Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Winiary. W środku nocy odnaleźli dziecko w polu kukurydzy

Barbara Rotter-Stankiewicz
Mariusz Tuleja i Tomasz Szostak odbierają gratulacje od wójta Zbigniewa Wojasa
Mariusz Tuleja i Tomasz Szostak odbierają gratulacje od wójta Zbigniewa Wojasa fot. archiwum
Nikt nie potrafi dokładnie określić, ilu ludzi pomagało w poszukiwaniach małego Oskara. Mogło być ich nawet 2 tysiące.

Ciemno, zimno, deszcz. Taki był wieczór i noc 1 września. Ogromne, 10-hektarowe pole wyrośniętej na ponad 2 metry kukurydzy i zabłąkany w tym gąszczu paroletni maluch. Wszedł tam razem ze starszym bratem i kolegą, żeby pobawić się „w labirynt” Oskar i jego brat są na co dzień pod opieką ojca - u matki spędzali wakacje.

Gdy pora była wracać, z kukurydzianej dżungli wyszło tylko dwóch chłopców. Oskarka nie było. Nawoływania mamy nic nie dały, próby szukania spełzły na niczym. Zapadał zmierzch. Trzeba było wezwać pomoc. Zaalarmowano straż pożarną i policję. Poprzez fora społecznościowe i radio o akcji dowiedzieli się też cywile.

Coś się dzieje...

- Że coś dzieje się we wsi zorientowałem się, gdy zobaczyłem samochody strażackie - mówi naczelnik OSP w Winiarach Ryszard Łanoszka.

- To było 2 minuty po dwudziestej. Gdy byłem w drodze do strażnicy, uruchomiła się syrena. Pojechaliśmy za samochodami Państwowej Straży Pożarnej.Wiadomo już było, że w części Winiar przy Rabie chłopczyk wszedł w kukurydzę i od kilku godzin nie można go znaleźć. Trzeba się było spieszyć, czas robi swoje. Gdyby dotarł nad rzekę i wszedł tam w chaszcze, byłby Meksyk…

Z Myślenic, Goszczy i Nowego Sącza ściągnięto grupy poszukiwawcze z psami. Czekały w pogotowiu przy strażnicy. Nie mogły wejść do akcji póki w kukurydzianym polu byli ludzie.

Ochotnicy bez granic

Do Winiar przyjeżdżali ludzie nie tylko z całej okolicy, ale z Krakowa i nawet spoza Małopolski. Przeważnie odpowiednio ubrani i wyposażeni, ale zdarzały się też panie na szpilkach. Nie zważały na buty, tylko po prostu chciały pomóc. To pospolite ruszenie było efektem komunikatów radiowych i informacji na Facebooku. Każdy poszukiwacz zwiększał szansę na znalezienie Oskara.

Nad Rabę przyjechał m.in. wójt Gdowa z rodziną. On - z racji swojej funkcji, oni - swojej natury wolontariuszy. - O 20.10 usłyszałem syreny, więc zadzwoniłem i dowiedziałem się od komendanta straży, co się dzieje. Pojechałem na stanowisko dowodzenia, podpowiadałem, rozmawiałem ze strażakami. Chciałem ściągnąć drona, ale był na akcji. Poprosiłem syna , specjalistę w tej dziedzinie, żeby zmontował i przywiózł swojego - mówi Zbigniew Wojas.

Koniec końców do akcji został włączony dron z Komendy Wojewódzkiej Policji. Pole kukurydzy nie było jednak najłatwiejszym miejscem poszukiwań- termowizyjne kamery reagują na wszystkie żywe stworzenia znajdujące się na ziemi - nawet gniazdo myszy... Myślano też o sprowadzeniu helikoptera, który z góry mógłby oświetlić teren akcji. Pomysł upadł, bo światło reflektora utknęłoby na pióropuszach kukurydzy, a nie wyłowiło z ciemności małego chłopca.

Okazało się, że ludzi z latarkami nic nie zastąpi. Szli tyralierą. Policjanci, strażacy z jednostek gminy, PSP z Wieliczki i zaprzyjaźnieni sąsiedzi - druhowie z gmin Myślenice, Dob- czyce, Raciechowice. - „Ochotnicy bez granic” - mówi Ryszard Łanoszka. I rzesze cywilów. Z latarkami, niektórzy ze świecącymi komórkami. Przemierzyli całe pole. Oskara nie było. Grzmiało, zaczynało lać.

Trzej muszkieterowie

Mariusz Tuleja- magazynier, Arek Garbula - mechanik i Tomek Szostak - elektromechanik z Bilczyc chcieli razem spędzić piątkowy wieczór. Jak to młodzi. Zadzwonili jeszcze po kolegę, ale powiedział, że nie wybierze się z nimi, bo jest na akcji - szukają dzieciaka. To był pierwszy impuls. Potem w radiu RMF usłyszeli potwierdzenie tej informacji. Wsiedli w samochód i pojechali do Winiar.

- We trzech weszliśmy w pole. Arek usłyszał jakiś głos. Było koło północy. Rozejrzeliśmy się - dziecko stało na brzegu pola. Ubrudzone ziemią, przemoczone. Nie płakało, nie krzyczało. Kolega zdjął bluzę, owinęliśmy malca i daliśmy wszystkim znać, że go mamy - opowiada Mariusz. Czy czuli się jak bohaterowie? - Bohaterowie??? - dziwi się. Po prostu chcieliśmy pomóc. Udało się.

Podziękowania w gminie

Na czwartkowym spotkaniu, na które wójt Zbigniew Wojas zaprosił przedstawicieli wszystkich służb zaangażowanych w poszukiwania oraz trzech przyjaciół, którzy odnaleźli chłopca - Arka nie było. Nie przyszła też mama Oskara. Gospodarz gminy oraz dowódca Grupy Poszukiwawczej OSP Goszcza Marcin Zębala przekazali dla niego strażacką maskotkę, która ma od tej pory chronić chłopca przed wszelkimi niebezpieczeństwami.

- Widziałem wiele akcji prowadzonych w kryzysowych sytuacjach, ale pierwszy raz w życiu uczestniczyłem w takiej, gdzie zaangażowało się tylu cywilów - mówi wójt. - Jestem pełen podziwu dla tych, którzy przebrali się w gumowce i całymi rodzinami wychodzili z domów, by szukać dziecka. Zauważyłem wiele znajomych twarzy z różnych miejscowości. Strażaków znam, wiem co potrafią, ale cywile??? Ludzie dali kolejny dowód społecznej solidarności.

Ubiegłotygodniowa akcja przyniosła jeszcze jeden efekt. Z jednej strony widać było ogromną chęć pomocy, ale z drugiej - ujawniły się pewne problemy organizacyjne. Teraz trzeba je omówić, żeby w przyszłości uniknąć błędów. Pomoże w tym również opracowywany właśnie plan bezpieczeństwa gminy. - Zagrożeń ostatnio nie brakuje - trzeba przygotować plan działania, dostosowany do tego, jakie mamy zasoby, wiedzieć dokładnie, jak w konkretnych sytuacjach można wykorzystać strażaków i urządzenia ostrzegające - uważa wójt Wojas.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 20

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski