Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków musi uszanować jeden punkt i próbować dalej odrabiać straty

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Paweł Relikowski
Elvis Manu dał Wiśle Kraków szybkie prowadzenie we Wrocławiu ze Śląskiem. Później jednak „Biała Gwiazda” grała nieskutecznie, a rywale wyrównali. Skończyło się zatem na remisie 1:1.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Po końcowym gwizdku meczu w świąteczny poniedziałek można było odnieść wrażenie, że w krakowskim zespole nie bardzo wiedzą jak do tego remisu podejść - cieszyć się z punktu czy bardziej żałować, że straciło się dwa. To jasno pokazywało, że ten mecz miał różne fazy, a jeśli czegokolwiek krakowianie powinni rzeczywiście żałować, to tego, że mocniej nie zaakcentowali swojej przewagi w pierwszych fragmentach meczu. Mocniej, czyli strzeleniem więcej niż jednej bramki.

- Jeśli popatrzeć na przebieg spotkania w pierwszych 20-25 minutach, to mieliśmy sporo okazji, żeby prowadzić wyżej niż 1:0. Zabrakło nam wtedy skuteczności - oceniał po końcowym gwizdku trener Wisły Jerzy Brzęczek.

W podobnym duchu wypowiadał się ten, który dał prowadzenie „Białej Gwieździe”, czyli Elvis Manu. Dla Holendra było to pierwsze trafienie w barwach Wisły. - Oczywiście jestem rozczarowany tym jednym punktem, ponieważ w pierwszej połowie meczu mieliśmy tak wiele okazji, że myślę, iż spokojnie powinniśmy strzelić dwa czy trzy gole - mówił po końcowym gwizdku piłkarz, którego cytuje oficjalny serwis Wisły. - Gdybyśmy prowadzili dwoma, trzema bramkami do przerwy, grałoby się nam łatwiej. Przeciwnik nie miał wiele do powiedzenia i możemy winić samych siebie, że nie trafiliśmy więcej razy w pierwszej części. W drugiej połowie mieliśmy z kolei mecz walki i sytuacja mogła rozwinąć się w obie strony.

Manu mówi o rozczarowaniu, ale wcześniej miał powody do radości, gdy po bardzo ładnej i składnej akcji Wisła wyszła na prowadzenie. On sam bardzo dokładnie opisuje okoliczności zdobycia swojej premierowej bramki dla „Białej Gwiazdy”.
- Widziałem, że Gio miał piłkę, a „Grucha” wybiegał do przodu i w tej sytuacji musiałem znaleźć się pod bramką przeciwnika. Jak tylko zobaczyłem, że dotarł w pole karne, najszybciej jak mogłem pobiegłem, żeby być przy drugim słupku i wpakować piłkę do siatki - opisuje zawodnik. My dodajmy, że wiślacy oszukali całą obronę Sląską w tej sytuacji, która najpierw nie była w stanie złapać na spalonym Konrada Gruszkowskiego, a później przeciąć dośrodkowanej przez niego piłki. Manu z kolei zachował się jak lis pola karnego, bo znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie, wbiegając między stoperów Śląska. Sam strzał był w takiej sytuacji już tylko formalnością, a ponieważ piłka była uderzona z kilku metrów, to Michał Szromnik nie miał większych szans na skuteczną interwencję.

A później przyszło wiślakom po pierwsze żałować, że nie poszli mocniej za ciosem. Po drugie, że w końcówce pierwszej połowy dopuścili do sytuacji, w której inicjatywa wymknęła się im z rąk, co ostatecznie doprowadziło do wyrównania i kolejnych szans Śląska, w tym strzału w słupek Krzysztofa Mączyńskiego. Po przerwie z kolei oba zespoły grały już mocno asekuracyjnie. Szczególnie dotyczy to gospodarzy, którzy po kilku zaledwie minutach bardziej ofensywnej postawy praktycznie „okopali” się na swoim przedpolu i tylko sporadycznie kontrowali. Wisła z kolei długo rozgrywała piłkę, ale starała się robić to bardzo bezpiecznie, bez cienia ryzyka, jakby obawa, że po jakiejś niepotrzebnej stracie pójdzie kontra przysłaniała wszystko. Taki obraz meczu determinowała w znacznym stopniu sytuacja w tabeli, w której każdy punkt jest obecnie na wagę złota i w końcowym rozrachunku może dać utrzymanie w ekstraklasie.

- Może w drugiej części byliśmy bardziej ostrożni z tyłu, także z piłką, bo nie chcieliśmy dopuścić do straty kolejnej bramki - przyznaje Manu. -Zabezpieczaliśmy ją i byliśmy otwarci na kolejne dwa lub trzy kontrataki. Mieliśmy trochę kontr po przerwie, ale zabrakło wykorzystania ich z zimną krwią, więc skończyło się remisem 1:1. Całościowo jesteśmy rozczarowani tym jednym punktem.

Jerzy Brzęczek z kolei dodaje w tej kwestii: - W drugiej połowie chcieliśmy kreować sytuacje, ale Śląsk bardziej wycofał się na swoje przedpole. My mieliśmy swoje sytuacje, ale zbyt mało, by myśleć o wygranej. Jesteśmy w tym miejscu, w jakim jesteśmy. W Krakowie było 0:5 ze Śląskiem, a teraz gdybyśmy strzelili na 2:0, to bylibyśmy bliżsi zwycięstwa. W piłce nożnej liczy się jednak to co wpada, to co wykorzystujesz. Musimy to uszanować, ale musimy również pamiętać o tym, że z tyłu jest bardzo ciasno i tych strat jeszcze trochę mamy. Odrobiliśmy jeden punkt, ale czeka nas jeszcze pięć bardzo trudnych i wymagających spotkań.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków musi uszanować jeden punkt i próbować dalej odrabiać straty - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski