Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Arkadiusz Głowacki: Lepiej mówić prawdę, niż obiecywać coś, czego nie można spełnić

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Wojciech Matusik
– Jestem wciąż daleki od wpadania w hurraoptymizm. Wolę twardo stąpać po ziemi, bo doskonale wiem, że za chwilę przyjdzie październik, listopad i wszystkie trudności mogą zacząć się kumulować. Na razie drużyna pracuje sumiennie, ale patrzymy tylko na każdy kolejny mecz – mówi Arkadiusz Głowacki, dyrektor sportowy Wisły Kraków.

– Jak czuje się Pan po pierwszym oknie transferowym w roli dyrektora sportowego?
– Nie podchodzę do tego w ten sposób, że to był dla mnie jakiś sprawdzian, jak sobie poradzę w nowej roli. W pewnym momencie jasnym stało się, że wielu zawodników będzie chciało odejść, a ci którzy przyjdą, to będą bardzo tego chcieć. Będą widzieli szansę rozwoju w Wiśle. Trochę się zmieniło w szatni, kadra jest mniej liczna, ale sztabowi trenerskiemu udało się stworzyć fajny klimat do pracy. Jak na razie przynosi to dobre efekty.

– Jak czuje się Pan po drugiej stronie barykady? Jeszcze niedawno siedział Pan przecież z tymi piłkarzami w szatni, rozmawiał o problemach w klubie. Teraz sam musi Pan im tłumaczyć, jaka jest sytuacja.
– Na pewno to nie są łatwe sprawy, bo jeszcze gdy grałem, wiedziałem, jakie są problemy w Wiśle. Wtedy jednak trochę uciekałem od tych problemów. Teraz jednak musiałem się z tym zmierzyć. Moje koleżeńskie stosunki z chłopakami z szatni się nie zmieniły. Nie staram się zgrywać przed nimi dyrektora, bo byłoby to nienaturalne i źle by wyglądało. Rozmawiamy szczerze o problemach, nie ukrywam ich przed zawodnikami. Wiem, że chcieliby usłyszeć zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogę im obiecać, że wszystkie problemy skończą się w krótkim terminie. Oni podchodzą do tego z dużym zrozumieniem. Jeszcze, gdy byłem zawodnikiem, mówiłem zarządowi, że lepiej mówić prawdę, niż obiecywać coś, czego nie można spełnić. Teraz klub robi wszystko, żeby zaległości wobec piłkarzy były regulowane.

– A jakie one obecnie są? Można mówić, że kontrolujecie sprawę, że jest pod tym względem bezpiecznie?
– Wiadomo, że klub jest w ciężkiej sytuacji. Nigdy nie jest bezpiecznie, jeśli zaległości w ogóle są. Jeśli są one większe niż miesięczne, to sytuacja jest trudna, bo mogą za chwilę urosnąć jeszcze bardziej.

– Najlepszy ruch w ostatnich miesiącach to zatrudnienie Macieja Stolarczyka?
– To nie był mój pomysł, ale gdy już pojawiłem się w pionie sportowym, padło m.in. nazwisko Maćka Stolarczyka. Były też inne, bardzo ciekawe. Zareagowałem z zaskoczeniem na kandydaturę Maćka, ale byłem pozytywnie do niej nastawiony.

– Były też obawy? Kibice różnie podchodzili do kandydatury Macieja Stolarczyka na trenera Wisły.
– Wszyscy powtarzali, że Maciek nie ma doświadczenia trenerskiego. Pamiętajmy, że jest ładnych parę lat po karierze piłkarskiej. Później pracował ze znanymi trenerami, prowadził drużyny młodzieżowe, był też dyrektorem sportowym. On to doświadczenie zbierał z każdej możliwej strony, choćby obserwując pracę znanych trenerów. To są rzeczy bezcenne, których np. mnie na starcie brakuje. Chciałbym mieć to doświadczenie Maćka. A co do reakcji na zatrudnienie trenera Stolarczyka, to ona była powiązana z wieloma rzeczami, które wtedy działy się w klubie i wokół niego. Sprawa stadionu, transferu Carlitosa, odejścia innych zawodników. Tych rzeczy było naprawdę dużo i kibice w jakimś stopniu wylali swoje obawy również na Maćka.

– W czym tkwi fenomen sukcesu, który na razie odnosi trener Maciej Stolarczyk?
– Bez względu na to, jak sytuacja się potoczy, to trener Maciej Stolarczyk i cały jego sztab to są pogodni ludzie, całym sercem oddani Wiśle, którzy każdego dnia potrafią dobrą energię przelewać na drużynę. To jest jedna z rzeczy, które mają wpływ na dobrą atmosferę, ale też Maciej Stolarczyk był zawodnikiem i doskonale wie, czego potrzebują piłkarze. Wie, że praca jest najważniejsza, ale ma też świadomość, kiedy trzeba wprowadzić trochę luzu. Zarówno on, jak i jego współpracownicy świetnie wyczuwają balans, kiedy mocniej popracować, a kiedy wprowadzić trochę luźniejszą atmosferę. To pozwoliło stworzyć bardzo skonsolidowany zespół, a za tym przychodzą, jak na razie, dobre wyniki.

– Wspomniał Pan, że sporo zawodników odeszło z drużyny. Najwięcej emocji było związanych z transferem Carlitosa. Dzisiaj, z perspektywy czasu, może Pan zdradzić, czy były w ogóle inne możliwości niż przenosiny Hiszpana do Legii Warszawa?
– Oczywiście, że były. Klub miał wiele ofert, które były dużo lepsze, oczywiście z finansowego punktu widzenia. Gdyby sprzedano Carlitosa gdzie indziej, być może Wisła byłaby dzisiaj w innym położeniu. Do transferu do Legii doszło jednak z różnych przyczyn. Sprawa ze stadionem na pewno w tych negocjacjach nie pomogła. Trzeba było pieniędzy „na już”, nasza sytuacja negocjacyjna było mocno średnia i mówiąc wprost – klub nie miał innego wyjścia. Trzeba było szybko sfinalizować ten transfer.

– Odszedł też inny Hiszpan, Fran Velez. Pan był rozczarowany jego postawą?
– Miałem z Franem bardzo dobry kontakt jako kolega z drużyny. I nie chciałbym na ten temat więcej mówić, bo dla mnie to jest dość bolesna sprawa…

– To może porozmawiajmy trochę o nowych zawodnikach. Trafił do Wisły np. Dawid Kort. Piłkarz, który ma 23 lata i taki, który dość szybko odnalazł się w zespole „Białej Gwiazdy”.
– Bardzo dobrze się odnalazł, ale nie zapominajmy, że za nami dopiero siedem meczów. „Korcik” wie, że bardzo się cieszę z jego występów, ale też bardzo mocno pracujemy nad tym, żeby „nie odfrunął”. Powtarzamy mu, że musi chcieć więcej. Trener doskonale zna Dawida i wie, jakich bodźców używać, żeby go mobilizować. Ja jestem przekonany, że Dawid jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. To nie jest już młody zawodnik. Ma 23 lata i w jego wieku powinien już mocno brać odpowiedzialność za siebie i drużynę.

– Prócz Korta jest jeszcze grupa młodych piłkarzy. Który z nich ma szansę szybko pokazać się z dobrej strony?
– Trudno powiedzieć, liczę na wszystkich. M.in. na Kamila Wojtkowskiego. Mam nadzieję, że zrobi szybki krok do przodu, że zacznie pokazywać na boisku swoje duże możliwości. Martin Kostal też pięknie nam się przedstawił w ostatnim czasie.

– Dla Pana to jest zaskoczenie, że Kostal pokazał się z aż tak dobrej strony?
– W jego przypadku chodzi przede wszystkim o podejście trenera. Trzeba wiedzieć, jak z tym chłopakiem pracować, jak do niego dotrzeć i spowodować, żeby każdego dnia pokazywał swoje możliwości. On ma je duże, ale żeby je wydobyć, to jest już rolą całego sztabu. Ważne też, że starsi zawodnicy pomagają tym młodszym robić postępy.

– Jak udało się wam przekonać takich piłkarzy jak Jesus Imaz czy Vullnet Basha, żeby zdecydowali się tutaj zostać i dzisiaj już tak mocno nie szukają transferów?
– To, że był moment, że oni chcieli stąd odejść, związany był z tym, co w klubie działo się po zakończeniu poprzedniego sezonu. Zrobiło się spore zamieszanie. Odszedł trener Joan Carrillo, doszły problemy finansowe, ze stadionem. Piłkarze, którzy tutaj przyszli z różnych stron świata, codziennie otrzymywali porcję sensacji na temat klubu, który może przestać istnieć, który może nie grać na swoim stadionie. Trudno się im zatem dziwić, że myśleli o odejściu. Gdy jednak te największe pożary udało się pogasić, gdy rozpoczął się sezon i oni poczuli, jaka jest atmosfera w drużynie, zmienili też podejście. Niebagatelny jest w tym wszystkim również entuzjazm, jaki udało się wzbudzić wśród naszych kibiców. Oni to zobaczyli, a choć zdają sobie sprawę, że problemy są, to są też gotowi razem z drużyną podążać w jednym kierunku. Dlatego dzisiaj Jesus Imaz i Vullnet Basha są z nami, dają drużynie jakość, z czego bardzo się cieszymy.

– Nie ma w Wiśle natomiast Patryka Małeckiego. Dla wielu osób jego odejście było zaskoczeniem. Dla Pana również?
– Nikt Patryka z Wisły nie wyganiał. To była jego inicjatywa, chciał zmienić otoczenie. W mojej ocenie to pokazuje, że Patryk jest bardzo ambitnym człowiekiem. Miał w Krakowie dobry kontrakt, mógł tutaj zostać. Wybrał mniejsze zarobki, ale chciał coś zmienić, może jeszcze się rozwinąć, zagrać w Lidze Europy. Ja trzymam za niego kciuki. Wypożyczyliśmy Partyka na rok i zobaczymy, co życie przyniesie.

– W tym samym czasie odszedł do Wisły Płock młody Riccardo Grym, który nawet nie zadebiutował w oficjalnym meczu. To też było zaskoczenie.
– To była inicjatywa Riccardo. W momencie, gdy nie otrzymał powołania od trenera Jacka Magiery, wyraził niezadowolenie, że nie ma możliwości grania. Nie mamy drużyny rezerw, co bardzo nam utrudnia wprowadzanie młodych zawodników. To jest problem, tym bardziej, że trener Magiera jasno postawił sprawę, że tylko ci piłkarze, którzy grają, mogą w jego kadrze zaistnieć. Riccardo myśli o występie na młodzieżowych mistrzostwach świata, więc sytuacja zrobiła się trudna. Po konsultacji ze sztabem szkoleniowym doszliśmy do wniosku, że wytransferujemy go do Płocka. Zagwarantowaliśmy sobie przy tym w umowie wysoki procent od następnego transferu.

– Jest coś, czego Pan najbardziej żałuje po okresie transferowym? Nie udało się wam np. zakontraktować Janusza Gola, Artura Sobiecha czy Rafaela Lopesa.
– Najbardziej żałuję, że nie udało nam się pozyskać pewnego młodego, zdolnego piłkarza. Zabrakło nam środków. To było zderzenie z rzeczywistością, do której trzeba się przystosować i pracować dalej.

– Zamknęło się okno, ale to z kolei początek pracy nad nowymi kontraktami. Na kiedy jest Pan umówiony ze Zdenkiem Ondraskiem, któremu umowa wygasa z końcem roku?
– Spotkamy się pewnie jeszcze w tym tygodniu. Mamy określone możliwości i zobaczymy, jak te rozmowy się potoczą. Wiele będzie zależało, jak Zdenek będzie elastyczny w tych rozmowach. Trzeba sobie powiedzieć otwarcie, że choć klub może chcieć zatrzymać większość zawodników, to po prostu może nas nie być na to stać. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, która miała już miejsce, że kadra była zbyt liczna i zbyt kosztowna. Są zawodnicy, z którymi chcielibyśmy bardzo podpisać nowe kontrakty, ale nie możemy robić tego za wszelką cenę.

– Poza Ondraskiem niedługie umowy ma też kilku innych zawodników. Co z nimi?
– Na tej liście są m.in. Rafał Pietrzak, Kuba Bartkowski, Kuba Bartosz, czy Michał Buchalik. Na pewno podejmiemy rozmowy z całą tą grupą. Również z innymi, którym kończą się kontrakty.

– Martin Kostal ma klauzulę w kontrakcie, który możecie przedłużyć o kolejny rok. Do kiedy macie czas na podjęcie decyzji?
– Do 31 marca.

– Jak wygląda obecnie sytuacja z Pawłem Brożkiem?
– Jestem bardzo zadowolony z jego postawy. Paweł trenuje trzy tygodnie, podszedł bardzo poważnie do tematu powrotu do Wisły. Wysłaliśmy go ostatnio na badania, podczas których został sprawdzony bardzo dokładnie. Czekamy na raport, ale już teraz widać jasno, że pod względem motorycznym jest w porządku. Na wszystko przyjdzie jednak czas.

– A były już rozmowy na temat kontraktu z Brożkiem?
– Powiedzieliśmy sobie, że na wszystko przyjdzie odpowiedni moment, ale mogę powiedzieć, że on zbliża się bardzo szybko.

– Chce Pan powiedzieć, że teraz, w przerwie na reprezentację, może coś wydarzyć się w tej sprawie?
– Może tak się stać. Myślę, że w najbliższych dniach może sprawa się wyjaśnić. Paweł być może zagra w najbliższym sparingowym meczu z Victorią Jaworzno.

– Wisła świetnie zaczęła sezon. Pan pewnie miał swoje nadzieje, ale czy życie ich na razie nie przerasta?
– Jestem wciąż daleki od wpadania w hurraoptymizm. Wolę twardo stąpać po ziemi, bo doskonale wiem, że za chwilę przyjdzie październik, listopad i wszystkie trudności mogą zacząć się kumulować. Na razie drużyna pracuje sumiennie, ale patrzymy tylko na każdy kolejny mecz. Na razie rozegraliśmy sześć bardzo dobrych spotkań i jedno słabe. Jest z czego się cieszyć, ale to dopiero początek. Wciąż trzeba się rozwijać, szukać nowych rozwiązań. To, co chcemy utrzymywać, to wspomniany wcześniej entuzjazm u kibiców. Nawet jeśli przegramy jeden, czy drugi mecz, a będziemy prezentować się tak dobrze, jak w większości dotychczasowych spotkań, to kibice to docenią. Korzystamy teraz z dobrego momentu, staramy się cieszyć chwilą i nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość. Nie będziemy składać górnolotnych deklaracji. Chcemy awansować do pierwszej ósemki. To wciąż jest nasz cel, ale kibice mogą się oczywiście cieszyć tym, co jest, bo nie ma co ukrywać, że te chwile są bardzo przyjemne.

– W jakim kierunku będzie zmierzać Wisła w nieco dalszej perspektywie?
– Można zakładać różne plany, a później życie i tak wszystko zweryfikuje. Ja życzyłbym sobie, żeby nasi młodsi zawodnicy szybciej dorastali, szybciej brali odpowiedzialność na swoje barki. Jako klub musimy im natomiast stworzyć warunki rozwoju. Takie, żeby oni czuli, że Wisła to rzeczywiście jest miejsce, w którym można wystartować do dobrej kariery. Cieszy mnie to, że mamy też w drużynie doświadczonych zawodników, którzy mają świadomość roli, jaką powinni odgrywać w tej drużynie. Dobry przykład to Michał Buchalik, który bardzo wspiera Mateusza Lisa. Tak to powinno wyglądać.

WISŁA KRAKÓW, kadra na sezon 2018/2019. W jakim składzie Wis...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Arkadiusz Głowacki: Lepiej mówić prawdę, niż obiecywać coś, czego nie można spełnić - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski