18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wigilie Józefa Paczyńskiego

Redakcja
Józef Paczyński urodził się w 1920 roku w Łukawicy, koło Wadowic. Więzień KL Auschwitz, nr obozowy 121. W Oświęcimiu przebywał od 14 czerwca 1940 roku do 18 stycznia 1945 roku. Po wyzwoleniu powrócił do Krakowa, ukończył studia techniczne, przez wiele lat pracował jako nauczyciel i dyrektor szkół zawodowych w Krakowie, Wadowicach i Brzesku. FOT. ANNA KACZMARZ
Józef Paczyński urodził się w 1920 roku w Łukawicy, koło Wadowic. Więzień KL Auschwitz, nr obozowy 121. W Oświęcimiu przebywał od 14 czerwca 1940 roku do 18 stycznia 1945 roku. Po wyzwoleniu powrócił do Krakowa, ukończył studia techniczne, przez wiele lat pracował jako nauczyciel i dyrektor szkół zawodowych w Krakowie, Wadowicach i Brzesku. FOT. ANNA KACZMARZ
Harmonie. Usłyszałem ich dźwięk, kiedy stałem przed barakiem. To było tak absurdalne, że prawie nierealne. Muzyka w Auschwitz!? Pamiętam: było ciemno, mróz ciął okrutnie, trudno było oddychać. Poleciałem szybko w tamtym kierunku.

Józef Paczyński urodził się w 1920 roku w Łukawicy, koło Wadowic. Więzień KL Auschwitz, nr obozowy 121. W Oświęcimiu przebywał od 14 czerwca 1940 roku do 18 stycznia 1945 roku. Po wyzwoleniu powrócił do Krakowa, ukończył studia techniczne, przez wiele lat pracował jako nauczyciel i dyrektor szkół zawodowych w Krakowie, Wadowicach i Brzesku. FOT. ANNA KACZMARZ

Kilkadziesiąt miesięcy w Auschwitz, prawie pięć lat życia, pięć świąt Bożego Narodzenia. Pamięta je wszystkie, czasami lepiej, czasami gorzej, choć może wolałby zapomnieć.

Patrzę, przed budynkiem kuchni stoi potężny świerk, a wokół chłopaków grających na harmoniach polskie kolędy, gromadzi się coraz więcej więźniów. Dyżurni esesmani stoją jak zamurowani, nie wtrącają się. Dałbym sobie głowę uciąć, że im się podobało. Ta nasza Wigilia. Nie mogli tylko pojąć jednego: skąd w obozie instrumenty?

Chłopcy z Auschwitz się organizują

Nazywa się Józef Paczyński. Ma numer 121, 20 lat i pracuje w sklepie fryzjerskim dla Niemców. Dokładnie kosmetyczno--fryzjerskim. Gdy go przyjmowali do Auschwitz zapytali o: złote zęby, choroby, na które cierpieli lub zmarli rodzice albo bliscy. Wypełnili kartotekę. Potem musiał wysłuchać powitania lager-furera Karla Fritscha: - Tu nie jest sanatorium, tu jest niemiecki obóz koncentracyjny, tu żyje się najwyżej trzy miesiące.

Nie uwierzył. Mijały miesiące. Tej pierwszej Wigilii, w 1940 roku, do której zaraz siądzie, jeszcze nie wie, że zostanie osobistym fryzjerem komendanta Hoessa. Z tej Wigilii zapamięta zapach ziemniaków w łupinach. - Każdy z nas dostał po trzy sztuki do zwykłej, głodowej porcji. Potem Niemcy dawali nam jeszcze gulasz. Parszywy, trzech groszy by pani za niego nie dała - jest przekonany.

Byli na szczęście zorganizowani. Właściwie od samego początku, od pierwszego transportu. Zorganizowani, czyli wiedzieli, jak i komu co zwinąć. Rudy jak marchewka Edek kradł na przykład esesmanom słoninę i spirytus. Miał fart, pracował w przychodni na pierwszym piętrze, gdzie rozdzielało się jedzenie dla Niemców. Austriaczka, siostra przełożona Maria Stromberg, patrzyła na to z przyzwoleniem, może nawet z zadowoleniem. Mówili o niej Anioł z Auschwitz.

Stefan był kelnerem w kantynie, też potrafił sporo wynieść. A w kuchni rządził ksiądz Wujek, który tak umiał kombinować, że pierwsi zawsze dostawali jeść więźniowie. Paczyński mówi, że historia księdza to materiał na osobny artykuł.

Tak próbowali przeżyć kolejne dni, kolejne święta, kolejny rok. Są równi, żyją razem, głodują razem i razem jedzą. Każdy ma w obozie jakieś swoje układy. Rozmaite: z rzeźnikami, ogrodnikami czy masarzami. Potem handluje się nawet z esesmanami. Taki Jurek na przykład zawsze przynosił skądś kiełbasę i mówił: - Nie pytaj o nic.

Każdy dobrze wiedział, co robić. Dzielili równo przemycone pomidory, ziemniaki, piwo, nawet maślankę. Paczyński pamięta, że kiedyś Edek zawołał wszystkich. W wielkim rondlu gotowała się rąbanka - mięso wieprzowe i słonina. Obok stały dwie butelki wódki. Z czerwoną i niebieską etykietą. Mogli dostać za to w łeb. Ale to było prawdziwe święto.

Za rok Paczyński będzie smażył wigilijną rybę na strychu.

Jak wigilijna orkiestra staje się profesjonalnym zespołem

Te dwie harmonie, które usłyszał Paczyński pierwszej Wigilii, odmieniły życie obozowe. Lagerfurer Karl Fritsch nigdy nie dowiedział się, jak trafiły za kolczasty drut. Na apelu, tuż po świętach, oficjalnie ogłosił: jeśli są wśród was muzycy, będą grać w orkiestrze obozowej. I tak powstał profesjonalny zrespół, składający się z wybitnych muzyków. Tak też powstała jedna z wielu kuriozalnych historii wpisana w obóz w Oświęcimiu. Kapelmistrzem został Franz Nierychło.
- Na początku w zespole było sześć osób i sześć instrumentów: skrzypce, akordeon, trąbka, saksofon, kontrabas, perkusja. Z każdym miesiącem więźniów przybywało, a orkiestra rosła i rosła. Pod koniec wojny liczyła około stu osób - opowiada Paczyński.

Pierwsza oficjalna próba odbyła się w bloku numer 24. Zbudowano tam podium i postawiono fortepian.

Paczyński pamięta, że muzycy mieli specjalne komando, byli odpowiedzialni za obieranie kartofli dla esesmanów. Był to przywilej, bo w trakcie dnia mogli iść na próby. Prócz tego mieli inne obowiązki.

- Stawali pod bramą z napisem "Arbeit macht frei" i kiedy my szliśmy do pracy, zaczynali grać marsze. Pamiętam, były na pewno "A Jiddische Mamme", "Alte Kameraden" czy "Frauenlager" - wymienia. - A my maszerowaliśmy, raz, dwa, trzy...

Szli po pięciu w jednej kolumnie. Rano w miarę silni, zwarci, wieczorem ledwo trzymali krok marszowy. W pierwszym szeregu młodzi, jeszcze trzymający się na nogach. Na końcu niesiono tych, którzy nie byli w stanie iść o własnych siłach. Czy chcieli słuchać francuskich, skocznych piosenek?

W niedzielę było inaczej. Bo w niedzielę cała orkiestra szła pod dom komendanta Rudolfa Hoessa. Stali tak: na przedzie fanfary, potem kolejne instrumenty; smyczkowe, dęte, perkusyjne, każdy oznakowany. Kolor czerwony to więźniowie polityczni, zielony - zawodowi kryminaliści, fioletowy - badacze Pisma Świętego, czarny - aspołeczni (w tym także Romowie), różowy - homoseksualiści.

- Proszę powiedzieć, czy ten obóz zagłady nie był dziwny. Ta orkiestra, walczyki, francuskie marsze, bolera, obok ludzi, którzy umierają - pyta Paczyński.

Gdy przyjeżdżała komisja z Czerwonego Krzyża, komendant obozu prowadził ją wpierw na koncert. Potem pokazywał basen, alejkę wysypaną czerwoną cegłą, ławeczki, na których odpoczywali więźniowie.

Nigdy nie dotarli pod ścianę śmierci. Nie zobaczyli krematoriów.

Jak został fryzjerem komendanta

Zanim nadeszły kolejne święta, Paczyńskiego czekał awans. Ma rok więcej i wtedy tak jeszcze nie myśli. Dziś jednak wie, że praca w domu komendanta Hoessa uratowała mu życie. To historia jak z filmu. Zaczyna się wraz z pracą w zakładzie fryzjerskim, do którego skierował go Otto Kussel, odpowiedzialny za organizacje komand pracowniczych. Mieści się na parterze, po prawej stronie. Obok jest apteka, pokój masażysty. Na górze szpital dla esesmanów. Rudolf Hoess często przychodzi do zakładu. Nie odzywa się ani słowem do więźniów. Może nimi gardzi, może myśli o czymś innym? Siada na krześle fryzjera, który strzyże wyłącznie niemieckich oficerów. Paczyński jest jego prawą ręką. Ma powiesić płaszcz, podawać brzytwę, zamiatać włosy.

Hoess przychodzi tak kilka razy. Pewnego dnia zamiast komendanta w drzwiach pojawia się podoficer. - Słyszę: Kleine Pole ma ostrzyc komendanta. W jego domu.

W zakładzie pracuje dziesięciu zawodowych fryzjerów, a Hoess wybiera ucznia, który nigdy wcześniej nie miał do czynienia z zawodem.
Nie miał nic do gadania. Koledzy naostrzyli mu trzy brzytwy, dali prześcieradła i maszynkę. Nogi się pod nim uginały, gdy szedł do willi. Korytarzem, po schodach, na pierwsze piętro, do łazienki.

Hoess już czekał. Z cygarem w ustach. Nic nie powiedział, nie zareagował nawet na powitanie.

- Robi mi się ciemno przed oczami, ale zabieram się do pracy. Z tyłu brzytwą, po bokach maszynką, dokładnie dwa centymetry nad uszami. I tak co tydzień - opowiada.

Jaki jest Hoess? Zawsze elegancki, nie odkrywający żadnych uczuć, chłodny. Ale i niepozorny, nie ma wyglądu mordercy. - Gdybym nie wiedział, co robił, w życiu bym się nie domyślił - przyznaje Paczyński.

Do dziś zastanawia się, dlaczego Hoess wybrał właśnie jego. Wtedy jednak nie było to takie ważne. Ważne było przeżyć. Zbliżały się kolejne święta.

Ryba smażona na strychu

Mogli w końcu dostawać paczki. Nie więcej niż kilogramowe. Były różne. Bogate i całkiem skromne. Pełne pachnącego chleba, słoniny, mydła. Otwierali i każdy wyjmował to, co miał. Kładł na stół. - Nigdy żadnej nie dostałem - przyznaje pan Józef.

Tak naprawdę, nie wie, który to był rok, kiedy smażył rybę na strychu. Nie wie też, skąd ją wzięli. Zorganizowali. Pamięta, stoi na tym strychu, pachnie cudownie, domem, koledzy na czatach, pilnują, by ich Niemcy nie nakryli.

Było ciężko?

- Człowiek to takie bydle, że do wszystkiego się przyzwyczai, do takich rzeczy przywyknie, że trudno uwierzyć - uśmiecha się.

Do kłamstwa, kradzieży, brudu i zimna.

Każdą Wigilię pracowali, nie było żadnych ulg. Wtedy, kiedy Tadek wcisnął głowę do zakładu gdzie pracował Paczyński, też. - Chodź, chodź Józiu - zawołał. Na strychu stała piękna choinka, stół był zastawiony. Musieli być cicho. W tym samym budynku naprzeciwko fryzjera była kantyna. Tam upijali się Niemcy. Tam też Paczyński nieraz zaopatrywał się w różne produkty. - Stefan, który był kelnerem, wiedział, jak zadbać o kolegów. Józiu, idę piwo tankować do piwnicy, chodź. Mówił do mnie - wspomina.

Prócz piwa dostał raz pięciokilogramową puszkę z rozkładającymi się owocami. Śliwki, jabłka, gruszki. Pamięta doskonale, kolory, smaki, ich zapach. Widzi je dokładnie, gdy tylko zamknie oczy. Tak jakby to było wczoraj.

...

Po wojnie wraca na Czapskich. Pod siódemkę. Tam mieszka jego siostra i część rodziny. Razem siadają do Wigilii. Nie pamięta choinki, ani nawet tego, co jedli. Pamięta, że pomyślał: przeżyłem.

KATARZYNA KACHEL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski