Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Maciej Sadlok: Wielu spisywało nas na straty, a nas to nakręcało do pracy

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Tomasz Hołod
Piłkarze Wisły Kraków na przerwę reprezentacyjną udali się w świetnych nastrojach. Trzy kolejne wygrane sprawiły, że „Biała Gwiazda” plasuje się na drugim miejscu w tabeli. Do prowadzącej Lechii Gdańsk traci tylko trzy punkty, a że lider przyjedzie w najbliższej kolejce do Krakowa, to zapowiada się bój o prowadzenie w ekstraklasie. Wiślacy cieszą się oczywiście z tego faktu, ale obrońca Maciej Sadlok nieco tonuje nastroje, mówiąc: – To jest dopiero początek ligi. Jeszcze tyle meczów przed nami, że trzeba podchodzić do tego bardzo spokojnie. Dla nas najważniejszy jest każdy kolejny mecz. Tak musimy pracować w tygodniu, żeby na jego koniec dopisywać do konta kolejne trzy punkty. I tak też podejdziemy do meczu z Lechią Gdańsk. Sprawa tego, kto jest liderem na tym etapie sezonu jest tak naprawdę drugorzędna.

Sadlok podkreśla również, że choć Wisła wygrała trzy ostatnie spotkania, to nikt w drużynie nie zachłystuje się ostatnimi wynikami: – Taka seria cieszy, ale nie uspokaja. Pracujemy ciężko, żeby w kolejnych meczach prezentować się z jak najlepszej strony.

Mimo wszystko wyniki Wisły w tym sezonie są zaskoczeniem. Szczególnie jeśli przypomnieć to, co działo się w przerwie letniej przy ul. Reymonta. Zawirowania wokół stadionu, wiele zmian w klubie. Kibice mogli mieć obawy o to, jak drużyna będzie się prezentowała, a jednak prowadzony przez Macieja Stolarczyka zespół spisuje się znakomicie.

– Sukces czasami rodzi się w bólu – podkreśla Maciej Sadlok. – Wiadomo, jakie były zawirowania w klubie i wokół niego przed sezonem. My jednak jako piłkarze i trenerzy cały czas robiliśmy swoje. Powtarzaliśmy sobie to wciąż, że przyjdzie moment, że wszystkie rzeczy w klubie się wyprostują, a my musimy być przygotowani. Wiemy, że wiele osób spisywało nas na straty, ale nas to jeszcze mocniej nakręcało do pracy. Tym, którzy przewidywali, że będziemy bronić się przed spadkiem, chcieliśmy pokazać, jak bardzo się w stosunku do Wisły mylą. Chcę jednak podkreślić, że teraz nie „odlatujemy”. My cały czas bardzo mocno stąpamy po ziemi. Znamy swoją wartość, ale przede wszystkim wiemy, że wciąż musimy ciężko pracować każdego dnia.

Odmianę przyniosła również modyfikacja ustawienia drużyny. Trener Maciej Stolarczyk wrócił m.in. do gry skrzydłami, zespół ma też budować swoje ataki poprzez atak pozycyjny. Wiosną, gdy trenerem „Białej Gwiazdy” był Joan Carrillo nie wyglądało to tak efektownie.
– Gdyby każdego z nas spytać po kolei, to każdy powie to samo i potwierdzi, że lepiej czujemy się w tym ustawieniu – nie kryje Sadlok. – Większość z nas grała w takim ustawieniu przez całą swoją przygodę z futbolem. Dlatego łatwiej się było do tego przystosować i realizować to, co nakreśla nam trener.

Żeby nie było, że wszystko w Wiśle funkcjonuje już idealnie, trzeba wspomnieć o meczu ze Śląskiem, który – choć wygrany 1:0 – był najsłabszym spotkaniem „Białej Gwiazdy” w tym sezonie. Tym bardziej mogło jednak smakować wiślakom zwycięstwo, bo zostało ono odniesione po dużych trudach. O wiele większych niż w spotkaniach z Lechem Poznań czy Górnikiem Zabrze.
– Każde z tych spotkań było inne, ale każde zwycięstwo smakuje tak samo dobrze – uśmiecha się Sadlok. – Nie ma co ukrywać, że we Wrocławiu szczęście nam sprzyjało, ale nie zapominajmy, że w kilku poprzednich meczach tego szczęścia nie mieliśmy. Myślę zatem, że szczęście w futbolu zawsze wychodzi na zero. W jednym meczu los coś zabierze, w innym odda. Dla nas ta wygrana we Wrocławiu miała jeszcze to znaczenie, że była trzecią kolejną, a przy okazji zdobyliśmy trzy punkty przed reprezentacyjną przerwą. Zawsze łatwiej się w niej pracuje, jeśli ostatni mecz się wygra. Nie ma co kryć, że Śląsk dobrze przygotował się do meczu z nami, ale nakreślenie taktyki to jedno, a druga sprawa to jej realizacja. W każdy mecz trzeba włożyć wiele wysiłku, zdrowia. Wrocławianie rzeczywiście dobrze przygotowali się do konfrontacji z nami. Grali agresywnie, pressingiem, mocno naciskali. Z tego rodziły się też ich sytuacje. Dla nas najważniejsze jednak było to, że potrafiliśmy się obronić i zabrać trzy punkty do Krakowa.

We Wrocławiu nieco gorzej niż we wcześniejszych meczach funkcjonowała druga linia Wisły. Obrońcy przez to mieli o wiele więcej pracy. Maciej Sadlok nie skarży się jednak na to. – Obrońcy są od tego, żeby bronić – mówi z uśmiechem. – To jest nasze zadanie. Staraliśmy się, jak mogliśmy. Cała drużyna pracowała i to zwycięstwo było sukcesem nas wszystkich. Takie mecze się zdarzają i pewnie w tym sezonie jeszcze przyjdzie nam przeżywać podobne ciężkie chwile. Oby jak najczęściej kończyło się to w taki sposób, jak we Wrocławiu.

Teraz przed Wisłą wspomniany na wstępie mecz z Lechią. Dla Macieja Sadloka będzie to też okazja do spotkania z przyjacielem, Arturem Sobiechem. Jeszcze kilka tygodni temu Sadlok namawiał tego napastnika do przyjścia do Wisły. Sobiech ostatecznie wybrał Lechię, ale kontakt z obrońcą „Białej Gwiazdy” utrzymuje. – Cały czas są telefony, SMS-y – zdradza zawodnik Wisły. – Przyjaźnimy się, jesteśmy w stałym kontakcie, a jak tylko jest możliwość, to spotykamy się. Fajnie, że Artur wrócił do Polski. Miło będzie z nim rywalizować, choć na boisku nie będzie przebacz… Ja na pewno Arturowi nie odpuszczę, a on mnie.

WISŁA KRAKÓW, kadra na sezon 2018/2019. W jakim składzie Wis...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Maciej Sadlok: Wielu spisywało nas na straty, a nas to nakręcało do pracy - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski