Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Vukan Savicević - czy to on odmieni grę "Białej Gwiazdy"? - Jestem takim typem, który nie znosi przegrywać - mówi

Justyna Krupa
Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
- Nie patrzyłem na stronę finansową tego transferu. I mówię to szczerze – podkreśla Vukan Savicević, nowy pomocnik Wisły, który nie może doczekać się debiutu w krakowskiej ekipie.

Jako młody piłkarz grywał u boku takiego talentu, jak Luka Jović w ekipie Crvenej Zvezdy Belgrad. I choć wielu wieszczyło mu świetlaną przyszłość w futbolu, jego kariera nie wystrzeliła w górę tak, jak u młodszego kolegi. Teraz Vukan Savicević będzie szukał swojego piłkarskiego przeznaczenia w Wiśle Kraków.

Choć „Biała Gwiazda” zainaugurowała już tegoroczne ligowe zmagania, Savicević jeszcze nie doczekał się debiutu. Trener Maciej Stolarczyk zapowiedział, że zespołowi przyjdzie poczekać na Czarnogórca, który do Wisły trafił tuż przed startem ligi i nie był gotowy na wejście z marszu do zespołu.

Mecz w Zabrzu pokazał jednak, że każde wzmocnienie środka pola jest w tym momencie dla Wisły na wagę złota. - Fizycznie bardzo dobrze się czuję. Jestem zdrowy, kondycyjnie przygotowany. Zimowe przygotowania odbyłem ze Slovanem Bratysława. Trener Stolarczyk chce, bym zaadaptował się w pełni do jego systemu taktycznego – tłumaczy Savicević. - Myślę, że to dobrze też dla mnie, bo na razie nie trenowałem zbyt wiele razy z drużyną.

Savicević jest przekonany, że jego rolą w Wiśle nie ma być zastąpienie Hiszpana Jesusa Imaza, który odszedł do Jagiellonii Białystok. - W drużynie mamy dobrego zawodnika, który potrafi radzić sobie w roli rozgrywającego – mówi, odnosząc się do Krzysztofa Drzazgi. - Osobiście bardzo w niego wierzę – przekonuje.

Czarnogórzec podkreśla, że jego podstawowa pozycja to ostatnio raczej boiskowa „ósemka”, niż „dziesiątka”. - Moja rola to raczej pomocnik typu „box-to-box”. Owszem, mogę grać również jako rozgrywający, a także jako typowy defensywny pomocnik. Nie jest dla mnie problemem nawet to, by zagrać czasem na lewym czy prawym skrzydle. Gdziekolwiek mnie trener nie ustawi, tam będę grał – zaznacza. I dodaje: - Jako młody zawodnik, w czasach Crvenej Zvezdy, grałem głównie jako playmaker, na „dziesiątce”. W roli „ósemki” zacząłem występować regularnie już w Slovanie. Graliśmy wtedy systemem 4-4-2 i była taka potrzeba. Zyskałem na tym jednak jako piłkarz.

Zapewnia, że mimo przestawienia na bardziej defensywne pozycje, nie zatracił umiejętności strzeleckich: - Jestem typem zawodnika, który potrafi strzelić bramkę z rzutu wolnego, mogę wykonywać stałe fragmenty gry.

Pomocnik przyznaje, że w Belgradzie przez pewien czas postrzegano go jako potencjalnego następcę legendy Zvezdy, Dejana Savicevicia. Nazwisko się zgadzało, pozycja na boisku również. Ale taka presja nie pomagała. – Tak było. Patrzono na mnie, jako na młodego chłopaka i mówiono: o, będzie nowy Dejan! A może on będzie nawet lepszy? – pytano. Pojawiła się pewna presja. Ale nauczyłem się z tym żyć, przyzwyczaiłem się. Teraz już nie jest to dla mnie żaden problem.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Były selekcjoner reprezentacji Serbii i Czarnogóry żywo zainteresował się karierą młodego Vukana już jako prezes czarnogórskiej federacji. - Moje pierwsze zetknięcie się z nim to był moment, gdy dostałem czarnogórskie obywatelstwo. Miałem wtedy 18 lat. To bardzo fajny facet, bardzo w porządku. Jest dla mnie może nie tyle jak ojciec, ale jak krewny. Służył mi w przeszłości radą i liczę się z jego opiniami – podkreśla wiślak.

W czasach gry w Belgradzie młody Vukan miał okazję zetknąć się z niejedną ciekawą osobowością ze świata piłki. Miał też szczęście do pracy z trenerskimi oryginałami. Nie dość, że spotkał na swojej drodze znanego z Legii Warszawa Ricardo Sa Pinto, to jeszcze innego trenera o podobnie wybuchowym temperamencie – Nenada Lalatovicia. Obecny szkoleniowiec Radnickiego Nisz zasłynął niedawno dziką awanturą, jaką rozpętał na konferencji prasowej po jednym z ligowych meczów, sprawą zostały zainteresowane nawet organy dyscyplinarne UEFA. A to tylko jeden z jego wybryków. Zdarzało się, że potrafił wbiec na boisko w trakcie meczu tylko po to, by przedrzeźniać sfaulowanego gracza rywali. - Obaj – Lalatović i Sa Pinto - są trochę szaleni – uśmiecha się Savicević. - Ale patrząc z perspektywy drużyny, Lalatović był bardzo dobrym szkoleniowcem.

I przypomina sobie, jak przekonał się o temperamencie Lalatovicia. - Raz, gdy graliśmy u niego na zajęciach w futbol-tenis [u nas lepiej znany jako „siatkonoga” – przyp. JUK], w jednej drużynie byłem ja z kolegą, a w drugiej trener Lalatović z asystentem. Wygrywaliśmy i trenera zaczęło to wkurzać, więc bardzo się zmotywował. I gdy musiałem zagrać piłkę głową po ich stronie siatki, kopnął mnie w głowę w afekcie - wspomina ze śmiechem Savicević. – Takie buzowały w nim emocje. Ale to właśnie taki pozytywnie szalony gość.

Na temat Sa Pinto również ma dobre zdanie. - W Zveździe Sa Pinto też często miewał konflikty. Ale z zawodnikami miał raczej dobre relacje - wspomina. - Dla mnie to dobry szkoleniowiec. Raz zdarzyło się tak, że poszedłem z ojcem do biur działaczy, by tam rozmawiać z władzami. Spotkał nas trener Sa Pinto i publicznie powiedział: - Pan jest ojcem Vukana? To będzie w przyszłości wielki zawodnik!

Młody Vukan mocno interesował się nie tylko futbolem, ale też koszykówką. Wszak Zvezda ma też znaną drużynę koszykarzy. - Bardzo lubię oglądać koszykówkę, ale też w nią grać – zdradza. – My, Serbowie i Czarnogórcy, mamy specjalny talent do basketu. Ale jako dzieciak marzyłem tylko, by zostać piłkarzem.

Jako nastolatek Vukan inspirował się czarnogórską gwiazdą Serie A Mirko Vuciniciem. - Ale on grał już na zupełnie innej pozycji, niż ja, bo w napadzie - zaznacza. - Z pomocników imponował mi najbardziej Andres Iniesta.

Jak się okazało, gwiazdy miał tak naprawdę pod bokiem, w szatni. Młodszy od niego o prawie cztery lata Luka Jović w 2015 roku błyszczał w Zveździe, a chwilę później już podbijał piłkarski Zachód. Ostatnio nawet słychać o zainteresowaniu Joviciem ze strony FC Barcelony. - Kiedy tylko Luka pojawił się w pierwszej drużynie Zvezdy, od razu było widać, że to wielki talent. To nie przypadek, że znalazł się tam, gdzie jest –przyznaje Savicević. Jak dodaje, ma kontakt z serbskim napastnikiem do dziś. – Głównie na portalach spłecznościowych, na Facebooku, czy Instagramie.

Sam Vukan spędził w słynnym serbskim klubie całą piłkarską młodość, bo pochodzi z Belgradu. Jednak gdy skończył 18 lat dostał czarnogórskie obywatelstwo i zdecydował się ostatecznie na grę dla kadry Czarnogóry. – Mój ojciec urodził się w Czarnogórze – tłumaczy Savicević. Wprawdzie pomocnik zaliczył występy w juniorskiej kadrze Serbii, ale potem dostawał już powołania tylko z czarnogórskiej federacji. - Zdecydowałem się grać dla Czarnogóry i uważam, że to była dobra decyzja. W Serbii jest tak duża konkurencja, tak wielu dobrych graczy, że w reprezentacji Czarnogóry miałem większe szanse na przebicie się – przyznaje.
W pewnym momencie musiał podjąć też inną trudną decyzję – o odejściu ze Zvezdy. Tym bardziej, że w tamtym czasie belgradzki klub przeżywał duże problemy organizacyjne i finansowe. - Kiedy byłem w Zveździe, trenerzy zmieniali się co chwilę, pracowałem z sześcioma szkoleniowcami w ciągu trzech lat. A do tego w międzyczasie klub trzy razy zmieniał prezesa. Dla mnie, jako młodego zawodnika to też nie było korzystne. Zdecydowałem więc, że muszę odejść z serbskiego klubu, by spróbować czegoś nowego – wspomina.
Ciąg dalszy na następnej stronie
To były czasy, kiedy UEFA wykluczyła „Czerwoną Gwiazdę” z europejskich pucharów z powodu zadłużenia. Odchodząc, Savicević zrezygnował ponoć ze sporych pieniędzy, jakie belgradzki klub był mu dłużny. – To prawda. Chciałem zrobić krok naprzód, grać regularnie i dlatego odpuściłem klubowi te zaległe pensje. Miałem wówczas 21 lat. A też nie jestem człowiekiem, który koncentruje się na pieniądzach – zaznacza. I dodaje: - Teraz sytuacja klubu z Belgradu jest nieporównywalnie lepsza. Grał w końcu w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Utrzymuję kontakt z niektórymi chłopakami ze Zvezdy, np. z obrońcą Filipem Stojkoviciem, z którym znamy się też z kadry Czarnogóry.

Z Belgradu Savicević przeniósł się do Bratysławy, do Slovana. - To w dzisiejszych czasach najlepszy klub słowackiej ligi, więc uważam, że to była dla mnie dobra szansa. Zagrałem dla drużyny z Bratysławy 110 meczów. I o to właśnie mi chodziło, gdy podejmowałem decyzję o odejściu ze Zvezdy – podkreśla. - Moje największe osiągnięcia w karierze to właśnie dwa Puchary Słowacji zdobyte ze Slovanem oraz mistrzowski tytuł, po który sięgnąłem ze Zvezdą.

W Bratysławie spędził trzy i pół roku, aż w końcu pojawiła się opcja przenosin do Wisły. – Polska ekstraklasa to dla mnie krok do przodu. Jestem dumny z tego, że podpisałem kontrakt z takim klubem, jak Wisła. Wiele dobrego słyszałem o krakowskim klubie od moich znajomych. Podobnie, jak o tutejszych kibicach. Jestem takim typem, który nie znosi przegrywać, a do tej pory miałem to szczęście, że grałem w największym serbskim klubie i najlepszym zespole ze Słowacji. Dlatego związałem się z Wisłą, bo to również czołowa drużyna w Polsce – argumentuje Savicević, zapewniając że problemy krakowskiego klubu go nie odstraszyły. - Nie patrzyłem na stronę finansową tego transferu. I mówię to szczerze.

O Wiśle słyszał jeszcze zanim pojawiła się perspektywa transferu. Wtedy, gdy o swojej przygodzie z Krakowem opowiadał mu jeden z jego najlepszych kumpli z czasów Zvezdy, Nikola Mijailović. – Kiedy jeszcze Nikola grał w Zveździe, byliśmy dobrymi kolegami. On, ja i jeszcze Dragan Mrdja i Słoweniec Nejc Pecnik trzymaliśmy się razem. Nikola sporo opowiadał o swojej karierze i o Krakowie. Nigdy bym nie powiedział, że ja też kiedyś przejdę do Wisły – uśmiecha się Savicević. Od Serba słyszał też o Macieju Stolarczyku i Jakubie Błaszczykowskim, których Mijailović pamięta jeszcze jako kolegów z boiska. – Nikola mówił, że Wisła to dla mnie duża szansa na rozwój.

Sam Mijailović, który z krakowskim klubem był związany przez trzy i pół roku, życzy przyjacielowi jak najlepiej w jego przygodzie z Polską. - Mam bardzo dobrą opinię o Vukanie, tak o człowieku, jak i o piłkarzu – podkreśla Serb. Pytany, czy Savicević poradzi sobie w warunkach polskiej ekstraklasy, Mijailović kwituje: - Odniesie tu sukces, jeśli tylko będzie rozsądny.

Savicević jest pod wrażeniem historii Błaszczykowskiego. - To piękna sprawa. Nigdy w swoim życiu nie słyszałem o takim przypadku, jak Kuba Błaszczykowski, żeby ktoś zdecydował się na coś takiego, jak on – mówi o pomocy udzielonej Wiśle przez reprezentanta Polski. - Myślę, że dzięki jego działaniom i wsparciu innych podmiotów i sponsorów, klub stanie na nogi. Jestem o tym przekonany.

Na razie Czarnogórzec poznaje nowe otoczenie i miasto. - Spacerowaliśmy już z moją dziewczyną wieczorem po Krakowie i niesamowicie mi się tu podoba. Nie spodziewałem się, że to takie piękne miasto, choć słyszałem od Nikoli sporo dobrych rzeczy.
Przed debiutem w ekstraklasie zamierza też wziąć korepetycje z tajników polskiej ligi u… legionisty.

- Muszę jeszcze przedzwonić do Marko Vesovicia z Legii, z którym grałem w Zveździe, by dowiedzieć się więcej aktualnych rzeczy o polskiej ekstraklasie – zapowiada. - Nie mogę się już doczekać mojego debiutu w barwach Wisły.

WISŁA KRAKÓW, kadra na sezon 2018/2019. W jakim składzie Wis...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Vukan Savicević - czy to on odmieni grę "Białej Gwiazdy"? - Jestem takim typem, który nie znosi przegrywać - mówi - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski