Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Mateusz Lis: Pieniądze w końcu przyjdą, a tego półrocza nikt mi nie odbierze

Justyna Krupa
Justyna Krupa
Mateusz Lis
Mateusz Lis Wojciech Matusik / Polska Press
- Myślę, że prezes Rafał Wisłocki ma dobre zamiary, ma Wisłę w sercu i chce ją uratować – mówił po spotkaniu w sprawie przyszłości zespołu bramkarz „Białej Gwiazdy” Mateusz Lis.

Młody golkiper, który jesienią zadebiutował w barwach Wisły w ekstraklasie, teraz może opuścić krakowski klub za darmo, jak wielu innych graczy. Choć w środę Mateusz Lis pojawił się w klubie na pierwszym treningu, nie składał deklaracji o pozostaniu w Wiśle. Spotkanie z prezesem Rafałem Wisłockim i Bogusławem Leśnodorskim też go do tego nie przekonało.

- Wróciliśmy i trenujemy. Nie mamy wpływu na sytuację klubu. Musieliśmy się tutaj stawić i robić swoje – skwitował Lis. Spotkanie z Wisłockim i Leśnodorskim, mające przekonać wiślaków, by poczekali z rozwiązywaniem kontraktów, piłkarze odebrali z bardzo ostrożnym optymizmem. - Jest to pewien promyk nadziei – ocenił młody bramkarz. – Za dużo nie chcę jednak mówić, tak jak panowie Leśnodorski i Wisłocki nie chcieli komentować zbyt szeroko sprawy. Zobaczymy, co przyniesie czas. Konkretów zbyt wiele nie było. Może nie chcieli za bardzo obiecywać, bo woleli mniej mówić i po prostu przejść do czynów?

W głosach piłkarzy Wisły trudno było jednak usłyszeć entuzjazm. Nie ma się co dziwić – nadal nie wiedzą, kiedy mogą liczyć na wypłacenie przez klub całości zaległości. Wprawdzie w czwartek miały być do nich wysłane przelewy, ale nie było mowy o zbyt wielkich kwotach. Raczej o symbolicznych przelewach z funduszy uzbieranych w ramach zbiórki, geście dobrej woli.

Nowy prezes Wisły dopiero buduje zaufanie w drużynie. Lis przyznał, że to dla niego zupełnie nowa twarz. - Ja osobiście prezesa Wisłockiego zobaczyłem pierwszy raz na konferencji TS – stwierdził bramkarz. – Później dostałem od niego telefon i przed tym pierwszym środowym treningiem po raz pierwszy spotkałem się z nim osobiście. O wrażeniach trudno w tej sytuacji mówić, kiedy raptem zamieniło się z człowiekiem kilka zdań. Myślę jednak, że ma dobre zamiary, ma Wisłę w sercu i chce ją uratować.

Nie tylko spotkanie z działaczami miało wlać nadzieję w serca wiślaków, ale też wkroczenie do szatni Jakuba Błaszczykowskiego. Pojawienie się reprezentanta Polski na pierwszym treningu nie było jednak automatycznie odebrane jako sygnał, że klub będzie uratowany. - Raczej nie wiążemy tych rzeczy, to jest takie gdybanie - skwitował Lis. – Choć fajnie zobaczyć gwiazdę, nowego kolegę w szatni. Na pewno to duża osobowość i fajnie z takim człowiekiem szatnię dzielić.

Lisowi klub nie płacił praktycznie od początku jego pobytu w Wiśle. Niedawno młody bramkarz złożył wezwanie do wypłaty zaległości i krakowski klub ma na to czas do 16 stycznia. Później golkiper będzie mógł iść w ślady innych zawodników Wisły i rozwiązać umowę. - Chciałbym być tu jak najdłużej, bo dobrze mi w Wiśle. Jeśli oczywiście tylko będzie płynność finansowa i wszystko wokół w porządku. Mnie się kończy czas oczekiwania na pieniądze w przyszłą środę. Zobaczymy, jaką podejmę decyzję – podsumował.

Lis nie wstydził się mówić o trudnej sytuacji, z jaką zmagał się przez ostatnie pół roku. Jako 21-letni zawodnik, nie mógł utrzymywać się z oszczędności, bo po prostu nie miał kiedy ich uzbierać. - Ubrać się na szczęście mam w co, trochę więcej ciuchów w szafie jest – uśmiechnął się. – Ale przez te ostatnie pół roku praktycznie nic dla siebie nie kupiłem. Bardziej to była kwestia tego, żeby popłacić rachunki. Całe szczęście, że mam rozsądnych rodziców i pomagali mi w różnych sytuacjach. Na szczęście nie zapożyczałem się u osób z zewnątrz, tylko w rodzinie, a to zawsze trochę inaczej. Gdy dostanę pieniądze to od razu wszystko ureguluję – deklarował.

Młody golkiper przyszedł do Wisły latem ubiegłego roku z Lecha Poznań. Zaskakująco szybko dopracował się pod Wawelem pozycji numeru jeden w bramce i zagrał w aż 18 meczach „Białej Gwiazdy”. Teraz, gdyby odszedł do innego klubu, na nowo musiałby toczyć walkę o pozycję bramkarza numer jeden. Zapewnia, że to go jednak nie odstrasza. - Jak przychodziłem do Wisły to mało osób wierzyło, że będę numerem jeden. Pokazałem, że się da. W Wiśle już mnie dobrze znają, ale tak samo mógłbym pokazać moje możliwości w innym klubie i tam wygrać rywalizację – przekonywał.

Problem w tym, że „Biała Gwiazda” nadal nie uregulowała kwoty za transfer Lisa. - Wiem, że Wisła nie zapłaciła za mnie – przyznaje. – Ale też wiem, że nie ma takiej opcji w umowie, że automatycznie mogę wrócić do Lecha, jeśli nie uregulowano za mnie należności.

Twierdzi, że ma sporo innych opcji. - Nie ukrywam, że jest trochę telefonów. Rozważamy różne możliwości, gdyby coś poszło nie tak w Wiśle. Ale na razie trzeba czekać.

Czy gdyby pół roku temu wiedział, że sytuacja w krakowskim klubie przybierze tak dramatyczny obrót, zdecydowałby się w ogóle na przenosiny pod Wawel? - Zdecydowałbym się, bo uważam, że sportowo to był dla mnie bardzo duży krok do przodu. Te pieniądze koniec końców i tak powinny znaleźć się na moim koncie, a tego, co udało mi się dokonać przez te pół roku, to już mi nikt nie zabierze – podkreśla Lis.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski