Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Awantura pod wiślackim koszem, czyli jak z wielkich planów niewiele zostało

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
24 września Artur Lewandowski z Piotrem Piecuchem zgodnie zapowiadali początek odbudowy męskiej koszykówki w Wiśle Kraków. Dzisiaj z dobrej współpracy obu panów nic już nie zostało
24 września Artur Lewandowski z Piotrem Piecuchem zgodnie zapowiadali początek odbudowy męskiej koszykówki w Wiśle Kraków. Dzisiaj z dobrej współpracy obu panów nic już nie zostało Andrzej Banaś
W Wiśle Kraków mamy kolejne zamieszanie. Tym razem tej koszykarskiej, w której sponsor I-ligowej drużyny mężczyzn Artur Lewandowski z firmy Chemart zarzuca kierownictwu Towarzystwa Sportowego brak współpracy i jednocześnie wchodzi w spór prawny z Tomaszem Jażdżyńskim, pełniącym od kilku dni obowiązki prezesa TS Wisła i jednym ze współwłaścicieli piłkarskiej spółki „Białej Gwiazdy”. Z drugiej strony mamy zarzuty o niewywiązywanie się z umowy sponsorskiej, co miało doprowadzić do groźby wycofania „Wawelskich Smoków” z rozgrywek I ligi. Kto ma rację? Nie można wykluczyć, że sprawę rozstrzygnie dopiero sąd.

To miał być związek na lata. 24 września 2020 roku ówczesny prezes TS Wisła Kraków Rafał Wisłocki zaprezentował nowego sponsora koszykarzy, firmę Chemart i przedstawił jej właściciela Artura Lewandowskiego nie tylko jako mecenasa męskiej drużyny, ale również generalnego menedżera sekcji i człowieka, który miał przy ul. Reymonta zaradzić znacznie większym problemom. A zapowiedzi były naprawdę szumne. Pierwszy sezon po 15 latach przerwy w I lidze miał być tylko takim, który pozwoli okrzepnąć drużynie na tym poziomie. W kolejnych miał być już szturm na ekstraklasę. Mało tego, Artur Lewandowski zapowiadał wtedy: - Nie przychodzę tutaj na rok, czy dwa. Chciałbym zostać w Wiśle, jeśli mi się to uda, do końca życia. Chciałbym oddać się pracy dla tego klubu. Marzę o tym, żeby wybudować tutaj szkołę, kształcić młodzież. Wisła jest klubem o tak dużym potencjalne, tradycji, że dobrze poprowadzony klub mógłby sam się finansować. Marzy mi się nowa hala, drużyny w ekstraklasie koszykarek, koszykarzy i siatkarek. Dołożę wszelkich starań, żeby te marzenia spełnić. Liczę na to, że już na początku przyszłego roku wejdę do zarządu i poprowadzę go do świetlanej przyszłości. Chcemy ocieplić wizerunek Wisły po tych wszystkich ostatnich latach, które nie były dobre. Wielu sponsorów, wiele instytucji od nas się odwróciło. Mam nadzieję, że przy dołączaniu kolejnych sponsorów i rzetelnej pracy jesteśmy w stanie podnieść ten klub z kolan.

Awantura w szatni, czyli jak sponsor (nie)zwolnił trenera

Dzisiaj te zapowiedzi brzmią jak żart, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co w ostatnich miesiącach działo się wokół drużyny koszykarzy. „Wawelskie Smoki” na zapleczu ekstraklasy grały ze zmiennym szczęściem. Był moment, że zajmowały miejsce w środku tabeli, ale teraz czeka podopiecznych Piotra Piecucha trudna walka o utrzymanie. Nie ma też już mowy o dobrej współpracy pomiędzy Piecuchem, który nie tylko jest trenerem pierwszej drużyny, ale również koordynatorem całej męskiej sekcji koszykówki w Wiśle. Problem między nim i Lewandowskim narastał. Wybuch nastąpił po meczu z drużyną Weegree AZS Politechnika Opolska, przegranym przez TS Wisła Chemart aż 62:83 we własnej hali. To po tym właśnie meczu miało dojść w szatni do awantury, a Lewandowski usiłował zwolnić Piecucha. Usiłował to w tym wszystkim słowo klucz, bo do zwolnienia nie doszło… Zapytany o sprawę szkoleniowiec, mówi dzisiaj:

- Drużyna Wisły Kraków jest drużyną Towarzystwa Sportowego, a nie drużyną pana Artura Lewandowskiego. Osobami, które mogą mnie zwolnić, są władze TS Wisła. Jeśli zarząd dojdzie do wniosku, że nie spełniam wymagań, ma prawo mnie zwolnić. Takich uprawnień nie miał natomiast i nie ma pan Lewandowski.

Ten ostatni kontruje:

- Między mną i Piotrem Piecuchem już od dłuższego czasu nie było współpracy. To prawda, że doszło między nami do sporu i chciałem go zwolnić po meczu z Opolem, ale usłyszałem, że nie ja go zatrudniałem, więc nie ja będę go zwalniał. To bardzo ciekawe, biorąc pod uwagę, że wcześniej kilka razy były sytuacje, gdy trener po porażkach pytał mnie, czy nie zostanie przeze mnie zwolniony. Teraz jednak Piotr Piecuch nawet nie wpisuje mnie na listę osób, które mogą wchodzić na mecze. Muszę to załatwiać z właścicielami innych drużyn, jeśli chcę pojechać na mecz. Tak samo, sprowadzonego przeze mnie Michaela Hicksa nie zabiera na mecze. To jest celowe działanie przeciwko nam.

Narastający problem, czyli brak wypłat od grudnia

Gdy nie wiadomo, o co chodzi, najczęściej chodzi o pieniądze. I tutaj również stanowiska są różne. My z różnych źródeł słyszeliśmy, że zawodnicy nie mieli wypłacanych pensji od grudnia, że były problemy z pieniędzmi na organizację meczów czy wyjazdy. Jeden z nich miała sfinansować żona Piecucha, a spotkanie w Krakowie z Grupą Sierleccy Czarni Słupsk odbyło się tylko dlatego, że pieniądze pożyczył Tomasz Jażdżyński. Na niego jako dobrodzieja koszykarzy w ostatnim czasie wskazuje również Piotr Piecuch, który podkreśla kilka razy w naszej rozmowie, że nie ma zamiaru się poddawać i nie tylko będzie walczył o dokończenie rozgrywek, ale pozostanie w I lidze.

- Robimy wszystko, żeby dokończyć sezon. Pensje za grudzień zostały zapłacone w tym tygodniu. Pieniądze na to oraz na najbliższe mecze do końca miesiąca pożyczył pan Tomasz Jażdżyński - mówi krótko.

Z jego ust nie pada zarzut wprost, że Artur Lewandowski nie wywiązał się ze swoich sponsorskich zobowiązań. Mówił jednak o tym wspominany już tutaj kilka razy Tomasz Jażdżyński. W wywiadzie jakiego nam udzielił w wątku o połączeniu sił piłkarskiej spółki z TS Wisła padło m.in. takie stwierdzenie: - Najbardziej palącym problemem jest teraz koszykówka mężczyzn, w której sponsor tytularny przestał jakiś czas temu utrzymywać drużynę.

Z takim stawianiem sprawy absolutnie nie chce pogodzić się Artur Lewandowski i zapowiada:

- Ponieważ nie mogę sobie pozwolić na oczernianie mnie, wysłałem panu Tomaszowi Jażdżyńskiemu wezwanie, w którym domagam się sprostowania i przeprosin za słowa, które o mnie powiedział w wywiadzie dla państwa gazety. Jeśli to nie poskutkuje, spotkamy się sądzie.

My dodajmy, że we wspomnianym wezwaniu, jakie zostało przesłane do Tomasza Jażdżyńskiego, mowa jest również o 250 tysiącach złotych, które mają być wpłacone na konto Fundacji Partnerstwo w Sporcie, a której to wypłaty Lewandowski domaga się jako rekompensatę za naruszenie dóbr osobistych.

Artur Lewandowski dokładnie przekazuje nam również swój punkt widzenia na sprawę wywiązywania się ze zobowiązań sponsorskich. - Do tej pory przekazałem TS Wisła 209 tysięcy złotych, co stanowi nawet więcej niż powinienem na tym etapie rozgrywek - przekonuje. - Dokładnie 147 600 złotych poszło przelewem, resztę przekazałem w gotówce, bo istniała realna groźba, że jeśli przeleję te pieniądze na konto, to zajmie je komornik. Do pełnej realizacji umowy pozostało mi jeszcze kilkadziesiąt tysięcy, bo całość obejmuje 250 tysięcy złotych. Ja z ustaleń z klubem się wywiązałem, a dałem nawet więcej, bo np. kilkadziesiąt tysięcy złotych premii pod koniec roku w postaci bonów, która to kwota w umowie nie była uwzględniona. To co mam dopłacić, dopłacę. W sumie będzie mnie to kosztować ponad 300 tysięcy złotych.

Michael Hicks nieprzygotowany na grę?

W całej sprawie jest tyle wątków pobocznych, wzajemnych pretensji, że gdzie się nie ruszyć, pojawia się problem. Tak jest choćby w przypadku sprowadzenia do drużyny Michaela Hicksa. Stał za tym Lewandowski, ale Hicks prawie w ogóle nie gra, co sponsor odczytuje jako złośliwość Piotra Piecucha. Ten mówi jednak: - Michael Hicks ma swoje lata. Sam widzi, że na razie fizycznie nie nadąża za tempem gry. Myślę, że bardziej myśli o tym, żeby z nami przygotować się do sezonu reprezentacyjnego w grze 3 na 3. Ma zresztą powołanie w dniach 18-21 lutego do Gdańska na konsultację kadry Polski. Przed nimi są eliminacje olimpijskie. Michael to bardzo pozytywna postać, ma pełną świadomość, że jeszcze musi popracować fizycznie. Jeśli będzie jednak gotowy, to nie jest wykluczone, że go wystawię. To nie jest tak, że został odstawiony na boczny tor. Muszę po prostu patrzeć na cały zespół. To jest sport i nie mogę kosztem zawodnika lepszego, wystawiać słabszego na ten moment. Michael ma świetna rękę, na treningach trafia dwadzieścia razy z rzędu za trzy punkty, ale w meczach później trzeba jeszcze bronić, a z tym jest problem ze względu właśnie na jego przygotowanie fizyczne.

„Wawelskie Smoki” nie składają broni

Gdy pytamy Piotra Piecucha, jak odniósłby dzisiejszą sytuacją w prowadzonym przez niego zespole do tego, co było obiecywane we wrześniu przez ówczesne władze Wisły i sponsora, mówi: - Nauczyłem się przez 25 lat pracy, że są różne sytuacje w życiu. Nie mam zamiaru komentować co miało być zrealizowane w ramach tej współpracy. To, co teraz jest najważniejsze, to zdobycie środków na dogranie sezonu do końca. Z zespołem natomiast pracujemy nad tym, żeby wrócić do takiej gry, jaką prezentowaliśmy jeszcze kilka miesięcy temu. Ostatnie mecze z WKK czy z Opolem były słabe, co miało też swój związek z zawirowaniami w klubie. Teraz myślimy już tylko o meczu z Łowiczem. Jest mnóstwo osób, które chcą nam pomóc, którym leży na sercu dobro klubu i „Wawelskich Smoków”. Mamy pełne wsparcie ze strony nowego zarządu. Zarówno pan Tomasz Jażdżyński, jak i pan Jarosław Królewski prowadzą szeroko zakrojone działania, żebyśmy mogli ten sezon dokończyć. Ja jestem w tej kwestii dużym optymistą.

Trener nie kryje również, że nie złożył broni w walce o pozostanie w I lidze.

- Oczywiście, że wierzę, że się utrzymamy - podkreśla z zapałem. - Mamy przed sobą osiem spotkań. Terminarz był tak rozłożony, że graliśmy z drużynami z góry tabeli. Z zespołami, które są zainteresowane awansem do ekstraklasy. Nawet Pruszków miał walczyć o utrzymanie, a okazał się bardzo mocny. Teraz przed nami osiem meczów, z których w przynajmniej siedmiu możemy mocno walczyć o zwycięstwo. Gdybym nie wierzył, że się utrzymamy, moja praca nie miałaby sensu. Wierzy w to również drużyna, w której jest bardzo dobra atmosfera. Bardzo ważny mecz przed nami w niedzielę z Łowiczem. Jeśli go wygramy, to wracamy na nowo do gry o pozostanie w lidze.

Co ciekawe, druga strona sporu, czyli Artur Lewandowski nie zarzeka się wcale, że to wszystko, co się wydarzyło w ostatnim czasie, na dobre zraziło go do sponsorowania Wisły...

- Nie powiedziałem, że nigdy nie pomogę Wiśle w przyszłości. Musi jednak tego chcieć również druga strona. Jeśli takiej woli nie będzie, to na siłę pchał się przecież nie będę - kończy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Awantura pod wiślackim koszem, czyli jak z wielkich planów niewiele zostało - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski