Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Był taki mecz, czyli jak Maciej Żurawski strzelił pięć bramek Katowicom

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Wojciech Matusik
9 września 2001 roku na stadionie przy ul. Bukowej w Katowicach GKS podejmował Wisłę Kraków. „Biała Gwiazda” była mistrzem Polski i faworytem tego spotkania, ale nikt nie spodziewał się tego, co miało się wydarzyć. Krakowianie nie dość, że wygrali 5:1, to jeszcze wszystkie gole dla nich strzelił jeden piłkarz - Maciej Żurawski!

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Pamiętam świetnie ten mecz, bo to jedyne oficjalne spotkanie w mojej karierze, gdy strzeliłem tyle goli - mówi „Żuraw”. - Co prawda kiedyś w sparingu na Cyprze udało mi się zdobyć nawet siedem bramek, ale jednak liga to liga, a wtedy w Katowicach miałem naprawdę świetny dzień. Nie dość, że strzeliłem pięć bramek, to jeszcze w dość krótkim odstępie czasu.

Tamtego pamiętnego dnia w Katowicach była zmienna pogoda. Trochę popadało, ale też w czasie meczu wyszło już słońce. Boisko było dobre, mokre, takie jak lubili wiślacy, potrafiący grać kombinacyjny, szybki futbol.

Wszystko zaczęło się w 16 minucie. Gdy Mirosław Szymkowiak podał do Macieja Żurawskiego, a ten uzyskał prowadzenie dla Wisły. Raptem sześć minut później ponownie asystę zaliczył „Szymek”, a Żurawski miał trochę szczęścia, bo przy tym trafieniu pomógł my lekki rykoszet. Trzecie trafienie to w dużej mierze zasługa samego strzelca, który przed płaskim uderzeniem ograł jeszcze Krzysztofa Sadzwickiego. Asysta poszła jednak na konto Kamila Kosowskiego, który podawał do „Żurawia”. „Kosa” zaliczył asystę również przy goli numer cztery, strzelonym przez Żurawskiego na trzy minuty przed przerwą. A zaraz po niej padł gol numer pięć. Znów po asyście Kosowskiego i pięknym woleju Żurawskiego. GKS-owi niewiele pomogła zmiana bramkarza w przerwie, gdy Jarosława Tkocza zastąpił Piotr Lech.

- Co tu dużo mówi, z „Kosą”, „Szymkiem” graliśmy w ciemno - wspomina Żurawski. - Oni doskonale wiedzieli, jakie podania lubię i rzucali piłkę „na nos”. Wystarczyło to wykończyć. A to był taki mecz, w którym wchodziło mi praktycznie wszystko. Są przecież takie spotkania, gdy napastnik ma sześć, siedem sytuacji, ale zdobywa jednego, dwa, góra trzy gole. Tego dnia los był jednak dla mnie wyjątkowo łaskawy, bo jakbym nie kopnął piłkę, ta i tak lądowała w siatce.

Działo się też w tym meczu coś wyjątkowego na trybunach, co też w jakimś stopniu oddaje kunszt Macieja Żurawskiego. Jego pierwsze gole kwitowane były przez kibiców GKS-u jeszcze gwizdami. Rzecz na stadionach normalna, jeśli wziąć pod uwagę, że kibice obu klubów jakoś nigdy przesadną sympatią do siebie nie pałali. Ale fani „Gieksy” w pewnym momencie sami zaczęli przecierać oczy ze zdziwienia, czego właśnie są świadkiem i… Oddajmy głos samemu Żurawskiemu: - To nie zdarza się często, ale ja wtedy dostałem gromkie brawa od kibiców gospodarzy! Jeszcze na boisku, gdy strzelałem kolejne bramki, ale również gdy schodziłem z boiska, zmieniony w drugiej połowie. To było zaskoczenie, bo przecież wiadomo jak to bywa na wyjazdach, ale jednak było mi bardzo miło, że nawet kibice GKS-u docenili moje osiągnięcie.

Z tą zmianą też było trochę uśmiechu… Żurawski miał bowiem pięć goli na koncie i można było oczekiwać, że w jakiś sposób wyśrubuje ten swój rekord. A tu w 77 minucie trener Franciszek Smuda zarządził zmianę i w miejsce „Żurawia” wpuścił na boisko rezerwowego w tym spotkaniu Tomasza Frankowskiego.

- Byłem zdziwiony tą zmianą, bo miałem ochotę na kolejne gole - wspomina Żurawski. - Cała ławka rezerwowych zanosiła się już jednak śmiechem, bo chłopaki podłapali, że trener Franciszek Smuda nie chciał robić przykrości swojemu asystentowi i przyjacielowi zarazem, czyli trenerowi Kazimierzowi Kmiecikowi. Jak wiadomo, ten ostatni też kiedyś strzelił w meczu z Lechem Poznań pięć bramek i jest to jego rekord goli w jednym ligowym spotkaniu. Chłopaki żartowali zatem, że „Franz” doszedł do wniosku, że wyrównać rekord trenera Kmiecika to jeszcze mogłem, ale pobić już nie bardzo. Stąd zmiana… Jak było naprawdę, to do końca nie wiem, ale może gdybym zagrał pełny mecz, to kto wie… Może rzeczywiście dorzuciłbym jeszcze jedną, dwie bramki i ten rekord byłby jeszcze bardziej okazały. I tak jednak bardzo miło wspominam tamten mecz z GKS-em i większość spotkań z tym zespołem. Są bowiem drużyny, które napastnikowi leżą wyjątkowo. A mnie GKS leżał. Często strzelałem gole katowiczanom.

Dodajmy, że Żurawski strzelił dwie bramki również w meczu, który został rozegrany jako ostatni oficjalny pomiędzy Wisłą i GKS Katowice na stadionie przy ul. Bukowej. Miało to miejsce 21 sierpnia 2004 roku. „Biała Gwiazda” wygrała 3:0 po dwóch trafieniach „Żurawia” i jednym Tomasza Frankowskiego. Na kolejne spotkanie ligowe obu drużyn na obiekcie Katowic przyszło kibicom obu drużyn sporo poczekać. W sobotę o godz. 17.30 „Gieksa” znów jednak podejmie „Białą Gwiazdę”. Tym razem w ramach 22. kolejki I ligi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Był taki mecz, czyli jak Maciej Żurawski strzelił pięć bramek Katowicom - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski