Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiślak nie schodzi z podium

Jerzy Filipiuk
62-letni Krzysztof Frankowski do dziś imponuje piękną sylwetką.
62-letni Krzysztof Frankowski do dziś imponuje piękną sylwetką. Fot. Aarchiwum zawodnika
Sylwetka. Były judoka z Krakowa Krzysztof Frankowski, od 1993 roku mieszkający w Sydney, ciągle odnosi sportowe sukcesy.

– W __sporcie piękne jest to, że nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Jesteś mistrzem, chwila nieuwagi i... mistrza już nie ma – mówi 62-letni Krzysztof Frankowski, były judoka Wisły Kraków, mieszkający w Sydney, który japońską sztukę walki uprawia już 47 lat! – Jestem jednym z _najdłużej startujących zawodników na świecie i ciągle numerem jeden w swojej kategorii wiekowej – _chwali się nie bez powodu, bo wielkich sukcesów, ogromnej żywotności i pięknej sylwetki można mu tylko pozazdrościć.

Lepszy od... Kapki
Frankowski rodził się 5 marca 1953 roku w Krakowie. Zanim został judoką, parał się wieloma dyscyplinami sportu. Był mistrzem Krakowa w czwórboju lekkoatletycznym, grał w piłkę ręczną i nożną, a zimą w hokeja.

– Ręczną trenowałem w AZS u Boguchwała Fulary. W „nogę” grałem bardzo dobrze. W turnieju „dzikich drużyn” występował też Zdzisław Kapka. Byłem od niego starszy o rok i chyba... lepszy. Dobrze grałem także w hokeja, ale sprzęt był dla mnie za __ciężki – nie kryje.

Wybrał w końcu jednak judo. Dlaczego? _– Sport uprawiałem od __najmłodszych lat, ale pociągały mnie sztuki walki – _zaznacza.

Do wiślackiej sekcji judo trafił w 1968 roku. Spędził w niej aż 21 lat, z 3-letnią przerwą na leczenie kontuzji. Zdobywał medale w mistrzostwach okręgu krakowskiego, ale nigdy nie dorównał klubowym kolegom, medalistom mistrzostw Polski, a nawet ME i akademickich MŚ.

_– Mogłem uzyskiwać lepsze wyniki. Na treningach biłem się bardzo dobrze, ale podczas zawodów dopadał mnie stres. Dopiero na Zachodzie, gdzie nikt mnie nie znał, nie stresował, pokazałem, co potrafię – _tłumaczy.

Mile wspomina trenera wiślackiej sekcji Czesława Łaksę.

– Bardzo dużo mu zawdzięczam. To świetny człowiek, choć jako trener – tyran, ale dzięki temu wychował wielu zawodników. Całą wiedzę na temat judo przejąłem od niego i do dziś na __niej bazuję – chwali koordynatora wiślackiej sekcji przez 22 lata, a od 17 lat szefa i szkoleniowca UKS Judo Wolbrom.

Medal za medalem
W 1989 roku Frankowski wyjechał do Nowej Zelandii, gdzie spędził 3,5 roku. W Auckland pracował jako masażysta w klubie sportowym i hotelu. Nie zerwał jednak z judo. Cztery razy startował w mistrzostwach tego kraju, wywalczając po dwa srebrne i brązowe medale. Dobiegał „40”, często bił się z rywalami o kilkanaście lat młodszymi, ale dawał sobie radę. I w swej kategorii (95 kg), i w formule open. W 1993 roku w mistrzostwach Pacyfiku w obu zdobył brązowe krążki.

W wieku 40 lat zamieszkał w Sydney. I – w zawodach mastersów (judoków powyżej 30. roku życia) – zbierał najwyższe laury (w każdych zdobył medal).

W 1994 roku w zawodach World Masters Games w Brisbane zdobył złoto w kat. 95 kg (dla zawodników w wieku 40-45 lat) i dwa srebro w formule open.

Rok później został wicemistrzem Australii seniorów i był rezerwowym na MŚ w Makuhari.

– Byłem wściekły na siebie, gdyż wcześniej mojego finałowego rywala sześć razy pokonałem na ippon, czyli przed czasem, ale to jego wysłano do Japonii, bo uzbierał więcej punktów w __innych turniejach – mówi.

Na najwyższym stopniu podium MŚ stanął też w 2009 roku w Atlancie (100 kg i open) oraz 2011 we Frankfurcie nad Menem (100 kg). Srebro zdobył w 2005 roku w Toronto (100 kg), w 2007 w Sao Paulo (open), w 2010 w Budapeszcie (100 kg) i w 2013 w Abu Dhabi (100 kg). Ponadto w Toronto i Brazylii sięgnął po brąz. – Od 20 lat nie przegrałem walki na ippon – mówi.

Pokonał olimpijczyka
W latach 1998-2008 w rozgrywanych co dwa lata zawodach Pan Pacific Masters Frankowski sięgnął łącznie po dziewięć złotych i jeden srebrny medal. Dużą przyjemność sprawił mu występ w mistrzostwach Australii w Sydney w 2008 roku. W półfinale, mając 55 lat, pokonał zawodnika, który otrzymał nominację do reprezentowania Australii na IO w Pekinie.

– Miał 26 lat, a pokonałem go już w drugiej minucie półfinału przez ippon – nie kryje dumy. I podkreśla: – W walkach z dużo młodszymi rywalami czuję ich siłę, taką z buszu, niekontrolowaną, ale potrafię się im __przeciwstawić dzięki rutynie, wykorzystać ich słabe punkty.

Wyjątkową satysfakcję sprawiły mu triumfy w Grand Masters Asian w 2013 i 2014 roku w tokijskim Kodokanie – najstarszej (rok założenia – 1882) i największej (ponad 5 tys. osób) szkole judo na świecie.

– Występ w Kodokanie jest marzeniem każdego judoki na świecie, a zwycięstwo tam to szczyt marzeń. Jestem pierwszym Polakiem w __historii, który wygrał tam dwukrotnie – mówi z dumą posiadacz 6. dana (taki sam posiada w ju-jitsu; trenuje też mieszane sztuki walki MMA i jest instruktorem izraelskiej sztuki walki krav magi).

W ubiegłym roku z Tokio poleciał do Malagi na MŚ weteranów. Pokonał tam Amerykanina, Brazylijczyka (obu przez ippon; tego drugiego mimo zerwanego mięśnia w barku!) i Fran- cuza (na punkty). Dopiero w półfinale uległ Mołdawianinowi, który wiedział o urazie rywala i umiejętnie to wykorzystywał.

Szpagat w samych slipach
Bolący bark jeszcze długo dawał znać o sobie, ale zaraz po powrocie do domu wznowił zajęcia, a trzy tygodnie później znowu walczył na tatami. W tym miesiącu przejdzie operację biodra, które dokucza mu od 16 lat.

– Mimo kontuzji nadal trenuję. Wyję z bólu, ale po zajęciach czuję się fantastycznie – mówi.

W 2008 roku doznał kontuzji kolana, które mógł zginać tylko do połowy. A mimo to został potrójnym mistrzem Australii.

Przez 13 lat był masażystą w klubie Sydney Roosters (Koguty) w lidze rugby. Doskonale zna fizjologię człowieka. Dba także o swe zdrowie i sylwetkę.

Gdy mieszkał w Auckland, potrafił wycisnąć sztangę z ciężarem 165 kg. – 100 kilogramów wyciskałem dwanaście razy w __dziesięć sekund – chwali się.

Kiedyś bez problemów wykonywał szpagat. Popisał się nim w 1996 roku, gdy został wybrany Misterem Polonii Australii (zdobył także tytuł Mistera Publiczności). Każdy z 11 uczest- ników wyborów miał coś zademonstrować przed jury i widzami. Wykonał efektowny szpagat, i to w samych slipach, po zerwaniu judogi. Zwłaszcza paniom spodobał się ten prawie streap-tease. A miał wtedy 43 lata...

– Szpagat wykonuję do dziś, ale z __zaj... bólem – nie kryje.

Z koncertu za kratki
Gdy Frankowski mieszkał w Polsce, kilka lat pracował jako ochroniarz zespołów muzycznych, takich jak Perfect, Lady Pank, Maanam i TSA. Jeździł z nimi po kraju. A właściwie to... latał.

– Tak, my, ochroniarze, lataliśmy na koncerty, a muzycy jeździli na nie pociągami i samochodami – śmieje się. A już całkiem poważnie dodaje: – Bardzo dobrze wtedy zarabialiśmy.

Nie do śmiechu było mu jednak po koncercie Perfectu w Krościenku, gdy został oskarżony o... usiłowanie zabójstwa.

– W naszym zespole ochroniarzy był karateka. Jakiś pijany facet zaczął mu się stawiać. Kolega go uderzył i pijak się przewrócił. Podbiegłem z __Jerzym Ucherkiem (też były judoka Wisły – przyp.) do niego, by wstał i odszedł. Zdarzenie to obserwował naczelnik komendy milicji w Krościenku. Trafiliśmy za kratki. We dwójkę, bo karateka uciekł – i już nigdy z nami potem nie jeździł. Naczelnik mówił, że katowaliśmy pijaka, wspominał o zarzucie o usiłowaniu zabójstwa. Był to czas stanu wojennego. Nie miałem dokumentów, bo zostawiłem je w Krakowie. Już za samo to groziło więzienie. Reszta naszej ekipy, która przed tym zajściem poszła coś zjeść, gdy dowiedziała się, że trafiliśmy do aresztu, powiadomiła o tym Perfect. Zbigniew Hołdys i Grzegorz Markowski przyszli na komendę, rozdali milicjanom swoje płyty i... wyszliśmy na __wolność.

Przygoda z piłką ręczną
W latach 1999-2009 Frankowski współpracował – jako masażysta – z Australijską Federacją Piłki Ręcznej. Jeździł po świecie głównie z męską reprezentacją, był z nią na mistrzostwach świata w Egipcie, Porugalii, Tunezji, Niemczech (gdzie Polska zdobyła srebrny medal) i Chorwacji. Na mundialu w Niemczech mieszkał ze swą ekipą w tym samym hotelu co biało-czerwoni. Z kobiecą reprezentacją Australii odbył tournée po Europie. To wtedy jedyny raz po wyjeździe na obczyznę odwiedził – w drodze do Wiednia – Polskę. Był krótko w Gdańsku i Malborku (spotkał się z mamą Marią).

Jako masażysta był uczestnikiem IO w Sydney w 2000 roku. Złotemu medaliście w judo Pawłowi Nastuli pomógł wtedy w zorganizowaniu zajęć.

– Zawiozłem Nastulę na trening. Ćwiczył tam z Izraleczykiem Zeevim, z którym potem spotkał się w pierwszej rundzie i przegrał. Miał jakieś problemy z barkiem – opowiada.

Kilka miesięcy przed igrzyskami, w Sydney trenował jeden z medalistów mistrzostw świata, zawodnik z Korei Południowej.

– Rzucał Australijczykami, ale mnie nic nie zrobił. Ledwo wykonał akcję na yuko. Jego trener się wściekał z tego powodu, a __ja byłem dumny, że tak się postawiłem Koreańczykowi – mówi.

Praca na trzech etatach
Frankowski prowadzi bardzo aktywny tryb życia. Nie tylko sam trenuje judo, ale i uczy go innych. Od 17 lat pracuje jako trener na uniwersytecie (razem z kolegą ma około 150 podopiecznych), a od trzech lat szkoli młodzież z klas 7-12 w szkole, w której judo jest jednym z pięciu obowiązkowych przedmiotów ze sportu (obok pływania, koszykówki, tenisa i rugby).

– Na zajęciach w szkole miałem ostatnio 48 osób. Śmieję się, że dostaję „odpady”, bo jak ktoś mało waży, to nie gra w kosza czy rugby. Mówię chłopakom: „Ja z was zawodników nie zrobię”, ale daję im porządnie w kość na zajęciach – przyznaje.

Treningi w szkole prowadzi trzy razy w tygodniu po półtorej godziny w czterech sesjach po dziesięć tygodni w roku. Zarabia 65 dolarów australijskich na godzinę (1 dol. – ok. 2,9 zł). Nieźle jak na średnią płacę w Sydney – 23,5 dol. Dla porównania: benzyna kosztuje 1,3-1,6 dol za litr.

– Ja mam jednak samochód na gaz, który kosztuje tylko 60 centów. A tygodniowo pokonuję 500 kilometrów – wyjaśnia.

Dużo jeździ także ze względu na inną pracę, jaka wykonuje. Od 8 lat jest opiekunem starszych ludzi. Chodzi z nimi na spacer, do sklepu czy lekarza, wozi ich specjalnie do tego przystosowanym samochodem.

– Najmłodszy z moich podopiecznych, a mam ich 20, liczy 80 lat, najstarszy 95. To praca na krawędzi szpital – cmentarz. Zajmuje się nimi od siódmej rano do piętnastej. Dopiero potem mam czas na __judo – zaznacza.

Kimona i odznaczenie
W latach 90. Frankowski prowadził klub w dzielnicy, w której alkohol, narkotyki i prostytucja były na porządku dziennym. Jeden z jego studentów wspomniał o tym znajomej dziennikarce z japońskiej gazety o wielomilionowym nakładzie. Na drugi dzień po jej artykule otrzymał mnóstwo maili i faksów. Dziennikarka nie podała jego adresu, Japończycy zaczęli więc dzwonić o pomoc do ambasady swego kraju w Sydney. Frankowski dostawał potem po 30 paczek dziennie. Kimona rozdawał młodzieży, część wysłał do Polski (do Wolbromia i Lublina).

Po spotkaniu z japońskim konsulem dostał propozycję, by poleciał do ojczyzny judo i nakręcił film o tej sztuce walki, ale w ostatniej chwili z przedsięwzięcia wycofał się sponsor.

Nadal aktywnie działa na rzecz judo. W tym roku w Sydney z rąk polskiego ambasadora i konsula otrzymał Krzyż Kawalerski Sztuk Walki, nadany mu przez Polską Federację Dalekowschodnich Sztuk i Sportów Walki, co sprawiło mu kolejną wielką satysfakcję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski