Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Igor Sapała: Ofertę Wisły od samego początku traktowałem bardzo poważnie

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
wisla.krakow.pl
- Mocno wierzę w to, że poza ekstraklasą pozostanę tylko do końca sezonu, bo razem z Wisłą wywalczymy awans - mówi Igor Sapała, nowy piłkarz „Białej Gwiazdy”.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Nieco ponad rok temu w jednym z wywiadów mówił pan, że marzy o występach w reprezentacji Polski. Miał pan dobry czas w Rakowie Częstochowa, były trofea. Później jednak wszystko tak się potoczyło, że dzisiaj schodzi pan grać do I ligi. Los piłkarza bywa przewrotny?
- Można tak powiedzieć, choć jednocześnie muszę dodać, że ja z tych marzeń o grze w reprezentacji wcale nie zrezygnowałem. Z różnych przyczyn musiałem na razie odłożyć je na półkę, ale chcę wrócić jak najszybciej do ekstraklasy, do grania na wysokim poziomie i wierzę mocno, że wtedy znów będę mógł powiedzieć głośno o tym, że chciałbym założyć koszulkę z orzełkiem i zagrać w kadrze. W moim wieku mogę jeszcze o takich sprawach marzyć.

- Nie jest tajemnicą, że po rozwiązaniu we wrześniu kontraktu z Rakowem Częstochowa miał pan różne oferty. Co przekonało pana ostatecznie do Wisły Kraków, w której można było w ostatnich tygodniach usłyszeć, ze trochę niecierpliwili się już przedłużającymi się rozmowami z panem?
- Przede wszystkim chcę jasno podkreślić, że ofertę Wisły od samego początku traktowałem bardzo poważnie. Pierwszy kontakt był praktycznie zaraz po tym, gdy rozwiązałem kontrakt w Częstochowie. Prawdą jednak jest również, że rozmawiałem z kilkoma klubami z ekstraklasy, bo na tym szczeblu chciałem po prostu pozostać. Wisła była jednak konkretna, zdeterminowana, a że mimo swoich ostatnich problemów, to wciąż jest wielki klub, postanowiłem ostatecznie zdecydować się na przenosiny do Krakowa. I mocno wierzę w to, że poza ekstraklasą pozostanę tylko do końca sezonu, bo razem z Wisłą wywalczymy awans.

- Pana kariera wygląda jak mozolne wspinanie się na szczyt. Gra w młodzieżowych drużynach Polonii Warszawa, a później w niższych ligach w takich klubach jak: Żyrardowianka, Bzura Chodaków czy nawet już I-ligowy Dolcan Ząbki to była szkoła piłkarskiego życia, która później pozwoliła panu bardziej docenić fakt, że znalazł się pan ostatecznie w ekstraklasie?
- Tak można powiedzieć. I dodam, że ja na pewnym etapie byłem już mocno zniechęcony. Grając w IV lidze miałem takie myśli, że może po prostu to nie dla mnie, że trzeba znaleźć sobie inną drogę życia. Do tego, żeby wytrwać, przekonał mnie jednak mój tata. Bardzo mnie wspierał, dopingował, przekonywał właśnie, że warto o siebie zawalczyć. I to w dużej mierze dzięki niemu zostałem w futbolu, a później powoli zacząłem dostawać swoje szanse wyżej i je wykorzystałem.

- Na ten wysoki poziom wskoczył pan po transferze do Piasta. Był debiut w ekstraklasie, pierwsza bramka, ale powiedzmy sobie szczerze, że nie przebił się pan w Gliwicach. Czego zabrakło? Dojrzałości na tamtym etapie kariery?
- Zdecydowanie! Wydawało mi się, że skoro już trafiłem do ekstraklasowej drużyny to jestem tak świetny, że szansa gry spadnie mi sama z nieba. A to tak nie działa. Jak jesteś na takim poziomie, to musisz o swoją szansę powalczyć. Ja tego nie zrobiłem. Nie mogę mieć do nikogo pretensji, żalu, że mi nie wyszło w Piaście. To była tylko i wyłącznie moja wina.

- Był jeszcze przez moment GKS Katowice, ale tak naprawdę swoje miejsce odnalazł pan w Rakowie. Zgadza się?
- Zdecydowanie!

- I z bliska miał pan okazję obserwować jak ten klub z roku na rok rośnie w siłę. Zrobiliście awans do ekstraklasy, ugruntowaliście w niej swoją pozycję, przyszły trofea. To proszę powiedzieć w czym tkwi recepta na sukces Rakowa Częstochowa?
- Myślę, że przede wszystkim w tym, że na początku drogi zaczęto w Rakowie od fundamentów, na których później zaczęto wszystko budować. Tam nic nie dzieje się przez przypadek. Wszystko poparte jest ciężką pracą, dobrymi decyzjami. Ludzie, którzy tam pracują, którzy nie zmieniają się od dłuższego czasu - z właścicielem i trenerem na czele - mają jasny cel i tego się trzymają.

- Marek Papszun ma opinię trenera z bardzo twardą ręką. Skoro panu udawało się funkcjonować w jego zespole aż przez pięć lat, to na czym to polegało? Udało się panu dopasować do tego szkoleniowca?
- Ja przede wszystkim zaufałem trenerowi. To on ściągał mnie do Rakowa, a skoro na mnie postawił, to całym sobą poddałem się rygorowi, jaki panuje w drużynie trenera Papszuna. Można powiedzieć, że rozwijałem się razem z zespołem, z klubem. Dla mnie trener Marek Papszun to jest po prostu jeden z najlepszych szkoleniowców w Polsce. Wykonuje w Rakowie świetną robotę.

- I potrafi z piłkarzy często o mało znanych nazwiskach stworzyć kolektyw…
- Tak, bo trener ma nosa do piłkarzy. Wiele było takich przypadków, że Raków sięgał po jakiegoś zawodnika, a ludzie pytali się, po co taki transfer? A później oczywiście okazywało się, że w tej drużynie taki piłkarz świetnie się odnajdywał. Prawda jest taka, że jeśli trener Marek Papszun coś dostrzeże w zawodniku, to bardzo rzadko się myli w swojej ocenie.

- Zgodzi się pan chyba jednak, że czasami działa to też w drugą stronę? Na swoim przykładzie przekonał się pan, że można szybko z piłkarza podstawowego zjechać do roli takiego, dla którego nie ma już miejsca w klubie. Ma pan dzisiaj do Rakowa żal, że rozstaliście się w sumie nagle, już w trakcie sezonu?
- Broń Boże! Nie mam żalu do nikogo. To jest naturalna kolej rzeczy w futbolu. W klubie, który chce się rozwijać, nie ma miejsca na pomyłki. Nikt nie będzie kosztem wyników, kosztem słabszej gry robił przywilejów dla kogokolwiek. A ja byłem po kontuzji w słabszej formie i doskonale rozumiałem zasady, jakie panują. Jestem dojrzałym facetem i wiem jak działa świat. Rozstaliśmy się w bardzo dobrych relacjach ze wszystkimi. Trzymam mocno kciuki za chłopaków, za to żeby zdobyli mistrzostwo Polski. I mocno wierzę, że kiedyś wrócę do Częstochowy zagrać, choć już pewnie z innym klubem.

- Czyją inicjatywą była taka forma rozstania, rozwiązanie umowy?
- To wyszło w toku rozmów z obu stron, że takie będzie najlepsze rozwiązanie. Kadra w Rakowie robiła się dość szeroka, było coraz ciaśniej w szatni. Ja też miałem swoje problemy zdrowotne, bo w ostatnim meczu przed zgłoszeniem listy zawodników, złamałem palec. Uznaliśmy zatem wspólnie, że najlepiej będzie się rozstać. Nie chciałem się męczyć w drugiej drużynie. Uznałem, że lepiej będzie rozwiązać kontrakt i iść swoją drogą. Kieruję się w życiu zasadą, że trzeba sobie mówić pewne rzeczy prosto w twarz, jasno, klarownie. To jest zdecydowanie lepsze niż wzajemne zwodzenie, a później wychodzą jakieś „kwasy”. Tutaj odbyło się wszystko tak jak powinno.

- Trochę rozmawialiśmy już o pańskich kontuzjach. Jedna z nich była dość nietypowa. Może pan powiedzieć na czym polegał pański problem ze stopą?
- Problem zaczął się od tego, że na początku tego urazu zamiast od razu wyleczyć się do końca, starałem się grać z kontuzją. I efekt był taki, że zamiast szybkiego leczenia, trzeba było poddać się zabiegowi. Później okazało się, że problem się powtórzył i konieczny był kolejny zabieg. Z miesiąca przerwy w grze, który był przewidywany, zrobił się rok. Ciągnęło się to i ciągnęło. Zespół odjeżdżał, a ja dalej na trybunach. Sprawa była związana z krwiakiem na rozcięgnie podeszwowym. Został wycięty, później pojawił się kolejny i tak to wszystko się ciągnęło. To jest takie miejsce w stopie, o które trudno zadbać w taki sposób, żeby je skutecznie odciążać. To niefortunna i mało spotykana kontuzja. Nie życzę jej naprawdę nikomu.

- Ostatni mecz zagrał pan 31 lipca. Jak wyglądała pana praca po tym okresie? Trenował pan z jakąś drużyną?
- Pracowałem indywidualnie. Zaprzyjaźniony trener cały czas wysyłał mi rozpiski treningów na kolejne miesiące. Cały czas podtrzymywałem formę fizyczną, bo wiedziałem, że muszę być w odpowiedniej dyspozycji, gdy znajdę klub.

- Czyli forma fizyczna jest w porządku, ale pewnie powie pan, że brakuje kontaktu z piłką?
- Troszkę na pewno brakuje, ale do startu sezonu jest czas. Tego się nie zapomina. Potrzebuję tygodnia, dwóch, żeby poczuć piłkę. Mam też w sobie duży głód piłki i to paradoksalnie może na mnie dobrze wpłynąć.

- Rozmowa z trenerem Radosławem Sobolewskim o tym jak widzi pana w zespole już była?
- Tak, oczywiście.

- Duża różnica będzie w tym, jak będzie grała Wisła w porównaniu do tego z czym stykał się pan w ostatnich latach w Rakowie?
- Jeśli mam być szczery, to o szczegółach taktycznych jak to ma wyglądać w Wiśle jeszcze nie rozmawialiśmy. Na razie rozmowa była bardziej o aklimatyzacji, o wykorzystaniu grudnia do odpowiedniego przygotowania się do treningów. Dostałem rozpiskę treningów, nie będę miał praktycznie wolnego. Będę mocno trenował, żeby od stycznia ruszyć pełną parą.

- I liga różni się od ekstraklasy. Będzie pan musiał sobie przypomnieć jak się w nie gra?
- Aż tak to może nie. Wiadomo, że w I lidze poziom jest niższy i Wiśle powinno grać się łatwiej. Tutaj jest duży potencjał ludzki i kwestią jest tylko, żebyśmy dobrze wystartowali od pierwszego meczu. Mocno wierzę w ten awans i jestem przekonany, że to zrobimy.

- Zostawmy na moment futbol, bo z tego co udało mi się wyczytać, pańskie zainteresowania wykraczają poza piłkę nożną. Interesuje się pan np. biznesem. Jaką branżą najbardziej?
- Mój tata działa w biznesie, ma firmę, która prowadzi szkolenia biznesowe. To jest częsty temat rozmów u nas w domu. Ja natomiast działam w branży nieruchomości. Mam mieszkania pod wynajem krótkoterminowy. To też pochłania trochę czasu. Jeśli natomiast chodzi generalnie o biznes, to bardziej szkolę się, przygotowuję na przyszłość niż obecnie zajmuję się tym zawodowo.

- Czyli po zakończeniu kariery piłkarskiej bardziej widzi się pan w biznesie niż w futbolu?
- W futbolu się widzę, choć na pewno nie jako trener. To nie jest moja bajka. Może kiedyś do tego dojrzeję i zmienię zdanie, ale na ten moment tak do tego podchodzę. W futbolu jednak chciałbym działać, bo kocham piłkę nożną. Nie wyobrażam sobie, żebym po tym jak skończę grać, oglądał futbol tylko z pozycji kanapy. Widzę się po zakończeniu kariery zarówno w piłce jak i biznesie.

- A show biznesie też? Pytam o to, bo wiem, że ma pan znajomych również w tej branży.
- Dlaczego nie? Nie zamykam żadnej drogi przed sobą. Rzeczywiście mam przyjaciół z telewizji, więc kto wie… Teraz jednak bardziej koncentruję się na przyszłości najbliższej, czyli przygotowaniu do rundy wiosennej.

- Zapytałem o to, bo zna się pan z Pawłem Tyburskim, dzisiaj celebrytą, a kiedyś również piłkarzem.
- To prawda. Z Pawłem i jego bratem bliźniakiem przyjaźnimy się od dłuższego czasu. Korzystając z okazji - pozdrawiam chłopaków, bo pewnie będą to czytać. Kibicują mi.

- Czyli blask fleszy, światła kamer też pana trochę kręcą?
- Na pewno dobrze się czuję przed kamerą. Dlatego tak jak powiedziałem, nie wykluczam w przyszłości również takiej drogi.

- Piłkarze też są trochę jak aktorzy, a pan będzie miał teraz okazję przynajmniej raz na dwa tygodnie występować przed naprawdę liczną publicznością.
- I to był też jeden z naprawdę ważnych argumentów, które przemawiały za Wisłą. Wiadomo, że ma ona jedną z najlepszych frekwencji w Polsce. A ja bardzo lubię grać przy pełnych trybunach, lubię gdy jest presja.

- Jest tylko jeden problem - tabela I ligi. W niej na razie akcje Wisły Kraków nie stoją dobrze. Traktuje pan walkę o awans do ekstraklasy, która zacznie się w lutym, jako wyzwanie?
- Jest to wyzwanie. Moim zdaniem kluczem do wszystkiego będzie dobry start. Jeśli dobrze przygotujemy się do pierwszych meczów, zaczniemy wygrywać, to straty możemy szybko odrobić. Trzeba złapać dobrą serię, wygrać kilka spotkań z rzędu i tabela bardzo szybko może wyglądać o wiele lepiej dla Wisły Kraków niż obecnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Igor Sapała: Ofertę Wisły od samego początku traktowałem bardzo poważnie - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski