Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Mateusz Lis: Stać nas na dobry wynik w Warszawie

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Bramkarz Wisły Kraków Mateusz Lis w derbowym meczu z Cracovią zaprezentował się z bardzo dobrej strony
Bramkarz Wisły Kraków Mateusz Lis w derbowym meczu z Cracovią zaprezentował się z bardzo dobrej strony Anna Kaczmarz
- Mamy na szczęście tyle punktów, że możemy być w miarę spokojni. W miarę nie oznacza jednak do końca, a ja nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by było gdybyśmy dzisiaj nie mieli tej przewagi w tabeli. Potrzebujemy jednego punktu, może jednego zwycięstwa i chcemy to zrobić w najbliższym meczu z Legią - mówi bramkarz Wisły Kraków Mateusz Lis.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Miniony tydzień to dla pana nauka, że szybko w futbolu można pokonać drogę z piekła do nieba, a kilka dni może zmienić bardzo dużo?
- Ta granica jest bardzo cienka. Ten tydzień pokazał to bardzo dobrze. Może się przytrafić słabszy występ, tak jak mnie w Lubinie. Nie ma co jednak wtedy zbyt mocno wszystkiego przeżywać, tylko trzeba skoncentrować się na wyeliminowaniu błędów i jak najlepszym przygotowaniu do kolejnego spotkania. Ja też nie spuściłem głowy po meczu z Zagłębiem. Wiedziałem, że to był tylko wypadek przy pracy. Nikt nie jest przecież robotem, każdy może popełnić błąd. To nie było też tak, że wrzuciłem sobie piłkę do bramki. Po analizie można powiedzieć, że powinienem ją wypuścić na rzut rożny. Tylko, że jakby padł po nim gol, byłyby znowu pretensje, po co to zrobiłem. Zawsze jesteśmy mądrzejsi po fakcie. Fakt w tym przypadku jest oczywiście również taki, że był to mój słabszy występ i mogę się tylko cieszyć, że tak szybko dostałem okazję do rehabilitacji. Tym bardziej w tak prestiżowym meczu, jak derby. Jestem w Krakowie już dłuższy czas i wiem, jak to ważne spotkanie dla wszystkich. Dla mnie również i chciałem zrobić wszystko, żeby naprawić to, co kilka dni wcześniej zepsułem.

- Wyjaśnijmy jedną kwestię, bo pojawiły się rozbieżności. Powiedział pan bezpośrednio po meczu, że nie miał materiału z tym, jak strzela karne Sergiu Hanca, tylko jak Alvarez. Trener Peter Hyballa na konferencji przedstawił sprawę inaczej, twierdząc, że był pan przygotowany do obrony karnego Rumuna. To jak to wyglądało naprawdę?
- Zrobiło się trochę niepotrzebne zamieszanie po tych naszych wypowiedziach, więc postaram się wyjaśnić, jak to wygląda. To jest tak, że w sztabie szkoleniowym jest podział kompetencji. I pierwszy trener nie zawsze wie wszystko od A do Z, co przekazuje nam trener bramkarzy. Wiadomo, że to pozycja inna niż wszystkie. My w Wiśle mamy swoją oddzielną grupę nad WhatsApp, gdzie dostajemy różne analizy od trenera bramkarzy, również te z karnymi, wykonywanymi przez rywali. Przed derbami dostałem zestaw karnych Alvareza. Trener bramkarzy przygotował mi wideo akurat z tym zawodnikiem, a trener Hyballa dokonał po prostu skrótu myślowego na konferencji, bo wiedział, że byliśmy przygotowani jako bramkarze do obrony karnych. Nie robiłbym jednak z tego w ogóle problemu. Czasami dostaję oczywiście analizę dwóch, nawet trzech strzelców, ale czasami się zdarza też, że dostaję analizę jednego, a strzela ktoś inny. To sytuacje normalne w futbolu.

- A widział pan w ogóle, jak Sergiu Hanca wykonuje rzuty karne?
- Szczerze mówiąc, nie widziałem. Po meczu rodzina opowiadała mi, że przed strzałem było pokazane w telewizji, gdzie strzelał wcześniejsze karne i że strzelił identycznie. Wracając do tej analizy, przygotowanej przez trenera bramkarzy, to po jej oglądnięciu założyłem, że gdyby był karny, pójdę w swoją prawą stronę. Przed strzałem Hanki pomyślałem, że nie będę nic zmieniał, choć nie strzela Alvarez. Jak widać, nos mnie nie zawiódł.

- Maciej Sadlok, który zagraniem ręką sprokurował tego karnego, postawił piwo za obronę?
- Podziękował, choć nie było specjalnie czego świętować. Maciek jest na pewno wdzięczny, że obroniłem tego karnego. Wiadomo, jaki to był moment meczu. Myślę, że gdyby padł wtedy gol dla Cracovii, byłoby nam ciężko odwrócić losy spotkania, choćby zremisować. Dlatego była to tak ważna chwila tego meczu i cieszę się, że mogłem pomóc.

- Skończyło się na remisie 0:0, którym przerwaliście passę porażek. Proszę jednak powiedzieć, czy po takim wyniku na swoim stadionie szklanka jest dla was do połowy pełna, czy raczej pusta…?
- Zależy jak na to wszystko popatrzeć. Z jednej strony wreszcie zagraliśmy na zero w obronie, ale z drugiej znów nie strzeliliśmy bramki. Patrząc na bilans poprzednich meczów, ten punkt trzeba jednak szanować. To jest punkt, który w końcowym rozrachunku może okazać się na wagę złota. Tym bardziej, jeśli popatrzymy, jak punktują ostatnio zespoły z dołu tabeli. Przed nami bardzo ciężki terminarz, ale mogę obiecać, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby jak najszybciej przypieczętować utrzymanie w ekstraklasie.

- Co się stało w Wisła w ostatnich tygodniach? Gdzie podział się ten zespół, który zachwycał na początku roku? Przecież gdyby powiedzieć po meczu ze Stalą Mielec, że na trzy kolejki przed końcem będziecie jeszcze w ogóle zamieszani w walkę o utrzymanie, to nikt by nie uwierzył.
- Niestety, fakty są takie, że kolejny sezon z rzędu musimy walczyć o pozostanie w lidze. Nie mam gotowej odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do obniżki formy. Nawet jednak w niektórych z tych czterech meczów, które przegraliśmy, czasami brakowało dosłownie drobiazgów, żeby zapunktować. W spotkaniu z Rakowem mieliśmy stuprocentową okazję na gola przy wyniku 1:1 i kto wie, jak to spotkanie wtedy by się potoczyło, gdyby bramka padła. Z Wartą Poznań przeważaliśmy praktycznie przez całe spotkanie, dochodziliśmy do kilku sytuacji, a nic nie chciało wpaść. Rywal zrobił może ze dwie akcje, jedną wykorzystał i wygrał. Może czasami trzeba zagrać brzydko, wyrachowanie, żeby wygrać lub przynajmniej zremisować, bo są zespoły w tej lidze, które mają pół sytuacji na mecz, a jednak gromadzą konsekwentnie punkty. To też jest sztuka. My mamy ten problem, że siadamy wysoko na przeciwnika, staramy się dominować, a rywale już wiedzą, że taki sposób gry kosztuje dużo energii i jeśli uda im się przetrwać taki napór, to w miarę upływu czasu zrobi się miejsce, żeby nas skontrować. Na szczęście w derbach w trochę innym ustawieniu, udało nam się zagrać bardziej odpowiedzialnie w obronie. Mam nadzieję, że to doda nam takiej pozytywnej wiary w siebie przed meczem z Legią w Warszawie.

- Jest dużo dyskusji na temat przygotowania drużyny. Tego, że może trochę brakuje wam świeżości, którą imponowaliście na początku roku. Jak pan to ocenia?
- Nie chcę za dużo o tym mówić i oceniać pracę trenerów, którzy odpowiadają za przygotowanie fizyczne. Tym bardziej, że jestem bramkarzem, a my trenujemy jednak trochę innym cyklem. Nie robimy tego, co cały zespół. Oczywiście rozmawiam z chłopakami z pola, wymieniamy się opiniami, ale może niech oni wypowiadają się na ten temat. Ja nie chcę tego robić.

- To może powie pan coś o systemie gry, na jaki przeszliście. Jak się panu podoba ustawienie z trójką stoperów i dwoma wahadłowymi?
- Mam wrażenie, że mecz z Cracovią pokazał, że zespół dobrze odnajduje się w tym systemie. Uważam, że nawet pierwsza połowa w Lubinie dała pozytywną odpowiedź na pytanie, czy możemy grać w takim ustawieniu. Tak, jak w każdym ustawieniu musimy po prostu wystrzegać się prostych błędów indywidualnych. Przy takim modelu gry, jaki stosujemy, bardzo ważną rolę odgrywa defensywny pomocnik. On musi to wszystko zabezpieczać, musi być jak odkurzacz, który zbiera wszystkie prostopadłe podania. Sam system jest jednak bardzo dobry. Pod warunkiem, że wszyscy są konsekwentni w tym, co robią.

- Nie brakuje wam w waszej grze czasami wyrachowania, żeby zagrać po prostu na remis? Tak, żeby przede wszystkim nie stracić gola. Pytam o to, bo w trzech meczach, jakie zostały do końca sezonu, nie będziecie faworytami i może warto przede wszystkim zabezpieczyć się w tyłach.
- To już bardziej pytanie do trenera niż do mnie. Nasz chce, żebyśmy przez cały mecz starali się kontrolować sytuację na boisku, żebyśmy „pressowali”, żebyśmy podchodzili bardzo wysoko. Wymaga od nas bardzo dużo biegania. My jesteśmy od tego, żeby wykonywać polecenia. A że w końcówkach może przez to brakować trochę sił… Cóż, mamy zawodników na ławce, którzy zawsze mogą wejść i zmienić takiego zawodnika, który da z siebie już wszystko.

- Przed wami Legia Warszawa. Pewnie, gdybyśmy dzisiaj wzięli i zapytali dziesięciu statystycznych kibiców, to może jeden dałby wam jakiekolwiek szanse w tym meczu. Jak chciałby pan przekonać pozostałych, żeby nie skreślać Wisły przed pierwszym gwizdkiem spotkania, którym warszawianie mogą przypieczętować mistrzowski tytuł?
- W takich sytuacjach nigdy nie wiadomo, co jest lepsze. Gdyby Legia już wcześniej miała zagwarantowane mistrzostwo, to może zagrałaby jeszcze lepiej na luzie. Może pod presją będzie grało im się trudniej. Różnie to bywa, nie ma co tak tego analizować. Fakty są takie, że Legii brakuje już tylko małego kroczku do mistrzostwa. Nam jednak też brakuje małego kroczku, który pozwoli nam pozostać w lidze na kolejny sezon. Mamy na szczęście tyle punktów, że możemy być w miarę spokojni. W miarę nie oznacza jednak do końca, a ja nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by było gdybyśmy dzisiaj nie mieli tej przewagi w tabeli. Potrzebujemy jednego punktu, może jednego zwycięstwa i chcemy to zrobić w najbliższym meczu z Legią. A tak przy okazji to nie chcemy oglądać po meczu z nami radości legionistów ze zdobycia mistrzostwa. Szacunek dla nich za ten tytuł, ale nie chcemy, żeby postawili kropkę nad „i” w meczu z nami. Uważam, że stać nas na dobry wynik w Warszawie i postaramy się to udowodnić na boisku.

- Wybiega pan myślami do tego, co będzie po sezonie? Już kilka przymiarek do zagranicznego transferu było.
- Jak każdy, mam swoje marzenia, również o zagranicznym transferze. W tym momencie jednak koncentruję się tylko na trzech najbliższych meczach, jakie pozostały do końca sezonu. Takie podejście do sprawy pomaga mi w lepszym przygotowaniu do kolejnych spotkań. Nie lubię za daleko wybiegać w przyszłość, bo tak jak na początku rozmowy powiedzieliśmy, w futbolu czasami wszystko zmienia się w kilka dni. Na ten moment fakty wyglądają tak, że mam z Wisłą ważny kontrakt jeszcze przez rok. O to, co będzie latem, trzeba pytać mojego menedżera, bo taką mam z nim umowę, że w trakcie sezonu ma nie zawracać mi głowy sprawami transferowymi. To jest czas, kiedy mam się koncentrować tylko na grze. Po sezonie pojadą do Poznania, gdzie mieszka moja rodzina, ale i menedżer. Wtedy siądziemy, porozmawiamy o przyszłości. Nie wykluczam jednak również pozostania w Wiśle na kolejny sezon, bo czuję się w niej bardzo dobrze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Mateusz Lis: Stać nas na dobry wynik w Warszawie - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski