Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Andrzej Iwan: Tutaj nawet sam Jose Mourinho by nie pomógł

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Piotr Tokarczyk
- Z „Białej Gwiazdy” przez ostatnie kilka lat był duży upływ krwi, odeszło wielu wartościowych piłkarzy. Te ubytki trzeba uzupełnić, żeby uratować ekstraklasę - mówi były piłkarz Wisły Kraków Andrzej Iwan, dzisiaj pomagający w budowie drużyny Wieczystej Kraków.

- Wisła Kraków przegrała ostatnie sześć ligowych meczów, znalazła się w strefie spadkowej. Przed nią niezwykle ważne spotkanie z Arką Gdynia. Jakie widzi pan szanse „Białej Gwiazdy” na szybkie wyjście z tego dużego kryzysu?
- Wisła wygląda niestety coraz gorzej. Oczywiście rozmiary porażki z Legią były katastrofalne, ale to, co zaprezentowała drużyna w spotkaniu z Rakowem Częstochowa, to było… dno dna. Sytuacja w tabeli jest coraz gorsza. Uważam, że kadra Wisły jest obecnie taka, że aby mogła ona nawiązać równorzędną walkę w tej lidze z kimkolwiek, to muszą być wszyscy podstawowi zawodnicy zdrowi i w optymalnej formie. A sytuacja jest taka, że trener Maciej Stolarczyk musi cały czas próbować doprowadzać piłkarzy za wszelką cenę do tego, żeby w ogóle mogli wyjść na boisko. Tylko, że jak już na nie wychodzą, to widać gołym okiem, że tak do końca to wielu z nich zdrowych nie jest. Już wcześniej Paweł Brożek grał przecież z kontuzją. W Bełchatowie na rozgrzewce odnowiła się kontuzja Vullnetowi Bashy. Przy takiej sytuacji o optymizm bardzo trudno. Chcę jednak podkreślić, że absolutnie nie zrzucałbym całej winy na Maćka Stolarczyka, bo takie głosy też do mnie docierają. Popatrzmy, jaką on dostał drużynę. Wcześniej, gdy miał lepszych piłkarzy, pokazał, że potrafi robić dobre wyniki, a Wisła grała efektownie i skutecznie. W obecnej sytuacji nie dałby rady żaden trener. Tutaj nawet sam Jose Mourinho by nie pomógł.

- To, co należy zrobić?
- Ruch, i to zdecydowany ruch jest w rękach włodarzy Wisły. Ja mam oczywiście świadomość, jaka jest sytuacja finansowa klubu, ale żeby ona mogła się poprawić, musi być lepszy wynik sportowy. Bo jak sportowo będzie klęska, to i finansowo będzie prawdziwy dramat. Dla mnie to jest jasne, jak słońce, że jedno wynika z drugiego. Trzeba w zimie wkroczyć ostro do akcji, jeśli chodzi o transfery. Pocieszeniem jest może tylko to, że wzmocnić ten zespół nie będzie specjalnie trudno, bo jaka jego jakość jest, przekonujemy się z tygodnia na tydzień.

- Broni pan trenera Macieja Stolarczyka, ale miał on również wpływ na letnie transfery i to duży. Mówiono np., że sprowadzani są młodzi, perspektywiczni zawodnicy, ale na razie to jakości w ich grze za wiele nie ma.
- Nie chcę się wymądrzać, bo nie wiem do końca, jaki był proces decyzyjny w Wiśle latem. Pewnie dzisiaj też nikt szczerze nie odpowie, kto tak ostatecznie za te transfery odpowiada. Inna sprawa, że chętnie bym się dowiedział, ile razy oglądany był np. Chuca, zanim trafił do Wisły? To samo pytanie można postawić przy Silvie. Innych znaliśmy lepiej. Niepsuja oglądaliśmy przecież w Pogoni Szczecin i pewnie akurat pod tym transferem Maciek się podpisał, bo znał dobrze tego zawodnika. Zgodzę się jednak, że kilka letnich transferów to po prostu niewypały. Moim zdaniem widać, że brakowało latem skautingu z prawdziwego zdarzenia i to odbija się teraz czkawką.

- Latem przyjęto taktykę, że sprowadzano zawodników po przejściach oraz młodych. Na młodzież rok wcześniej mocno postawił też Górnik Zabrze po letnich osłabieniach i jego sytuacja jesienią 2018 roku była podobna do obecnej w Wiśle. Zimą zabrzanie postawili na jakość, ściągając m.in. Waleriana Gwilię i obronili ekstraklasę. Myśli pan, że to jest droga, którą powinna pójść teraz Wisła?
- Zdecydowanie tak. Można powiedzieć, że w Górniku przeprowadzono wtedy akcję ratunkową. Inna sprawa, że moim zdaniem zabrzanie w tym sezonie też będą się bronić przed spadkiem. Ale jeśli mówimy o tym, co tam zrobiono po rundzie jesiennej poprzedniego sezonu, to zgoda - tą samą drogą powinna pójść teraz Wisła. Innego wyjścia nie ma. Z „Białej Gwiazdy” przez ostatnie kilka lat był duży upływ krwi, odeszło wielu wartościowych piłkarzy. Te ubytki trzeba uzupełnić, żeby uratować ekstraklasę. Latem słyszałem, jak prezes Piotr Obidziński mówił, że zostało trochę pieniędzy na transfery w zimowym okienku transferowym. Oby ich starczyło, bo ja uważam, że w Wiśle teraz to nie tyle muszą otworzyć okienko, co wielkie okno transferowe, żeby się wszyscy w nim zmieścili. Tylu piłkarzy potrzeba.

- Zanim jednak Wisła spróbuje się wzmocnić, ma do rozegrania jeszcze sześć meczów. Myśli pan, że zespół w tym składzie, przy tak zdołowanych zawodnikach, będzie w stanie uzbierać jeszcze trochę punktów?
- I tego się mocno boję… Liczyłem na przynajmniej cztery punkty w meczach z Rakowem i Arką. Już wiadomo, że się przeliczyłem. Teraz boję się, żeby po tych dwóch meczach nie było raptem jednego punktu na koncie, czy nawet zero. Arka co prawda też ostatnio przegrała z Legią, ale pechowo. Również przez sędziowskie pomyłki. Dla Wisły nie będzie to łatwy przeciwnik. A jestem niemal pewien, że gdynianie przyjadą do Krakowa i staną na swojej połowie, licząc na kontry. A jakoś nie widzę w tym momencie Wisły składnie rozgrywającej atak pozycyjny. Szykuje się prawdziwa droga przez mękę. Ja wiem, że każdy kibic Wisły powie dzisiaj, że w sobotę musi być zwycięstwo, ale jak tak się głębiej zastanowić, to nie wiem już czy nawet remis w tym momencie nie byłby wcale taki zły. Trzeba koniecznie przerwać wreszcie spiralę porażek. To powinien być teraz pierwszy, najważniejszy cel. Powiem szczerze, że martwię się o Wisłę, bo czegoś takie nie pamiętam… A może inaczej, pamiętam i nie są to również dla mnie miłe wspomnienia.

- Rozumiem, że nawiązuje pan do roku 1985, gdy mieliście w składzie reprezentantów Polski, wielu mistrzów kraju z 1978 roku i gdy w Krakowie wszyscy długo powtarzali, że z takim składem Wisła nie ma prawa spaść z ekstraklasy. A jednak spadła…
- Pamiętam to dokładnie. My też tak myśleliśmy, że mamy tak mocną drużynę, że spadek jest po prostu niemożliwy. Stało się jednak inaczej. To było też pokłosiem tego, co działo się wtedy w klubie. Powiem brutalnie - nie miał kto wtedy drużyny w odpowiednim czasie wziąć za pysk. Sam trener nie wystarczał, nawet jeśli tym trenerem był Orest Lenczyk. Sygnały o tym, że drużyna potrzebuje zmian, że jest lekko wypalona, były już dużo wcześniej. I trzeba było reagować, a tego nie zrobiono. Pamiętam, że już kilka lat wcześniej Andrzej Zgutczyński przyjechał z Gdyni, chciał grać w Wiśle i siedział kilka godzin pod gabinetem prezesa. I nie miał się kto z nim spotkać. Jak później Andrzej grał w Górniku Zabrze, nieco starsi kibice zapewne pamiętają. Później, gdy już w 1985 roku sytuacja zrobiła się naprawdę gorąca, odsunięto paru z nas od drużyny. A jeszcze wtedy był cień szansy na utrzymanie. Po tej ostatniej decyzji można było już wywiesić białą flagę. Spadek stał się faktem, to dla nas wszystkich, w większości chłopaków z Krakowa, było dramatem i szokiem. Nie chciałbym bardzo, żeby doszło do powtórki z rozrywki, bo dla kibiców Wisły rozrywką by to na pewno nie było.

- Uważa pan, że Maciej Stolarczyk powinien zostać na stanowisku, czy drużynie potrzebny jest wstrząs na trenerskiej ławce?
- Moje zdanie jest takie, że przynajmniej do końca roku Maciek powinien zostać. Zmiana w tym momencie nic nie da. Ja nie widzę na ten moment trenera, z którym można by wiązać przyszłość na dłużej. Również z tego powodu, że w klubie nie ma przecież środków na zatrudnianie kilku szkoleniowców. To byłaby rozrzutność. Poza tym, zanim trener pozna ten zespół, mentalność tych piłkarzy potrzeba byłoby czasu. A czasu nie ma. Niech zatem spróbuje to ogarnąć Maciek. Inna sprawa, że starsi piłkarze też powinni się ogarnąć, pomóc trenerowi już na boisku. A to ostatnie szczerze mówiąc mnie przeraża, jak widzę te spuszczone głowy, rezygnację. Na razie optymistą nie jestem, ale może chłopaki w sobotę wreszcie mnie i kibiców przyjemnie zaskoczą.

- Na koniec chciałbym zapytać, co tam słychać w Wieczystej?
- Cóż, nie spodziewaliśmy się, że na koniec jesieni nie będziemy liderem w swojej grupie klasy okręgowej. Jak widać, jest jeszcze nad czym pracować. Mamy dość wiekowy skład, będziemy starali się ściągać również nieco młodszych zawodników. Choć o to ostatnie łatwo nie jest, bo ci młodzi, którzy potrafią grać w piłkę, mają ambicję grać w wyższej lidze niż klasa okręgowa. Swoje argumenty jednak mamy i wierzę, że wiosną będziemy świętować awans do IV ligi.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

 

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Andrzej Iwan: Tutaj nawet sam Jose Mourinho by nie pomógł - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski