Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiślacki „Butolog” chwali nowego prezesa

Wysłuchał Piotr Tymczak
Władysław Nowakowski warsztat ma pod główną trybuną stadionu Wisły, nieopodal szatni piłkarzy
Władysław Nowakowski warsztat ma pod główną trybuną stadionu Wisły, nieopodal szatni piłkarzy FOT. ANNA KACZMARZ
Wisła Kraków. Szewc Władysław Nowakowski opowiada o fachu i latach z „Białą Gwiazdą”.

Futbol jest moją pasją. Bez piłki nie mogę żyć. Grałem na poziomie trzecioligowym w KS Dąbski w latach 50. Zawsze byłem kibicem Wisły. Kibicuje jej cała moja rodzina. Na mecze przychodzi już nawet prawnuczek.

Niedawno skończyłem 84 lata. Już od 68 lat robię i naprawiam buty. U mnie nie ma buta, którego nie da się naprawić. Fachu uczyłem się w szkole zawodowej przy ul. Dietla.

Praktyki odbywałem u mistrza szewskiego Franiszka Capika w jego warsztacie przy ul. Grodzkiej. Podczas nich chodziłem do „Wiechciówki” – budynku przy stadionie Cracovii, w którym rezydował słynny „szatny” – Jan Wiecheć.

Podpatrywałem, jak naprawiał skórzane piłkarskie buty, w których korki nabijało się na podeszwę gwoździami. Szybko zacząłem robić buty do gry dla siebie, a jak był materiał, to i dla kolegów. Nieraz szło się na tandetę, kupowało buty kolarskie i przerabiało na piłkarskie. Tego się nauczyłem od pana Wiechcia.

Zawodowo przez wiele lat przepracowałem w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Robiłem buty na zamówienie dla aktorów do sztuk teatralnych. Wykonywałem je według rysunku autora scenografii.

W zrobionych przeze mnie butach występowali na scenie m.in.: Maria Andruszkiewicz, Iwona Bielska, Aldona Grochal, Marian Dziędziel, Marian Cebulski, Andrzej Grabowski, Krzysztof Jędrysek, Feliks Szajnert. Robiłem buty dla Jerzego Biń­czyckiego do filmu „Noce i Dnie”. Na zamówienie dyrektora Teatru STU Krzysztofa Jasińskiego zrobiłem też buty dla miotacza kulą Władysława Komara, który występował w spektaklu „Król Ubu”.

To były duże buty, numer 44, z juchtu, za kostkę i sznurowane. Pamiętam, jak Komar do mnie przyszedł i mierzyłem mu nogi. Każdy do mnie przychodził, bo robiłem buty na miarę. Dlatego poznałem i zapamiętałem wielu aktorów. Podczas pracy w teatrze zaczęto mnie nazywać „Butologiem”.

Wiśle zacząłem pomagać na początku lat 90., jak trenerem był Adam Musiał. W klubie jestem już więc ponad 20 lat. Najpierw przychodziłem tu z teatru po fajrancie na trzecią, albo czwartą po południu.

Już buty i piłki czekały przygotowane na naprawę. Roboty było dużo, siedziałem do dziewiątej, dziesiątej wieczór. Z tamtych czasów pamiętam mocne piłkarskie buty produkowane w Wałbrzychu. Modne były też Pumy. Zapamiętałem je jako jedne z najsolidniejszych.

Wtedy czasy w Wiśle były ciężkie. Piłkarze nie mieli po cztery pary butów do gry w meczach jak teraz, tylko jedną. Niszczyły się, trzeba było je naprawiać. Teraz jak coś się stanie z butem, to piłkarz przynosi go do naprawy, a gra w innej parze.

Poza tym, obecnie są buty na różne okazje: na suche boisko z plastikowymi korkami, na śliskie boisko z metalowymi, bez korków do gry w hali. Czasy są inne, ale muszę powiedzieć, że tak kiedyś jak i teraz piłkarze Wisły szanują sprzęt.

Nie jest tak, że jak z butem coś się stanie, to wyrzucają i kupują nowe. Inna sprawa, że zawodnikom często trudno się rozstać z jakąś parą butów. Wiadomo, że lepiej grać w takich, które są już dobrze ułożone na nodze.

Teraz są bardzo ładne buty, ale są coraz słabsze, często robione z tworzywa. Lubi podeszwa odejść. Nieraz wystarczy po nich przejechać korkami i robi się dziura na wylot. Trzeba łaty robić ze skóry.

Plus jest taki, że teraz buty są dużo lżejsze od tych, które były dawniej. Nadal jednak po meczu i pięć par jest do zrobienia. Teraz robota jest ułatwiona, bo buty można kleić. Dawniej się szyło. Podobnie jest z piłkami.

Odkąd pracuję w Wiśle, to każdemu piłkarzowi naprawiałem buty. Wszyscy mnie szanują, tym bardziej ja ich szanuję. Jakbym jednak chciał wszystkich zapamiętać przez tyle lat, to by człowiek zsiwiał do reszty. Przychodzili do mnie często m.in. Darek Wójtowicz, Jacek Matyja.

Był też taki bramkarz Robert Gaszyński, ten sam, co teraz ma zostać prezesem Wisły. Zawsze był bardzo w porządku. Jak zacznie pracę, będzie zebranie, to pójdę tam i się z nim przywitam. Wierzę w niego. Wierzę, że poprowadzi klub solidnie. Jest bardzo spokojny, rozumny i nie jest wybuchowy. O wszystkim z nim można porozmawiać, wszystko wytłumaczy, to super elegancki facet.

Dawniej kto grał w Wiśle, to do mnie przychodził. Zagraniczni piłkarze też. Do dziś odwiedza mnie Nigeryjczyk Sunday Ibrahim. Zawsze jest uśmiechnięty. Przychodził do mnie też Patryk Małecki. Dla mnie był bardzo grzeczny. Jak jest mecz na Wiśle, to jestem dwie godziny przed rozpoczęciem. Jak mnie Małecki widział, to zawsze się przywitał. Nerwowy był. Zawsze mu mówiłem: „Małeczku, spokojnie, spokojnie”.

Teraz nie mam takiego kontaktu z piłkarzami, bo warsztat mam na stadionie w Krakowie, a oni trenują w Myślenicach. Stamtąd przywożone są buty do naprawy z karteczkami. Na każdej jest napisane, co trzeba zrobić.

Do dziś jestem na każdym meczu Wisły. A jak grają na wyjeździe, to obowiązkowo oglądam w telewizji. Ile ja się podczas tych meczów nadenerwuję. Nieraz skomentuję, że coś mogło być inaczej, ale dobrze się opowiada, jak się siedzi, a jak się gra, to jest inaczej. Wynik Wisły w jesiennej rundzie jest bardzo dobry jak na tak wąską kadrę. Legia ma przewagę, ale w piłce jest różnie – raz się wygrywa, raz się przegrywa. Trzymam kciuki za Wisłę. To, że przez tyle lat mogę pomagać piłkarzom „Białej Gwiazdy”, to dla mnie ogromna satysfakcja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski