W Egipcie, po krótkim eksperymencie z demokracją, na powrót rządzą generałowie, hojnie obdarzający społeczeństwo wyrokami śmierci. Pobliska Syria stała się z kolei państwem na poły upadłym, podzielonym na enklawy rządzone przez siepaczy Baszara Al-Assada lub jeszcze gorszych radykałów, którzy swe chore, pełne hipokryzji idee próbują wprowadzić również na terenie Iraku.
Kraj ten, oczko w głowie amerykańskiej polityki, obiecującej światu modelową arabską demokrację, właśnie rozpadł się na trzy części i jedyne, z czego można się cieszyć, to rosnąca autonomia irackich Kurdów. Okazali się jedyną siłą mogącą powstrzymać rebelię, a nawet w miarę skutecznie bronić chrześcijan oraz jazydów.
Reszta kraju, teoretycznie podległa rządowi w Bagdadzie, nie jest w stanie zjednoczyć się w obliczu zagrożenia i dalej tonie w chaosie wewnętrznych walk o władzę. Mieszkańcy żyją w nieustannym strachu, nie mogąc liczyć nawet na armię, której specjalnością w ostatnich miesiącach były nagłe ucieczki i porzucanie nowoczesnej amerykańskiej broni. Obecnie używają jej radykałowie, choć przecież mieli od niej ginąć.
Rzut oka na zachód regionu i kolejny smutny dowód: Libia. Europa i USA pomogły obalić Kaddafiego i osiągnęły tylko tyle, że zamiast jednego dyktatora, pojawiły się dziesiątki, które rozparcelowały kraj i zamieniły go w królestwo ognia i chaosu.
Postawmy pytanie: czy warto mieszać się w nie swoje sprawy, jeśli promocja "naszych" wartości kończy się jedynie zawiedzionymi nadziejami, morzem krwi i utratą wpływów w regionie?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?