Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Kazimierz Moskal i Maciej Stolarczyk - ich losy splatały się wiele razy. W piątek zagrają przeciwko sobie

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Jacek Kozioł/Archiwum
Obaj uchodzą w polskiej piłce za trenerów, którzy lubią ofensywną, atrakcyjną piłkę. W piątek wieczorem Wisła Kraków Macieja Stolarczyka zmierzy się z ŁKS-em Łódź Kazimierza Moskala. - Skoro obaj lubimy futbol na tak, to szykuje się mecz na 3:3 - puszcza oko trener beniaminka ekstraklasy. - My chcemy przede wszystkim wreszcie zagrać skutecznie i strzelać bramki, a skoro łodzianie grają ofensywnie, to liczę na dobre widowisko dla kibiców - dodaje szkoleniowiec „Białej Gwiazdy”.

Obaj znają się świetnie, bo drogi ich karier przeplatały się wielokrotnie. Pierwszy raz jeszcze w czasach, gdy grali w piłkę. Maciej Stolarczyk trafił do Wisły przed sezonem 2002/2003, który miał okazać się najlepszym w całej historii „Białej Gwiazdy”, bo zakończył się nie tylko udanym startem w europejskich pucharach, ale również, a może przede wszystkim, jedynym w historii klubu z ul. Reymonta dubletem. W szatni Wisły, prowadzonej przez trenera Henryka Kasperczaka, Stolarczyk spotkał Kazimierza Moskala. Wówczas kapitana drużyny i postać bardzo ważną dla tamtego zespołu.
- Ogromny autorytet - mówi Stolarczyk, poproszony o pierwsze skojarzenie z Moskalem z tamtych lat. - Kaziu może nie był osobą, która organizowała imprezy, wspólne wyjścia, ale od strony piłkarskiej już wtedy miał ogromną wiedzę, doświadczenie - dodaje trener Wisły. - To bardzo inteligenty człowiek i gdy odzywał się w szatni, miał bardzo cenne uwagi, można się było od niego wiele nauczyć. A i na boisku był ważną postacią. Miał piekielnie mocny strzał, potrafił wypracować sobie pozycję do uderzenia na metrze, dwóch, a następnie tak posłać piłkę, że bramkarzowi pozostawało odprowadzić ją wzrokiem.

- Maciek błyskawicznie wprowadził się do zespołu - wspomina z kolei Moskal. - Po pierwsze zawsze był bardzo otwartym człowiekiem, który nie miał problemów z nawiązywaniem znajomości, a po drugie był bardzo dobrym piłkarzem, który jeszcze wzmocnił niezwykle mocną w tamtych latach Wisłę.

W tym pamiętnym sezonie obaj mieli swój duży wkład w sukcesy. Moskal zagrał w 20 meczach, Stolarczyk w aż 39. Nie było jednak winą obecnego szkoleniowca ŁKS-u, że tych spotkań uzbierało się prawie o połowę mniej niż w przypadku trenera Wisły. Do pewnego momentu Moskal miał bowiem pewny pierwszy skład, był kapitanem drużyny, poważanym przez wszystkich w klubie i wokół niego. Problem zrodził się w październikowym meczu z Odrą w Wodzisławiu Śląskim. Wisła do przerwy przegrywała na zawsze dla niej nieprzyjemnym terenie aż 0:3. Krótko po przerwie sygnał do odrabiania strat rzucił właśnie Moskal, po którego strzale z woleja „Biała Gwiazda” zmniejszyła straty. Kapitan Wisły przypłacił to jednak poważną kontuzją kolana i musiał opuścić boisko. Kto mógł wtedy przypuszczać, że to ostatni gol Moskala w barwach „Białej Gwiazdy”...
- Tamten sezon miał dla mnie słodko-gorzki smak - wspomina szkoleniowiec. - Z jednej strony mogłem dopisać sobie do życiorysu kolejne mistrzostwo Polski i Puchar Polski, z drugiej po zakończeniu rozgrywek musiałem pożegnać się z Wisłą. I powiem szczerze, że do dzisiaj mam żal do trenera Henryka Kasperczaka, jak załatwił wtedy tę sprawę. Po tej nieszczęsnej kontuzji włożyłem mnóstwo pracy, żeby dojść do pełnej sprawności. Gdy już byłem zdrowy, dało się odczuć, że Kasperczak nie widzi mnie w składzie. Zapewniał jednak, że dostanę szansę, że będę mógł zostać w klubie. Obiecał też, że gdy już zespół zapewni sobie tytuł mistrzowski, szansę gry dostaną ci piłkarze, którzy grali wiosną mniej. Tytuł został „klepnięty” u siebie w meczu z Widzewem Łódź, a na następne spotkanie pojechaliśmy do Poznania. Trener wiedział, jak ważny to dla mnie mecz, choćby z racji tego, że grałem też w Lechu. A skończyło się tak, że 90 minut rozgrzewałem się przy linii i nie zostałem wpuszczony na boisko nawet na moment. Nie tak wyobrażałem sobie koniec mojej gry w Wiśle… Było mi przykro, że po tym, ile zrobiłem dla tego klubu, zostałem potraktowany w taki sposób.

Piłkarze Wisły Kraków przed laty i dziś. Zobacz, jak się zmi...

Po zakończeniu sezonu Moskal jako piłkarz definitywnie rozstał się z Wisłą. Trafił do Górnika Zabrze. Kibice doskonale pamiętali jednak, ile zrobił dla ich klubu. Gdy już w 3. kolejce kolejnego sezonu zabrzanie przyjechali do Krakowa na mecz z „Białą Gwiazdą”, Moskala przywitał wielki transparent: „Kaziu witaj w domu!”. Po ostatnim gwizdku, już w tunelu emocje puściły, a Moskal nie krył łez…

Do Wisły miał jednak wrócić szybciej niż się spodziewał. Po zakończeniu kariery piłkarskiej szybko pojawił się na ul. Reymonta. Już w roli trenera, gdzie najpierw pełnił rolę asystenta takich szkoleniowców, jak: Werner Liczka, Jerzy Engel, Tomasz Kulawik, Dan Petrescu, Dragomir Okuka czy Adam Nawałka. W 2007 roku pierwszy raz przez dłuższy czas prowadził też samodzielnie „Białą Gwiazdę”. To był też okres, gdy po raz drugi splotły się losy Moskala ze Stolarczykiem. Tym razem był on jego szefem.
- Dla mnie nie było zaskoczeniem, że Kaziu został trenerem - podkreśla Stolarczyk. - Już w czasie jego kariery piłkarskiej widać było, że ma do tego predyspozycje. Jego wejście do naszej szatni w nowej roli przebiegło naturalnie, bo tak naprawdę on pozostawał jej częścią, choć przez moment z niej zniknął. Nie było też problemów, żeby ułożyć sobie z nim relacje na nowo, już na zasadzie trener - piłkarz.

W podobnym duchu wspomina tamte czasy Moskal. - Pewnie, że zastanawiałem się, jak to będzie - mówi. - Jakby na to nie patrzeć, wchodziłem do szatni, gdzie było wielu zawodników, którzy jeszcze niedawno byli moimi kolegami z boiska. To był jednak bardzo świadomy zespół. Piłkarze doskonale wiedzieli, jak to wszystko funkcjonuje w zawodowym futbolu. Nie miałem zatem z nimi problemów. Szybko przestawili się choćby na to, żeby zwracać się do mnie nie po imieniu, a trenerze. Maciek też szybko się dostosował i ja moją współpracę z nim oceniam bardzo wysoko. Każdy chciałby mieć w drużynie takiego zawodnika.

W 2007 roku zakończyła się jednak przygoda Macieja Stolarczyka z Wisłą w roli piłkarza. Odszedł do GKS-u Bełchatów. Moskal przy ul. Reymonta pracował jeszcze kilka dobrych lat. Był asystentem Roberta Maaskanta, gdy pod wodzą Holendra „Biała Gwiazda” zdobywała w 2011 roku ostatnie do tej pory mistrzostwo Polski. Później sam kilka razy przejmował zespół. Ostatecznie, przynajmniej na razie, rozstał się z Wisłą w listopadzie 2015 roku po przegranych derbach Krakowa. Jak się miało okazać, wkrótce znalazł nową pracę, a wielka w tym była zasługa Stolarczyka, który wówczas był już dyrektorem sportowym Pogoni Szczecin.

Ten ostatni nie pozostawia wątpliwości, kto wymyślił Moskala do Pogoni. - Ja - mówi krótko z uśmiechem.
- To rzeczywiście Maciek zadzwonił jako pierwszy z propozycją pracy w Pogoni – przyznaje Moskal. - Szybko doszliśmy do porozumienia.

Pomysł zatrudnienia Moskala w Szczecinie nie wziął się z przypadku. W Pogoni chcieli zmienić nieco styl drużyny na bardziej ofensywny, widowiskowy. Moskal miał być gwarantem takiego spojrzenia na sprawę.
- Ten pomysł wypalił - nie ma wątpliwości Stolarczyk, który tym razem stał się przełożonym Moskala. - Formalnie rzeczywiście byłem szefem Kazia, ale tak naprawdę nasza współpraca była nastawiona na partnerstwo. I taki model świetnie się sprawdzał. Warto w tym momencie uciąć raz na zawsze wszelkie spekulacje odnośnie odejścia Kazka z Pogoni w 2017 roku. Nikt go nie zwalniał. Wiedzieliśmy, że ma problemy zdrowotne, że będzie musiał przejść zabieg, który wyłączy go na jakiś czas z normalnego prowadzenia drużyny, ale chcieliśmy mimo to, żeby został, żeby podpisał nową umowę. Kaziu podszedł jednak do sprawy bardzo profesjonalnie. Uznał, że tak nie można, że to byłoby złe dla drużyny. Nie każdy umiałby się w takiej sytuacji zachować w podobny sposób.

- Nie wyobrażałem sobie, że przez kilka tygodni, czy nawet miesięcy, gdy przechodziłem rehabilitację, nie mógłbym normalnie prowadzić treningów - dodaje Moskal. - To nie byłoby w moim stylu. Chciałem być uczciwy w stosunku do klubu, do jego władz i zawodników. A zabieg musiałem przejść, bo wcześniej odkładałem go już kilka razy. Pracę w Pogoni wspominam jednak bardzo dobrze. Tam rzeczywiście wszystko było poukładane w normalny sposób, na partnerskich zasadach. Maciek uchodzi za wesołego człowieka, czasami żartownisia, ale proszę mi wierzyć, że można z nim bardzo poważnie rozmawiać na temat futbolu. I takie narady razem z nim, a także prezesem Jarosławem Mroczkiem i Darkiem Adamczukiem miały miejsce bardzo często.

- Mamy z Kazkiem wiele wspólnego, jeśli wziąć pod uwagę spojrzenie na futbol - tłumaczy Stolarczyk. - Obaj uważamy, że gra nie może być nastawiona tylko na wynik, że musi też dostarczać wiele radości kibicom, ale i satysfakcji samym piłkarzom. Może dlatego tak dobrze się rozumieliśmy w czasach współpracy w Pogoni, ale również wcześniej.

- To fakt, że zarówno ŁKS, jak i Wisła Maćka zbierają pochwały za ładną dla oka grę - dodaje Moskal. - To rzeczywiście w jakimś stopniu nas łączy, a ja mam nadzieję, że będzie również gwarancją dobrego widowiska w najbliższy piątek.

Trener łodzian nie kryje również, że kolejna wizyta przy ul. Reymonta znów wywoła u niego dreszczyk dodatkowych emocji. - Nigdy nie kryłem tego, że bez względu na to, gdzie będę pracował, Wisła była, jest i będzie dla mnie klubem wyjątkowym - tłumaczy Moskal. - I zawsze, gdy będę przyjeżdżał na Reymonta, wspomnienia będą powracać. Taryfy ulgowej jednak na piątek nie planuję. Sentyment, sentymentem, ale do Krakowa jedziemy po wygraną i tak będę nastawiał swój zespół.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski