Zola Jesus – Fot. Indra Dunis
Nowe gatunki muzyczne
Jego twórców należy szukać przede wszystkim w USA – to bardzo młodzi ludzie, którzy będąc nieodrodnymi dziećmi epoki Internetu, znajdują jednak inspirację w undergroundowych nurtach nowej fali sprzed ćwierć wieku. Większość nagrań reprezentujących ten gatunek powstaje więc w domowym zaciszu – na komputerach z wykorzystaniem powszechnie dostępnych programów dźwiękowych. Trafiają one potem do Sieci, rozprzestrzeniając się po całym świecie w ciągu kilkunastu godzin. Są już jednak pierwsze wytwórnie płytowe promujące nową estetykę – Tri Angle, Disaro czy Acephale. Jak do tej pory wydają one głównie single – choć w zapowiedziach na jesień pojawiają się już pierwsze albumy.
Za prekursorkę witch house`u można by uznać 21-letnią wokalistkę rosyjskiego pochodzenia - Nikę Rozę Danilovą występującą pod pseudonimem Zola Jesus. Zrealizowane przez nią w ciągu ostatnich dwóch lat nagrania zaskoczyły wszystkich swą oryginalnością – młodziutka dziewczyna z amerykańskiej prowincji (niby Hanna Montana) zaprezentowała w nich przejmujący wokal o operowej skali (trochę w stylu Siouxsie Sioux) wpisany w depresyjną elektronikę, rozbrzmiewającą echami noise`u i industrialu z połowy lat 80. „Moja filozofia jest prosta: wierzę, że nie trzeba unikać tego, czego się boimy. Szczególnie mrocznych rzeczy. Wielu ludzi unika pewnych płyt, filmów czy książek. A ja – przeciwnie: lubię wyzwania, nawet kosztem późniejszego obrzydzenia” – wyznała w jednym z wywiadów.
Proste, ale sugestywne produkcje Zoli Jesus szybko zaistniały w muzycznym światku. W efekcie dały impuls innym młodym artystom do tworzenia podobnych brzmień. Okazało się jednak, że są one na tyle różnorodne, że przypisany im termin „witch house” oznacza czasem bardzo odmienne granie.
Oto pochodzący z Kolorado projekt Modern Witch koncentruje się na dźwiękach wywodzących się z surowej elektroniki o nowofalowym rodowodzie. Na jego debiutanckiej płycie opublikowanej przez wytwórnię Disaro znajdujemy proste, mechaniczne rytmy, uzupełnione przesterowanymi liniami post-punkowego basu i ponurymi zawodzeniami mrocznych klawiszy, w które wtopiony zostaje zdeformowany głos wokalistki. Dla dzisiejszej młodzieży to coś nowego – tymczasem dźwięki takie można znaleźć w archiwalnych nagraniach wykonawców reprezentujących minimal wave, undergroundową stylistykę, typową dla pierwszej połowy lat 80.
Ciekawsze pomysły brzmieniowe reprezentuje trio Salem z Michigan. Na czterech wydanych do te pory singlach zespołu w intrygujący sposób łączą się odległe estetyki: z jednej strony syntetyczny pop i rytmiczne R&B, a z drugiej – szorstki industrial i klimatyczny gotyk. Chwytliwe melodie niesie eteryczny głos wokalistki, ale żeby nie było za ładnie, poddany jest on komputerowej deformacji. Choć rytmy są klubowe, to jednak spowolnione, skoncentrowane na wykreowaniu hipnotycznemu nastroju. Wczesną jesienią ma ukazać się debiutancki album Salem – już teraz zachodni krytycy zapowiadają, że będzie to wydarzenie roku.
Podobnie może być z duetem White Ring pochodzącym z Houston. W jego muzyce trafiamy na hip-hopowe podkłady rytmiczne niosące chmurne brzmienia syntezatorów i niepokojące wokalizy (bliskie nerwowemu szeptowi) śpiewającej Kendry Mali. Wszystko to ma garażowe brzmienie: surowe, brzydkie, ale intrygujące tajemniczym nastrojem.
W jeszcze inne regiony muzyczne sięgają projekty Balam Acap i oOoOO (wymawiamy jak angielskie „oh”). Stojący za nimi Alec Koone i Christopher Dexter Greenspan nie ukrywają swej fascynacji... brytyjskim dubstepem, szczególnie twórczością Buriala. To dlatego w ich nagraniach roi się od wokalnych sampli, studyjnych pogłosów, mocnych linii basu i smolistych rytmów, które ewokują jednak gotycki klimat.
Bo właśnie gotyckie rekwizyty są najważniejszą cechą wspólną dla twórczości artystów spod znaku witch house`u. Już sama nazwa nurtu – zaczerpnięta od nazwy nawiedzonego domu z Salem – wskazuje na fascynację młodych twórców klimatami rodem z książek i filmów grozy. Ma to oczywiste przełożenie na klimat i tematykę tekstów ich piosenek. Poza odniesieniami do klasyki horroru, trafiamy w nich na pełne goryczy wyznania samotności, smutku, zagubienia, utraty sensu życia, czyli tego, co powszechnie nazywamy syndromami nastoletniej depresji. Cały ten sztafaż w dużym stopniu jest oczywiście czytelną kreacją artystyczną – momentami, niestety, dziecięco pretensjonalną.
Paweł Gzyl
Posłuchaj witch house`u:
http://www.myspace.com/zolajesus
http://www.myspace.com/dickcavettsmodernwitch
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?