisu rzeczywistości PRL-u i stanu wojennego. Choć już na emigracji (by wspomnieć tylko tom „Podróż zimowa. Wiersze do muzyki Franza Schuberta”, 1994) pisał zupełnie inaczej, to dla moich rówieśników, młodszych o jedno pokolenie, jego starsze tomy wierszy (m.in. „Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu” – 1980 czy „Atlantyda i inne wiersze” – 1986) na zawsze pozostaną wspomnieniem swoistego objawienia. Bo pisząc o peerelowskiej rzeczywistości, Barańczak potrafił wejść na wysoki stopień uogólnienia, opisać i (poetycko) zanalizować procesy historyczne, dokonujące się na naszych oczach.
Jego diagnozy były niekiedy pesymistyczne, wręcz przygnębiające, acz doskonale oddawały stan świadomości nie tylko autora: „Skoro już musisz krzyczeć, rób to cicho (ściany/ mają/ uszy”; „Nigdy naprawdę nie marzłem, nigdy/ nie żarły mnie wszy, nigdy nie zaznałem prawdziwego głodu, poniżenia, strachu o własne życie:/ czasami się zastanawiam, czy w ogóle mam prawo pisać”.
Mimo takich, przychylnych, interpretacji pod adresem poezji Barańczaka można wysunąć oskarżenie o akcydentalność, nadmierne(?) powiązanie z czasem, w którym powstawała. Jednak zarówno publikacja „Wierszy zebranych”, jak i kontekst historyczny, w którym ten tom się ukazał, dowodzą przenikliwości autora, ponadczasowości jego poetyckich analiz.
W tomie „Atlantyda” (1986) Barańczak pisał: „Naród, któremu się lepiej powiodło/ może, czemużby nie, przybrać postać studenta School of Dentistry/ (…) Naród, któremu się bardziej udało,/ ma, domyślasz się, swoje własne poważne problemy,/ trądzik młodzieńczy, egzamin, od którego wszystko zależy,/ skandaliczny koszt studiów, niezrozumiały fakt,/ że Jane z drugiego roku udaje obojętność”.
Może warto byłoby szybko przetłumaczyć ten wiersz na ukraiński?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?