Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Windą na szafot, czyli znów o Starym Teatrze

ŁUG
DEBATA. Kontynuujemy dyskusję wokół Starego Teatru pod dyrekcją Jana Klaty. Dziś głos krytyka filmowego i teatralnego, Łukasza Maciejewskiego.

Zawsze zastanawia mnie łatwość, z jaką feruje się u nas wyroki. Jako krytyk mogę być bezwzględny w ocenie przedstawień Starego Teatru, które powstały za dyrekcji Jana Klaty, ale dziwi mnie nieuzasadniony, napastliwy, niekiedy wręcz arogancki ton, przenikający dyskusję wokół tej sceny.

Jan Klata zbyt długo pracował na swe nazwisko, żeby można było zbyć jego osiągnięcia kilkoma pogardliwymi epitetami, a zaledwie dziesięć miesięcy prowadzenia Starego Teatru to zdecydowanie czas zbyt krótki na szafowanie kategorycznymi sądami w rodzaju: "Nie sprawdziłeś się", "Wracaj, skąd przyszedłeś", "Nie chcemy cię tutaj". Jan Klata z Sebastianem Majewskim nie zasługują na pucz, chociaż przydałaby się im lekcja pokory.

Pomysł na Stary Teatr w wykonaniu Jana Klaty to brawura bez namysłu. Z dystansu przypomina to trochę baraszkowanie nadpobudliwych chłopców w piaskownicy. Tutaj zdejmiemy portret, tam powiesimy autoportret, wymyślimy blady per-formens albo napiszemy dowcipny felieton. Na tego rodzaju dziecinnych zabawach traci przede wszystkim teatr. Przypadkowe nazwiska, puszczone przedstawienia i brak kontroli nad tym, co naprawdę dzieje się na scenie, w jakiej formie są aktorzy, skąd bierze się czarny PR.

Narodowy Stary Teatr zdecydowanie zasłużył na lepszy los. Ale pamięć oponentów nowej dyrekcji jest zadziwiająco wyrywkowa i krótka. Mikołaj Grabowski był być może dobrym menedżerem (remont elewacji budynku), ale dyrektorem fatalnym. Zostawił "Stary" w sytuacji ponurej hibernacji - jak schyłkowy okres prowadzenia tej sceny przez Tadeusza Bradeckiego czy Jerzego Koeniga. Nawet jako utalentowany reżyser, właśnie w "Starym" zrealizował najsłabsze przedstawienia w karierze. Gdyby nie finałowy cud w postaci "Pawia królowej" w reżyserii Pawła Świątka, całą dyrekcję Grabowskiego z ostatnich lat należałoby uznać za poronioną. I doprawdy nie było lepszego sposobu na wyrwanie tego miejsca z udającego nowoczesność marazmu od zafundowanej przez Klatę terapii wstrząsowej.

Jan Klata to ciekawy eksperyment, chociaż w mojej opinii dużo wartościowszym kandydatem na stanowisko dyrektora "Starego" był Bartosz Szydłowski, szef Łaźni Nowej i festiwalu "Boska komedia", zorientowany w najnowszych teatralnych prądach i nazwiskach. Wygrał jednak Klata i większość środowiska powitała tę informację z życzliwością. Co prawda nie byłem entuzjastą spektakli, które Klata reżyserował w "Starym" (m.in. "Koprofagi", "Trylogia", "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha"), ale nie można było odmówić mu spektakularnych sukcesów artystycznych, zwłaszcza w Teatrze Polskim we Wrocławiu, oraz doskonałej znajomości krakowskiego zespołu.

Niestety, w duecie z Sebastianem Majewskim, byłym dyrektorem Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu, Klata postawił sobie za cel wychowanie zupełnie nowej publiczności, proponując starszym widzom terapię szokową w postaci prezentacji jednego tylko modelu teatru, nazwijmy go umownie: nowoczesnym. Broniłbym prawa nowej dyrekcji do dezynwoltury, gdyby na koncie duetu Klata/Majewski znalazło się chociaż jedno w pełni satysfakcjonujące artystycznie przedstawienie. Niestety, od samego początku w "Starym" blamaż gonił blamaż, a ujawniane w wywiadach samozadowolenie kierownictwa teatru wydawało się odwrotnie proporcjonalne do rzeczywistych osiągnięć.
 

Bilans jest w każdym razie żałosny. Oprócz eksperymentalnego, marginesowego z punktu widzenia polityki teatru "Króla Edypa" w reżyserii Klaty, oraz błyskotliwej, ale nie- wolnej od intelektualnych mielizn "Bitwy warszawskiej 1920" Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, wszystkie premiery trzeba spisać na straty, a kilka tytułów - chociażby "Poczet Królów Polskich" albo Side B w "Dumanowskim" - nie powinno ujrzeć światła dziennego. Odpowiedzialny dyrektor nigdy nie dopuściłby do premiery takich amatorskich przedstawień.

Mimo to nie zgadzam się z tezą, że pomysł Klaty i Majewskiego na Stary Teatr jest z gruntu jałowy i skazany na klęskę. Sceny hołdujące dziewiętnastowiecznemu myśleniu o teatrze jako miejscu kultywowania iluzorycznych często tradycji, są dzisiaj skazane na drugorzędność. Czy komuś to się podoba, czy nie, zmienił się kulturowy paradygmat. Strażnicy tradycji usypiają na stojąco z emaliowaną halabardą w dłoni. Ale jednak wiodące teatralne sceny w kraju: Teatr Polski we Wrocławiu, Teatr Polski w Bydgoszczy czy stołeczny Teatr Narodowy, umiejętnie godzą i zestawiają ze sobą młode nazwiska reżyserskie z seniorami lub autorytetami; Czechowa umieszczają obok Barthesa, a Cieplaka w sąsiedztwie Kleczewskiej. Tego talentu brakuje Klacie i Majewskiemu. Skupiając wokół siebie być może lojalnych i wiernych, lecz niespecjalnie utalentowanych akuszerów, stracono szansę na zapowiadany dialog, prowokację, prawdziwe emocje. Mamy modne słowa, hipsterskie happeningi, mętne wykłady, ale brakuje tego, co powinno być sednem - udanych przedstawień. Jak jednak słyszę, za chwilę próby do "Woyzecka" Georga Büchnera w Starym Teatrze rozpoczyna Mariusz Grzegorzek.

Widziałem wszystkie spektakle tego reżysera. To właśnie model teatru, o który upominam się w tekście. Nowoczesny, autorski, ale zawsze precyzyjnie wyreżyserowany i zainscenizowany. Jeżeli do "Starego" będą częściej zapraszani twórcy tego formatu, o przyszłość tej sceny jestem spokojny. Za wcześnie ten szafot.

ŁUKASZ MACIEJEWSKI

NOWE W STARYM

...czyli wciąż dyskutujemy na łamach "Dziennika Polskiego" o tym, co czeka Narodowy Stary Teatr pod rządami dyrektora Jana Klaty. Prezentujemy zdania "za" i "przeciw", zastanawiamy się, dokąd prowadzi kurs obrany przez nowe kierownictwo.   (ŁUG)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski