Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więzienie po polsku

Redakcja
Przesypiają po kilkanaście godzin dziennie, chodzą w celi od ściany do ściany. Mało miejsca, dużo czasu. Czyli więzienna rzeczywistość po polsku.

Ranking zakładów karnych

W tej chwili we wszystkich zakładach karnych przebywa 81101 osób - skazanych i tymczasowo aresztowanych. Miejsc jest 80972, ale ponieważ ponad 2,5 tys. osób dostało przerwę w odbywaniu kary, Centralny Zarząd Służby Więziennej podaje, że zaludnienie wynosi 97 proc. Teoretycznie miejsca powinno być dosyć, ale nie jest. Bo problem polega na odpowiednim rozmieszczeniu osadzonych. Trzeba oddzielić tymczasowo aresztowanych i skazanych, młodocianych i recydywistów, grypsujących czy palących od niepalących.

- Rano trzeba wstać do apelu, później śniadanie. Godzina spaceru, obiad, świetlica. Każdy dzień jest taki sam. Nic się nie zmienia - mówi Janusz, były więzień, który odsiedział 12-letni wyrok.

12 lat na trzech metrach kwadratowych. W teorii, bo w rzeczywistości na jednego więźnia zawsze przypadała jeszcze mniejsza powierzchnia. - Był problem, bo przykładowo, jak były cztery osoby w celi, to jeżeli wszyscy w danym momencie chcieli coś zrobić, to jeden musiał schodzić z drogi drugiemu. Ścisk był potworny - dodaje.

Warunki w większości więzień są siermiężne. Główny powód to stan techniczny budynków. Na 156 zakładów karnych, 116 wybudowano przed końcem wojny, często jeszcze przed pierwszą, albo w czasach zaborów. I tak np. zakład karny w Koronowie mieści się w budynku z XIII wieku, w Nowym Wiśniczu z XVII stulecia, w Nowym Sączu - z XVIII wieku, podobnie w Rawiczu. Około 40 powstało na bazie obiektów budowanych z innym przeznaczeniem. Były to przede wszystkim klasztory, koszary wojskowe, folwarki. Wiele figuruje w rejestrze zabytków, więc wszelkie modernizacje trzeba prowadzić w uzgodnieniu z konserwatorem. Nie można więc np. powiększyć okien lub podzielić celi na kilka mniejszych. Nadal w polskich więzieniach są cele 18-, 19-, a nawet 22-osobowe. Tych, w których mieszka więcej niż 10 skazańców, jest w sumie 940.

Do kilkunastoosobowej celi można trafić np. w Nowym Wiśniczu - więzienie uznawane jest za ciężkie i przeznaczone dla recydywistów. Funkcjonuje w budynkach po byłym klasztorze Karmelitów Bosych. Do współczesnej jego historii przeszły dwa zdarzenia: w grudniu 1989 r. wybuchł bunt, podczas którego więźniowie wzięli zakładników, a gdy później minister sprawiedliwości polecił - z uwagi na fatalne warunki bytowe - zlikwidować zakład, skazani i funkcjonariusze (w czasie wolnym od służby) przeprowadzili remont, który go ocalił.

- Na początku lat 90. to więzienie nie spełniało żadnych wymogów: w celach przebywało nawet po kilkadziesiąt osób, nie było kanalizacji. Rolę muszli klozetowych spełniały tzw. bomby, czyli potężne beczki stojące w celach. Kiedy jednak minister Bentkowski chciał zamknąć zakład, udała się do niego delegacja funkcjonariuszy z Wiśnicza, prosząc o szansę i ratowanie miejsc pracy. Minister wyznaczył termin poprawy warunków i do roboty ruszyli zarówno skazani, jak i pracownicy. Dzięki temu więzienie istnieje do dzisiaj i mimo,że ma stare mury, a warunki trudno zaliczyć do luksusowych, stosuje wiele nowatorskich programów. Prowadzi m.in. terapię dla uzależnionych od alkoholu i zapobiegania agresji oraz kursy nauki zawodu - mówi Zygmunt Lizak, były szef Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Krakowie.
Dzisiaj dyrektorzy więzień próbują rozluźniać tłok w celach również systemem gospodarczym. W wielu zakładach miejsca na dodatkowe prycze powstały po adaptacjach świetlic, siłowni, bibliotek. Czasem burzono mury. - Na przykład są dwie cele pojedyncze o powierzchni pięciu metrów. Przebija się ścianę, powstaje jedno pomieszczenie, które ma 10 metrów i dzięki temu zyskujemy jedno miejsce - wyjaśniają funkcjonariusze.

Sęk w tym, że jest coraz mniej ścian do zburzenia. A mało miejsca to więcej agresji i coraz częstsze pozwy skazanych do sądu o naruszenie godności osobistej. W tym roku Zakład Karny w Siedlcach musiał zapłacić jednemu ze swoich pensjonariuszy 2 tys. zł za to, że nie zapewnił godziwych warunków do spania i dbania o higienę osobistą. Marek P. trafił tam w lutym ub. roku. Umieszczono go w celi sześcioosobowej o powierzchni 19,10 mkw., gdzie razem z nim było dziewięciu osadzonych (na jednego przypadało 2,12 mkw.). Łóżko, które mu dostarczono, było połamane i przez kolejne dwa tygodnie spał na starych materacach rozkładanych na podłodze, w przejściu między łóżkami. Nie miał też swojej szafki. Nie mógł dbać o higienę, bo łaźnia była w złym stanie sanitarnym - zagrzybiona, bez wentylacji. Ze ściany i sufitu odpadał tynk. Złe warunki zostały potwierdzone m.in. nakazem remontu, wydanym przez powiatowego inspektora sanitarnego. Sąd uznał, że naruszyły one godność skazanego, a więzienie nie mogło się bronić tym, że nie miało pieniędzy na remont.

Podobne pozwy od kilku lat zalewają sądy w całej Polsce. Niektórzy więźniowie domagają się od skarbu państwa nawet kilkuset tysięcy złotych. Przykład dał Adam D., który kilka lat spędził w aresztach i więzieniach w Jeleniej Górze, Świdnicy, Kłodzku i Wrocławiu. W tym czasie zaczął mieć kłopoty z łokciem i nogą. Stwierdził, że powodem jego zdrowotnych problemów jest przepełnienie cel, w których siedział. Domagał się od państwa 150 tys. zadośćuczynienia oraz dożywotniej renty. Sądy odrzucały jego roszczenia. Gdy sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, pechowa dla Adama D. karta się odwróciła. Sędziowie stwierdzili, że ciasne cele, brak oddzielnych toalet oraz kłopoty z wentylacją to przejawy poniżania przez państwo.

Z pozwami do sądu najczęściej dotychczas występowali osadzeni w łódzkim areszcie przy ul. Smutnej, w Sieradzu, Czarnem, Łowiczu, w Strzelcach Opolskich i w zlikwidowanym przed kilku laty XIII-wiecznym więzieniu w Łęczycy.

Na trudne warunki narzekają też coraz częściej pensjonariusze zakładu karnego w Tarnowie, chociaż kiedyś nazywano go "tarnowską Rivierą", a po otwarciu w 1926 r. uważany był za najnowocześniejszy w Europie. Siedzą tam recydywiści i pierwszy raz karani. 26 to tzw. niebezpieczni. Ci ostatni, paradoksalnie, mają najlepsze warunki.

Tarnowski oddział specjalny, ochrzczony jako "różowa pantera" (z uwagi na kolor elewacji), to jakby więzienie w więzieniu. Od starego budynku, w którym przebywa ok. 800 skazanych, oddziela go mur i ciężka, sterowana elektronicznie, brama. Powstał w 2002 r. Może pomieścić 28 niebezpiecznych. Ma cele jedno- i dwuosobowe. Tych drugich są tylko cztery. Wymiary celi jednoosobowej wynoszą 2,10 x 3,80 m, dwuosobowej - ok. 11 metrów kw.
W celach jest wszystko, czego potrzeba do przetrzymywania szczególnie niebezpiecznych przestępców: sterowany komputerowo elektroniczny system zabezpieczeń, całodobowy monitoring, wewnętrzne kraty w drzwiach i oknach (uchylić je można za pomocą elektroniki). 60-centymetrowa płyta żelbetonowa uniemożliwia wykonanie podkopu. Wszystkie sprzęty - łóżko, stół, taboret i szafka - są trwale przytwierdzone do ścian i podłogi. Osadzony ma w celi umywalkę, sedes, głośnik radiowęzła i często prywatny telewizor. Przez specjalny domofon może porozumieć się ze strażnikami. Kamera rejestruje całą celę. Kącik sanitarny nie jest oddzielony, wbrew stanowisku Rzecznika Praw Obywatelskich.

- Każdy ich ruch jest dla nas widoczny. Dzięki czujnikom na podczerwień, wiemy np., kiedy osadzony majstruje przy kratach - mówią strażnicy. Jeśli drzwi w którejś celi są akurat otwarte, system automatycznie blokuje pozostałe. Chodzi o to, by więźniowie nie mieli ze sobą żadnego, nawet przypadkowego kontaktu.

Czas za więziennym murem toczy się własnym rytmem, także na oddziale dla niebezpiecznych. O 5.50 pobudka, potem apel, śniadanie, o 13.30 obiad, o 17 kolacja. Cisza nocna teoretycznie zaczyna się o 22, ale są pewne odstępstwa. Dłużej można posiedzieć w celi przed telewizorem podczas weekendów, w święta lub gdy w telewizji transmitowany jest mecz piłkarski. Wszystko zależy od administracji więziennej, która wyznacza rozpoczęcie ciszy przez obniżenie napięcia prądu w gniazdach.

Dzień do dnia jest podobny, różnią je tylko szczegóły. W poniedziałek łaźnia, we wtorek - biblioteka, w środę - świetlica. Wszystko według grafiku. W świetlicy można poćwiczyć na drabince i materacu. Jest piłka lekarska, rowerek treningowy, trochę książek (głównie o tematyce psychologicznej i filozoficznej), telewizor. Niebezpieczni, tak samo jak inni więźniowie, mają prawo do godzinnego pobytu na świeżym powietrzu. Tylko spacerują w oddzielnych, betonowych boksach, zabezpieczonych od góry żeliwną kratą. Po korytarzu mogą się poruszać tylko pod specjalnych dozorem: w kajdankach na rękach i często z łańcuchami na nogach. W asyście dwóch strażników w kamizelkach kulo- i nożoodpornych. Widzenia mają, tak samo jak "zwykli" więźniowie - dwa razy w miesiącu po godzinie. Tylko wyglądają one inaczej. Ci ze zwykłego oddziału spotykają się z najbliższymi przy stoliku, wprawdzie pod nadzorem strażnika, ale na dużej sali, równocześnie dla ok. 20 osadzonych. Mogą potrzymać żonę za rękę, a przy okazji odebrać niepostrzeżenie jakąś przesyłkę. Zupełnie inaczej wygląda sala widzeń na oddziale dla niebezpiecznych. Jest tak mała, że mieszczą się w niej tylko trzy krzesła przytwierdzone do podłogi i gruba kuloodporna szyba, oddzielająca skazanego od odwiedzających. Oprócz strażnika, spotkanie monitują kamery. Tylko w wyjątkowych przypadkach możliwe jest widzenie przy stoliku, ale wówczas strażnik siedzi nie dalej niż metr od osadzonego.
Podobnych oddziałów dla szczególnie niebezpiecznych przestępców w całym kraju jest 15. Taki charakter ma również wybudowany w ostatnich latach "superareszt" w Piotrkowie Trybunalskim. Placówka ta jest przedstawiana przez więzienników jako zakład na miarę XXI wieku. Ma około 600 miejsc, jasne, przestronne cele, halę sportową, boisko i siłownię. W każdej celi, w kąciku sanitarnym znajduje się prysznic. Drzwi do cel otwierają się tylko za pomocą kart chipowych. Przychodzących na widzenia prześwietla specjalne urządzenie, które wykrywa nie tylko niebezpieczne przedmioty, ale też alkohol i narkotyki. Oddział dla niebezpiecznych dodatkowo wyposażony został w system monitorujący, który działa nawet w kącikach sanitarnych. Obiekt kosztował ponad 80 mln zł.

Tyle samo pochłonęła budowa więzienia na przedmieściu Opola Lubelskiego, które oddano do użytku w październiku ub. roku. Na 6 hektarach powstało 10 dużych budynków, w których mieszczą się m.in. oddziały dla ponad 620 skazanych, gimnazjum, liceum. Obok zlokalizowano pola spacerowe i boisko. - To bardzo nowoczesne więzienie. Bez wieżyczek wartowniczych, bo poszliśmy w elektronikę i podwyższyliśmy mury - mówi Luiza Sałapa, rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej.

Sami skazańcy dzielą kryminały na ciężkie i lekkie. Pierwsze mają charakter zamknięty, co oznacza, że lokatorzy cel znajdują się stale pod kluczem. Na początku każdy tam trafia. Po pół roku ma szansę zamienić oddział na półotwarty lub otwarty. Różnica polega na tym, że w pierwszych cele są otwarte w ciągu dnia, w drugich - przez całą dobę.

- Po indywidualnej diagnozie zobowiązani jesteśmy przedstawić każdemu osadzonemu indywidualny program oddziaływań. Prawo wymaga bowiem przygotowania go do powrotu do społeczeństwa. Proponuje się więc np. ukończenie szkoły podstawowej, średniej, wysłanie na kurs przygotowujący do zawodu, leczenie odwykowe lub terapię z uzależnień od narkotyków. Można też oferować udział w zajęciach kulturalno-oświatowych, sportowych. Chodzi o to, by ograniczać agresję i przeciwdziałać więziennej nudzie. Ci ludzie przecież kiedyś wyjdą z więzień. Pytanie tylko, jacy - mówi Zygmunt Lizak.

Wychowawcy nie mogą nikogo zmusić ani do podjęcia leczenia, ani do nauki. Ci, którzy odrzucają ofertę - a większość to czyni - odbywają karę w tzw. zwykłym trybie w zakładach zamkniętych. Ci, którzy chcą coś zrobić ze swym życiem, trafiają do jednostek prowadzących szkoły lub programy odwykowe. Zazwyczaj są to zakłady półotwarte lub otwarte. Najlepszym sposobem na nudę w więzieniu jest praca. Nie ma jej jednak wiele. Obecnie pracuje ok. 25 tys. skazanych, w tym ponad 17 tys. odpłatnie.

- Kiedy pracujesz, masz więcej swobód. Bywa, że pracodawca przymyka oko na przykład na nielegalne widzenie z żoną. Czasami kupuje piwo i lepsze jedzenie. Z pracy można też po kryjomu zadzwonić do znajomych. W więzieniu posiadanie telefonu jest surowo zabronione. Praca rozładowuje ciężką atmosferę przepełnionych cel. Oprócz tego masz dodatkowy przydział papierosów - opowiada Adam, który zaliczył kilka wyroków za jazdę po pijanemu na rowerze i trafił za to na rok do więzienia.
 

Adam kilka miesięcy spędził w więzieniu w Ruszczy, następne w Trzebinie. Bywało, że siedział w 12-osobowej celi, z grypsującymi. - Ci nie podają nikomu rąk i z nikim nie rozmawiają. Inni więźniowie musieli ich informować o wszystkim, co robią - mówi.

Nie skarży się, bo w ciągu dnia nikt go nie trzymał pod kluczem, mógł spacerować do woli. Ale obala mit, że w więzieniu jest jak w hotelu i w każdej celi jest telewizor. - Jedyną grupą zadowoloną z więziennych murów są chyba bezdomni. Tym nie przeszkadza ani zbita szyba w celi, ani zapachy z ubikacji - dodaje.

Według danych więziennictwa, dzienne utrzymanie jednego osadzonego wynosi obecnie 74,62 zł. Koszt miesięczny to 2269 zł. Jednak ok. 80 proc. tej kwoty stanowią wydatki na płace funkcjonariuszy, koszty remontu. Dzienna racja żywieniowa to 4,50 zł.

Ewa Kopcik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski