Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiślacki mistrz w Nowym Jorku. Niezwykła kariera judoki z Krakowa [ZDJĘCIA]

Piotr Tymczak
SYLWESTER GAWEŁ, były judoka Wisły Kraków, opowiada o swojej karierze w Stanach Zjednoczonych. Teraz w Tauron Arenie Kraków chce zorganizować wielkie zawody.

- Jak trafił Pan za ocean?

- Moja babcia urodziła się w Stanach Zjednoczonych sto lat wcześniej. Myślałem o tym, żeby kiedyś tam polecieć w poszukiwaniu korzeni. W 2002 roku miałem taki moment , w którym poczułem, że moje występy na matach dobiegają końca. Do Stanów zaprosił mnie kolega z Chicago. Bardzo chciał, bym przyjechał do tego miasta, ale wybrałem Nowy Jork. Bardziej mnie fascynował.

- Jak długo wytrzymał Pan bez sportu?

- Dwa miesiące. Mieszkałem w dzielnicy Queens i poszukałem w niej najbliższego klubu judo. Szybko rozeszła się fama, że przyjechał chłopak z Polski i wie, co robić na macie. Po trzech dniach pojawili się przedstawiciele największego klubu New York Athletic Club, zaproponowali mi w nim treningi. Skorzystali też z mojego doświadczenia i pomagałem w przygotowaniach amerykańskich judoków do igrzysk w Atenach w 2004 roku. A jako zawodnik nowojorskiego klubu jeździłem na zawody i turnieje. Dzięki temu zwiedziłem całe Stany Zjednoczone - przepiękny kraj z niesamowitą różnorodnością przyrody.

- A jakie były wyniki sportowe?

- Przez kilka lat nie przegrałem ani jednej walki. Byłem kilkukrotnym mistrzem Stanów Zjednoczonych. Nie mogłem jednak walczyć w swojej kategorii wagowej do 90 kilogramów. W Stanach Zjednoczonych są takie przepisy, że obywatele spoza tego kraju mogą występować jedynie w kategorii otwartej, czyli open. Byłem pierwszym Polakiem, który zdobył mistrzostwo Stanów Zjednoczonych. Z czasem poprosiłem Polski Związek Judo, bym mógł reprezentować nasz kraj w zawodach Pucharu Świata. Otrzymałem na to zgodę. Dzięki temu zdobyłem kilka kolejnych medali na takich turniejach. W 2005 roku w Kanadzie wystąpiłem w mistrzostwach świata masters dla zawodników powyżej 30 lat i wywalczyłem srebrny medal.

- Co było dalej w tym amerykańskim śnie?

- We wrześniu 2005 roku założyłem swój pierwszy polonijny klub judo. Przedstawiłem projekt na ponad 70 stron. Na drugi dzień miałem zgodę. Klub powstał przy współpracy z organizacjami polonijnymi: Centrum Polsko-Słowiańskim na Greenpoint oraz Polsko-Słowiańską Unią Kredytową, która de facto do dziś pomaga w rozwoju tej sekcji. Pan Bogdan Chmielewski, prezes zarządu Unii, zawsze doceniał sekcję judo jako profesjonalny program sportowy oraz program kultywujący polskie dziedzictwo narodowe, co jest bardzo ważne na emigracji. W ramach promocji nowej polonijnej sekcji organizowałem pokazy judo. Bardzo pomocni w promocji judo byli moi amerykańscy koledzy z maty, m.in. Jimmy Pedro, mistrz świata, medalista igrzysk olimpijskich oraz Jason Morris, srebrny medalista igrzysk olimpijskich, czyli najlepsi zawodnicy w Stanach Zjednoczonych. Nasz pokaz okazał się strzałem w dziesiątkę. Na początku treningi w ramach projektu rozpoczęło około 15 osób, ale w krótkim czasie grupa zwiększyła się do stu, w niektórych momentach było ich ponad dwieście.

- To był krok do tego, by zostać prezesem związku judo?

- Jeździłem na różne zawody i spotykałem się z działaczami i trenerami, byli zaskoczeni rozmachem, z jakim rozwijałem swój projekt. Doszli do wniosku, że można to przenieść na grunt całego stanu. W 2015 roku były wybory na prezesa związku judo w Nowym Jorku. Zgłosiłem swoją kandydaturę i wygrałem. Wybrali mnie członkowie zarządu tego związku i przedstawiciele nowojorskich klubów. Miałem pod opieką nie tylko Nowy Jork, ale cały stan. Klubów jest tam dużo. Wykorzystałem swoje kontakty i zaczęliśmy organizować duże turnieje z profesjonalną oprawą. Odbywały się od Niagara Falls, przez Nowy Jork po Buffalo. Zapraszaliśmy na nie gości z Europy, dzięki czemu podnosiliśmy poziom zawodów. Byłem organizatorem tych wszystkich imprez, na każdą z nich więc jeździłem. Sprowadzaliśmy z Europy sprzęt elektroniczny, dzięki któremu można było przedstawiać Amerykanom judo w czytelny sposób. Organizowaliśmy szkolenia i pokazy, na które przyjeżdżali znani zawodnicy. Byli wśród nich Polacy. Gościł u nas m.in. Paweł Nastula. W taki sposób promowaliśmy polską szkołę judo w Stanach Zjednoczonych.

– W jaki sposób zachęcał Pan do trenowania judo?

– Wielkim zainteresowaniem cieszyły się programy edukacyjne dla rodziców, których przekonywaliśmy na spotkaniach, że warto dzieci zapisać na judo. To jeden z najpopularniejszych sportów na świecie. To sport bezpieczny, dający ogólny rozwój, w którym są proste, zdrowe zasady rywalizacji. Najważniejszy jest aspekt wychowawczy. Trener pokazuje drogę rodzicom i zawodnikom, co należy zrobić, by osiągnąć sukces – ten sportowy może być przy okazji, ale przede wszystkim chodzi o to, by być przygotowanym do codziennego życia.

- Było wiele spotkań z władzami i znanymi ludźmi?

- Odbyłem wiele takich rozmów. Polsko-Słowiańska Unia Kredytowa organizowała spotkania z wieloma znanymi sportowcami, którzy przyjeżdżali do Nowego Jorku, m.in. Adamem Małyszem, Kamilem Stochem, Anitą Włodarczyk, Tomaszem Adamkiem, który, nawiasem mówiąc, mieszkał niedaleko mnie. Inni bokserzy to: „Polski Książę” Andrzej Fonfara, Krzysztof Głowacki oraz Adam Kownacki - ostatnio wszystkim coraz bardziej znany. Kownacki przychodził nawet czasem na zajęcia judo. Na treningu przekonałem się o tym, jaką ma niesamowitą szybkość, refleks. Dobrze gra w piłkę. To bardzo sympatyczny człowiek.

- Uczył Pan Amerykanów judo od strony organizacyjnej, ale na igrzyskach to ich zawodnicy mają lepsze wyniki niż Polacy.

- Wiele osób mnie już o to pytało. Generalnie nasz „polski” system szkolenia jest stabilny, wspomagany przez państwo. Wyniki naszych zawodników na ostatnich i wcześniejszych igrzyskach są jednak nie do porównania z tymi, które osiągają Amerykanie. A w Stanach Zjednoczonych związki judo działają bez dofinansowania państwa. Kluby, trenerzy, zawodnicy żyją z tego, co sami wypracują z zawodów, reklam, pieniędzy przekazywanych od sponsorów, którzy takie wsparcie mogą odliczyć od podatków. Stany Zjednoczone są chyba jedynym krajem na świecie, w którym za medal olimpijski nie dostaje się żadnej premii finansowej... Ale przez lata pobytu tam zauważyłem, że Amerykanie są specjalistami w sprzedawaniu wszystkiego, nawet nadziei - w tym są najlepsi. Pod tym względem można się od nich wiele nauczyć.

- Jak ta amerykańska przygoda się skończyła?

- Ta przygoda się nie skończyła, pół mojego dorosłego życia spędziłem w Stanach Zjednoczonych. Zawsze kiedy oglądam zawody judo, sercem jestem z zawodnikami z Polski oraz Stanów Zjednoczonych. W czasie, kiedy byłem prezesem nowojorskiego związku judo, zawodnicy New York Athletic Club zdobyli medale olimpijskie: Kayla Harrison swój drugi złoty, a Travis Stevens - srebrny. Z funkcji prezesa, którą pełniłem przez dwie kadencje, zrezygnowałem. Stało się tak, bowiem zdecydowałem, by po latach wrócić do Krakowa. W Stanach byłem z żoną i synami, ale cała nasza pozostała rodzina jest w Polsce. Zdecydowaliśmy, że chcemy pomieszkać w ukochanym, pięknym Krakowie.

- Wracają wspomnienia?

- Pochodzę z Nowej Huty. W okresie szkolnym miałem kilku kolegów, którzy trenowali judo. Moja siostra uprawiała tę dyscyplinę w Jordanie Kraków. Ja wybrałem Wisłę. Wyniki nie przyszły od razu. Po porażkach w weekendowych zawodach, w poniedziałek byłem pierwszy na treningu. Z czasem eliminowałem błędy. Skończyło się na mistrzostwach młodzieżowych, tytułach mistrza Polski seniorów, z reprezentacją występowałem w zawodach na całym świecie, w 1999 roku wywalczyłem Puchar Świata.

- W Krakowie będzie Pan trenerem?

- Tu jest dużo osób zapewniających wysokie szkolenie. Będę wspierał ich pracę. Rozpocząłem już natomiast rozmowy, by w 2020 lub 2021 roku w Tauron Arenie Kraków zorganizować mistrzostwa świata w judo w kategorii weteranów, a więc dla zawodników powyżej 30. roku życia. To kilkudniowa impreza, w której bierze udział około tysiąc zawodników. Przyjeżdżają też ich rodziny, na trybunach jest pełno widzów. Można także zaplanować imprezy towarzyszące, pokazy, sympozja. W poprzednim roku takie zawody odbyły się w Meksyku, w przyszłym roku będą w Maroku. Myślę, że nadszedł czas na Kraków. Magiczny Kraków.

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

FLESZ: Nowe prawa na porodówkach. Mamy mogą być zaskoczone

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Wiślacki mistrz w Nowym Jorku. Niezwykła kariera judoki z Krakowa [ZDJĘCIA] - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski