Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiolonczela stara jak świat

Paweł Głowacki
Jarosław Gajewski i Maksymilian Rogacki czytali Białoszewskiego
Jarosław Gajewski i Maksymilian Rogacki czytali Białoszewskiego Fot. Wacław Klag
Salony. Na niedzielnym Salonie Poezji, kiedy Jarosław Gajewski i Maksymilian Rogacki czytali wiersze Mirona Białoszewskiego, wiolonczela Jacka Kociubana była ta sama, co zawsze. To samo szlachetne drewno, identyczna barwa – głęboki brąz, ten sam dyskretny blask powierzchni, odwieczny kształt zamarzniętej fali, stary gryf, od wieków dobrze znanym ślimakiem zwieńczony, i struny znów dokładnie cztery, nie osiem, nie dwie, ani też nie brak strun.

Aktorzy czytali Białoszewskiego, te niby skrajnie awangardowe wersy, a wiolonczela Kociubana nie dostroiła się – nie puściła awangardowych liści, nie obrodziła postmodernistyczną gruchą, nie zadyndała wyrosłym na ślimaku kokosem nowoczesności.

Była wiolonczelą, nie paranoją. I cokolwiek Kociuban grał (muszę mówić, że czynił to dłońmi i smyczkiem, a nie ciekawie stopami, odkrywczo piłując struny laptopem?) – w istocie dobywał tę samą, co zawsze, głęboką intonację, ten sam stary jak muzyka, miękki mruk.

Białoszewski – awangardzista? Lingwistyczny cudak? Majsterkowicz językowy? Oszalały laborant słów, klecący z nich niepojęte dziwactwa, męczący bełkot o niczym? Otóż, wystarczyło, że Gajewski i Rogacki nie popadli w paranoję, wystarczyło, że czytali – zwłaszcza Gajewskiemu pięknie to wyszło – nie siląc się na żadne aktorskie „liście”, „gruchy” i „kokosy”, a wiersze Białoszewskiego weszły w pozornie zdumiewający, fantastyczny związek zgody z wiolonczelą Kociubana. Przypomniał się fragment „Chamowa”.

Oto Białoszewski, słuchając nocą Haendla, dla samego siebie notuje: „Rytmiczne ciągi zgadzają się z naszą fizjologią. Są tej samej wiary co krążenie krwi”. Tak, powtarza, co o sednie każdej intonacji pisarskiej rzekł Cioran – że jest ona uwarunkowana fizjologicznie. Niedzielny zgodny pląs takiej wiolonczeli i tak czytanych wierszy dowiódł, że krążenie słów Białoszewskiego było w istocie zawsze tym samym głębokim szmerem – starym jak każda wielka poezja, miękkim tonem. Awangarda? Lingwistyka? Słowne prestidigitatorstwo? Kto w niedzielę słuchał uważnie, ten wie: to są etykietki trzecio-, o ile nie pięciorzędne. Pierwszorzędne było, jest u Białoszewskiego to, co zawsze u wszystkich poetów poważnych.

Szczypanie tajemnic słowami, z cierpką świadomością, że żałośnie maleńko da się wyszczypać, prawie nic, i w intonacji, od której nie ma ucieczki, bo na amen jest się tym, czym się jest. Jak wiolonczela. Jak cokolwiek. To było, jest pierwszorzędne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski