Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więźniowie wybrani na śmierć

Martyna Grądzka
Niemiecki obóz w Płaszowie
Niemiecki obóz w Płaszowie Fot. Wikipedia
7 maja 1944. W niemieckim obozie koncentracyjnym w Płaszowie odbywa się „zdrowotny” apel * Wyselekcjonowanych zostaje 1400 osób * Wszystkie trafią do obozu śmierci KL Auschwitz

Apele odbywały się codziennie, ale ten w sposób szczególny wpłynął na losy żydowskich więźniów i został przez nich zapamiętany. Na podstawie selekcji, którą wówczas przeprowadzono, tydzień później do KL Auschwitz-Birkenau wywieziono około 1400 osób, głównie starszych, schorowanych, niezdolnych do pracy oraz dzieci z obozowego domu dziecka, czyli Kinderheimu. Akcję przeprowadzono w związku z planowanym przyjęciem transportu Żydów z Węgier.

Problemy z pamięcią
Nie jest jednoznaczne, kto podjął decyzję o przeprowadzeniu wzmiankowanego apelu zdrowotnego. Po wojnie, podczas procesu toczącego się przed Najwyższym Trybunałem Narodowym przeciwko komendantowi obozu Płaszów – Amonowi Göthowi (1946 r.), jeden z byłych więźniów, Mieczysław Pemper pracujący w kancelarii obozu, zeznał, że rozkaz w sprawie apelu i selekcji więźniów nadszedł z końcem kwietnia 1944 r. z Berlina.

Wystosował go SS-Standartenführer Gerhard Maurer, odpowiedzialny za przydział więźniów do różnych prac. Według Pempera wcześniej wysłano zapytanie do komendanta obozu, czy może przyjąć więźniów węgierskich do KL Płaszów na przejściowy pobyt. Göth miał oświadczyć, że ze względu na warunki obozowe nie da rady tego zrobić, chyba że zezwolą mu na oczyszczenie obozu z elementów niezdolnych do pracy. Z zeznań wynika zatem, że sam komendant był inicjatorem selekcji oraz wywózki więźniów na śmierć w komorach gazowych.

Amon Göth, broniąc się, złożył krótkie wyjaśnienia dotyczące apelu i selekcji z maja 1944 r., przedstawiając je w inny sposób: zrobiłem to na rozkaz Koppego [SS-Obergruppenführer Wilhelm Koppe] czy też na rozkaz głównego urzędu gospodarczego i administracyjnego w Berlinie. Pomniejszał zatem własny udział. I choć zazwyczaj nie miał problemów, by przypomnieć sobie nawet bardzo szczegółowe informacje, tym razem pamięć nieco go zawiodła: –_ „_Dokładnie sobie nie przypominam, czyj to był rozkaz.

Według jego treści usunąć miałem z obozu wszystkich niezdatnych do pracy, by zrobić w ten sposób miejsce dla nowych sił roboczych. Obóz w Oświęcimiu wskazany mi został jako ten obóz, w którym urządzono dla Żydów niezdolnych do pracy duże szpitale” – zeznawał. Göth, w typowy dla powojennych procesów sposób, podkreślał swoją bierność i wskazał, że wypełniał rozkazy przełożonych. A co ważne, zaznaczył, że on sam żyjąc – „w cieniu KL Auschwitz” – nie zdawał sobie sprawy, jakie ta decyzja niesie ze sobą konsekwencje.

Lekarz śmierci
7 maja 1944 r. w KL Płaszów zebrała się specjalna komisja złożona z oficerów SS i głównego lekarza obozowego pod przewodnictwem komendanta. Wszyscy więźniowie placówki zostali zobowiązani, by stawić się na apelu. Miejsce to zostało dodatkowo otoczone i zabezpieczone przez strażników obozowych. Podzieleni na grupy więźniowie rozebrani do naga stawiali się przed komisją.

Abraham Mirowski wspominał, że SS-Haupsturmführer dr med. Maximilian Blancke – naczelny lekarz obozowy wybierał ludzi i przeznaczał na śmierć. Bez badania, jedynie na podstawie powierzchownych oględzin decydował o przydatności więźniów do pracy. Po wojnie zarzucano mu kradzieże leków oraz uśmiercanie więźniów zastrzykami benzynowymi. I choć nie zasłynął on jak np. przeprowadzający pseudonaukowe eksperymenty lekarze z KL Auschwitz: dr Josef Mengele i dr Carl Clauberg, to jednak wpisywał się w grupę nazistowskich medyków, niosących śmierć więźniom obozów.

W trakcie tej powierzchownej selekcji wybrano grupę często przypadkowych osób – gorzej wyglądających, niedożywionych, wychudzonych, starych, chorych, niezdolnych do pracy, a także dzieci z Kinderheimu. Ich numery zapisano na listach, które kolejno trafiły do komendantury. Apel zakończył się wieczorem, zaś wszyscy więźniowie, także wyselekcjonowani, powrócili do baraków. W obozie zapanowała nerwowa atmosfera, zadawano sobie szereg pytań dotyczących celowości przeprowadzonej przez Niemców akcji. By uspokoić i wyciszyć te nastroje, władze rozpuściły pogłoskę, że wyselekcjonowani więźniowie zostaną odesłani do lżejszej pracy. Jednak na tym etapie życia w Płaszowie nikt już nie wierzył w podobne deklaracje.

Wywiezienie z KL Płaszów wyselekcjonowanych osób odbyło się tydzień później, 14 maja 1944 r. Tego dnia rano Amon Göth nakazał, by ponownie wszyscy więźniowie zebrali się na placu apelowym. Komendant obozu przygotował się na ewentualną reakcję zgromadzonych więźniów. Sam uzbrojony w broń palną groził rozstrzelaniem tym, którzy chcieliby wyjść z szeregu. Zabezpieczył dobrze miejsce apelu, a poza normalnymi środkami oddzielającymi obóz od reszty świata – w postaci drutów i strażników z bronią na wieżyczkach – cały plac otoczony był kordonem esesmanów z psami. Ponadto, ku przestrodze, obecnych na apelu i reagujących zbyt emocjonalnie bito pałkami. W szczególności dotyczyło to rodziców, którzy chcieli iść za swoimi dziećmi.

Krzyk dzieci
Według powojennych relacji maj i czerwiec 1944 r. to miesiące, kiedy w obozie przebywała największa liczba więźniów, mogło być ich wówczas ponad 20 tys. Pośród nich znalazło się najprawdopodobniej około 400 dzieci, uratowanych m.in. w trakcie likwidacji getta krakowskiego i mieszkających w wydzielonym baraku zwanym Kinderheimem. I właśnie to ich wywiezienie 14 maja 1944 r. szczególnie zostało zapamiętane przez więźniów.
Z relacji dotyczących tego tragicznego dnia można zauważyć, jak bardzo dopracowano, wręcz „wyreżyserowano” następujące po sobie wydarzenia. Komendant nie chciał, by dzieci wywieziono z obozu w tajemnicy. W tej akcji dostrzegał możliwość sprawienia ogromnego bólu więźniom. Transport najmłodszych z obozu, z naturalnych przyczyn był najbardziej dotkliwy dla rodziców, ale również pozostali więźniowie współodczuwali dramat dzieci skazanych na śmierć.

Abraham Mirowski relacjonował następujące po sobie zdarzenia: „zajechały auta ciężarowe pod Kinderheim. Esesmani wyciągali dzieci z bloku i ładowali na auta. Blade, wystraszone, zapłakane dzieci wołały rozpaczliwie swoje matki o pomoc. [...] Biedni rodzice zgromadzeni na apel-placu, otoczeni strażą przechodzili istne katusze. Słyszeli krzyk ich dzieci, ich beznadziejny płacz, widzieli z daleka, jak ładowano je bestialsko jak bydło w auta, ale byli bezradni”. W większości relacji wspominano, że dzieci załadowano na odkryte przyczepy ciężarowych samochodów.

Kolejno, uliczką obok placu ze zgromadzonymi więźniami, nastąpił przejazd aut z dziećmi w kierunku bramy wyjazdowej z obozu. W chwili kiedy auta z dziećmi znajdowały się niedaleko więźniów, z głośników odtworzono wesołą muzykę i kołysanki. Można spróbować wyobrazić sobie, jakie odczucia budziły melodie, które matki śpiewały niegdyś swoim małym dzieciom.

Anna Schoenfeld wspominała, że niektóre matki rzucały się w kierunku aut, tu i ówdzie odważniejsze głośno się odgrażały, ale to wszystko na próżno. „Pałki, kije i kolby karabinów przytłumiły wszystko. [...] Przedstawienie się skończyło [...]. Z tysięcy piersi wydobywało się głośne łkanie i płacz, które pomieszane z szatańską muzyką megafonu, rozchodziły się daleko poza lagrem”. Wyjazd samochodów z dziećmi i pozostałymi wyselekcjonowanymi więźniami za bramy obozowe był kulminacyjnym momentem akcji z 14 maja. W tak dramatyczny sposób Niemcy rozwiązali „problem” obecności żydowskich dzieci oraz pozostałych, niezdolnych do pracy osób z KL Płaszów. W obozie zapanował żałobny nastrój, więźniowie nie mieli złudzeń, co stanie się z tym transportem.

Jedynie garstka spośród przebywających w Kinderheimie podopiecznych zdołała się uratować. Były to m.in. starsze dzieci, którym udało się zbiec z baraku. Część z nich ukryła się w obozowych latrynach, skąd dorośli wyciągnęli je po zakończeniu wysiedlenia. Pozostawiono też, podobnie jak podczas wcześniejszych akcji, niektóre dzieci prominentów.

Transport z 14 maja 1944 r., w którym wywieziono około 1400 osób z KL Płaszów do KL Auschwitz-Birkenau, nie został odnotowany w dokumentacji tego obozu, co może świadczyć o tym, że więźniowie ci od razu po przybyciu zostali wysłani do komór gazowych.

***

historyk, pracownik IPN Oddział w Krakowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski