MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Witowie. Osoby, które kochają inaczej, ale wierzą tak samo

Grażyna Starzak
Grupa Wiara i Tęcza
Grupa Wiara i Tęcza Fot. Maciek Markowski/FORUM
Modlą się, chodzą do kościoła, szukają pocieszenia u duszpasterzy. Ostatnio homoseksualni chrześcijanie z grupy Wiara i Tęcza napisali list do papieża Franciszka: jesteśmy tak samo wartościowi jak inni, a nasza wiara jest szczególnie cenna, gdyż hartuje się w wielu ciężkich próbach.

Najpierw się przedstawiają. Podają imiona. Kto chce, mówi, jaka jest jego orientacja seksualna. Do jakiego Kościoła należy. Potem opowiadają o swoich problemach. Zawodowych. Mieszkaniowych. Dyskutują na temat bieżących wydarzeń. Modlą się. Ostatnio robili kartki świąteczne. Kolorowe. Z tęczą w tle.

Jedna z nich trafiła do Watykanu. – Obok bożonarodzeniowych życzeń chcieliśmy zapewnić papieża Franciszka, że jesteśmy tak samo wartościowymi chrześcijanami jak wszyscy inni, a nasza wiara jest szczególnie cenna, gdyż hartuje się w wielu, ciężkich nieraz, próbach – mówi Barbara Kapturkiewicz, lider krakowskiej grupy chrześcijan Wiara i Tęcza.

Witowie
„Witowie” – jak o sobie mówią członkowie Wiary i Tęczy –to głównie młodzi ludzie. Pracujący i studenci. W całej Polsce jest ich około 300. Większość to katolicy, ale są też protestanci, luteranie, prawosławni. Mają swoje oddziały w ośmiu miastach. Spotykają się raz w miesiącu. Tematyka, którą wówczas poruszają, jest różna. Warszawska grupa wspólnie czyta i omawia Biblię. W Krakowie tematem przewodnim bywają święci. Np. Sebastian, święty Kościoła katolickiego i prawosławnego.

Na jednym z zebrań „witowie” z Krakowa poznawali życiorysy kobiet, które zostały doktorami Kościoła. Czy mają „swoją” świątynię, do której chodzą na msze św., swojego spowiednika? – Nie, nie. Przecież nie jesteśmy sektą – zaprzecza Barbara Kapturkiewicz. – Każdy z nas mieszka w innej parafii. Tam praktykuje – dodaje.

Barbara – a właściwie Artur – poprawia mnie, gdyż „psychicznie czuje się mężczyzną”, jest lekarzem. Osobą w średnim wieku. Z rozmowy wnioskuję, że inteligentną i skromną zarazem. Pracuje w jednym z krakowskich szpitali.

– Spora grupa osób wie o mojej sytuacji. Ponieważ mam niezmienione ciało i dokumenty, ludzie zwracają się do mnie jak do kobiety. Ja to oczywiście rozumiem. Jeśli ktoś uważnie słucha, zauważy jednak, że nie mówię o sobie w rodzaju żeńskim.

Podkreśla, że jak dotąd nie miała przykrości z tego powodu.

– Dla jednych jest to zrozumiałe, dla innych mniej, jednak rzadko spotykam się z jawnym ostracyzmem. Częściej z życzliwością i zrozumieniem. Są jednak fanatycznie nastawieni do nas ludzie, którzy ostentacyjnie wyrażają swoją dezaprobatę. Z jawną nienawiścią najczęściej spotykamy się podczas marszów równości i w internecie.

Pytam, czy tego typu manifestacje, parady równości, rzeczywiście są potrzebne? –Wy, ludzie heteroseksualni, macie swoje manifestacje, choć nieświadomie, codziennie. Opowiadacie o żonie lub mężu, idąc razem na spacer czy na zakupy, trzymacie się za ręce. My musimy pokazać, że w ogóle istniejemy – odpowiada.

Uważa, że, największe problemy z pokonywaniem barier niechęci mają młodzi ludzie. – Stają twarzą w twarz z homofobią. Większość ich rówieśników chce pokazać swoją męskość czy kobiecość. Także w ten sposób, że ci „inni” są dla nich obiektem agresji, wyżywania się. Chociaż z roku na rok jest lepiej. Osoby homoseksualne częściej znajdują sojuszników wśród nauczycieli, koleżanek i kolegów. Tym niemniej ciągle jeszcze jest to poważny problem – podkreśla Barbara Kapturkiewicz.

Twierdzi, że jest praktykującym katolikiem. Czyta Biblię i czasopisma religijne. Interesuje się życiem Kościoła. Kilka lat temu trafiła w prasie na informację o bożonarodzeniowym przemówieniu Benedykta XVI do Kurii Rzymskiej. Papież powiedział tam, że „ludzkość należy chronić przed homoseksualizmem jak lasy tropikalne przed wyginięciem”.

Akceptacja i prawo do chrztu
Uznała wówczas, że musi napisać list do Benedykta XVI. Pomagały jej w tym inne osoby. Tak powstała Wiara i Tęcza. Pod listem do Benedykta XVI podpisali się też przedstawiciele innych, podobnych grup chrześcijan z 23 krajów Europy. Apelowali do papieża o potępienie „homofobicznych aktów przemocy” i „powstrzymanie w Kościele presji wobec osób homoseksualnych”. W ich opinii niektórzy duchowni nakłaniają ich do poddania się tzw. terapii reparatywnej, która ma na celu zmianę orientacji seksualnej.

– Taka terapia często kończy się wystąpieniem u danej osoby problemów psychicznych – zaznacza Barbara Kapturkiewicz. Ubolewa, że oficjalnej odpowiedzi Watykanu nie ma do tej pory. – Jednak przebieg ostatniego synodu biskupów na temat rodziny świadczy, że coś się jednak w Kościele zmienia, jeśli chodzi o podejście do osób homoseksualnych. Cieszy nas, że wielu biskupów jest otwartych na nasze środowisko. W znacznie większym stopniu niż mogliśmy się tego spodziewać – mówi lider krakowskiej grupy Wiara i Tęcza.

Jej członkowie pilnie śledzili doniesienia prasowe na temat przebiegu synodu. Z komentarzy zamieszczonych na łamach „Tygodnika Powszechnego” wywnioskowali, iż „Kościół uznał związki niesakramentalne i homoseksualne” i zgadza się, by homoseksualne pary mogły ochrzcić wychowywane przez siebie dzieci.

Bp Grzegorz Ryś, który jest współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego”, uważa, że czytający komentarze źle zrozumieli ich autorów. Przyznaje, że w dokumencie, który był podstawą dyskusji na synodzie i w którym jest opis rzeczywistości, w jakiej obecnie żyjemy, jest zdanie, które brzmi mniej więcej tak: „związków sakramentalnych małżeńskich jest coraz mniej, i (...) obok nich w społeczeństwie funkcjonują związki niesakramentalne i związki homoseksualne”.

– Jednakże stwierdzenie tego faktu nie oznacza, że Kościół uznaje takie związki – wyjaśnia bp Ryś.

Co do dzieci, które wychowują homoseksualne pary, hierarcha uważa, że mogą przyjmować chrzest. – Nie można przecież jednoznacznie stwierdzić, że ci, którzy żyją w stałym związku homoseksualnym, nie są w stanie wychować dziecka po chrześcijańsku. Niewątpliwie jednak mają z tym wielką trudność. Zwłaszcza gdy chodzi o przekazanie zasad moralnych. Tym większa jest tu rola wspólnoty Kościoła, która powinna pomóc w wychowaniu takiego dziecka – uważa bp Ryś.

Czy to oznacza, że homoseksualni chrześcijanie mogą liczyć na większe niż dotąd duszpasterskie wsparcie ze strony Kościoła? – W żadnym razie nie można ich potępiać . Jezus nikogo nie potępiał. Jedynie można nie akceptować niektórych zachowań, niektórych manifestacji – odpowiada ks. prof. Andrzej Muszala, dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Bioetyki Uniwersytetu Papieskiego JPII w Krakowie.

– W etyce katolickiej odróżnia się orientację od czynów. Jak ktoś ma orientację homoseksualną, można to zrozumieć, zaakceptować. Natomiast problem zaczyna się wówczas, kiedy taka osoba domaga się uznania małżeństw osób jednopłciowych i takiego samego ich statusu jak małżeństwa heteroseksualne, a także możliwości adopcji dzieci. Każdy wierzący wie, jaka jest koncepcja seksualności według Biblii: „Niewiastą i mężczyzną stworzył ich…”, „Bądźcie płodni, rozmnażajcie się”. Trudno oczekiwać od Kościoła, żeby coś się tutaj zmieniło, bo wówczas musiałby się sprzeciwić nauce Pisma Świętego – wyjaśnia ks. prof. Muszala.

W jego opinii nie należy oczekiwać, że po zakończonym niedawno synodzie biskupów na temat rodziny coś się w tej kwestii zmieni. – Kościół nie może się sprzeciwić temu, co jest w Piśmie Świętym. Na pewno trzeba prowadzić działalność duszpasterską wśród tych ludzi. Rozmawiać z nimi.

Bp Zbigniew Kiernikowski, ordynariusz diecezji legnickiej, twierdzi, że Kościół w Polsce jeszcze przed synodem starał się takim osobom pomóc, podsuwając pewne formy terapii. – Z wielu względów nie jest to sprawa łatwa. Tego rodzaju działania i formy pomocy nie mają i nie mogą mieć wymiaru masowego. Ze względu na drażliwość tematu nie można ich zbyt nagłaśniać. Pomoc niesie się w sposób bardzo dyskretny – zaznacza bp Kiernikowski.

Daje przykład jednego z ośrodków terapeutycznych, z którym miał osobisty kontakt. –Osoby, które tam przychodzą, uzyskują pomoc w takiej mierze, w jakiej są w stanie się na nią otworzyć. Podstawowym bowiem warunkiem wyjścia z zależności od homoseksualizmu jest uznanie go za nieprawidłowość i wola porzucenia go. Jest to jednak moment niełatwy, chociaż możliwy dla osoby, która poddaje się tej terapii – dowodzi bp Kiernikowski.

Dokument Kongregacji Nauki Wiary z 1986 roku zachęca biskupów, by rozwijali w swoich diecezjach duszpasterstwo obejmujące osoby homoseksualne. W odpowiedzi na ten apel powstało w Polsce kilka ośrodków służących pomocą osobom o orientacji homoseksualnej. Jednym z nich jest związana z lubelskim ruchem Światło-Życie Odwaga2. Jest też działająca w kilku większych polskich miastach grupa Pascha, w której pracują psychologowie i psychoterapeuci oraz kapłani, zarówno diecezjalni, jak i zakonnicy.

Anonimowi duszpasterze
Wiara i Tęcza też ma swojego duszpasterza. A nawet kilku. Razem z członkami tej grupy modlą się, organizują dla nich rekolekcje. Nie podają nazwisk, bo „nie chcą być nagabywani przez dziennikarzy”. Mówią, że ich zadaniem jest „nie bycie celebrytą”, tylko pomoc duchowa i wsparcie, które starają się dać tym osobom.

Bp Grzegorz Ryś nie dziwi się, że duchowi przewodnicy tych grup chcą pozostać anonimowi. Uważa, że księża boją się ujawniać nie z obawy przed swoim przełożonym, ale reakcją środowiska. – Anonimowość jest często wpisana w naturę takich wspólnot. Znam niektóre z nich. Wiem, że są takie, które funkcjonują prawie wyłącznie w sieci.

Trudno o dokładne statystyki na temat tego, ile osób homoseksualnych żyje w naszym kraju. Seksuolodzy dowodzą na podstawie badań, że ta populacja łącznie z biseksualistami stanowi ok. 3 proc. wszystkich Polaków. Z kolei Marta Abramowicz, psycholog, działaczka na rzecz osób LGBT, twierdzi, że w każdym społeczeństwie jest około 5 proc. osób homoseksualnych i „nic nie wskazuje, żeby Polska odbiegała od tej średniej”.

Nawet gdyby przyjąć, że prawdziwy jest ten drugi wskaźnik, osoby o innej orientacji seksualnej stanowią absolutną mniejszość polskiego społeczeństwa. Mniejszość, o której od pewnego czasu jest dość głośno. Zwłaszcza przy okazji organizowanych w różnych miastach tzw. parad równości.

Dr Norbert Maliszewski, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że parady równości przynoszą więcej szkody niż pożytku środowiskom gejowsko-lesbijskim. – Im więcej jest marszów homoseksualistów, im głośniej i nachalniej próbuje się przekonywać ludzi do takich inicjatyw jak małżeństwa homoseksualistów i adopcja przez nie dzieci, tym sprzeciw Polaków jest większy – twierdzi dr Maliszewski.
Tezę warszawskiego socjologa potwierdzają wyniki sondaży opinii. Okazuje się, że im głośniej homoseksualiści dopominają się w Polsce praw, które ich zdaniem powinni mieć zagwarantowane, tym głośniejsze sprzeciwy słyszą z drugiej strony.

Generalnie, jak wskazują badania, również te prowadzone na zlecenie organizacji zrzeszających osoby innej orientacji, stosunek Polaków do mniejszości seksualnych bardzo się zmienił. Szczególnie widać to w kontaktach gejów i lesbijek z ich najbliższym otoczeniem – rodzinami, znajomymi oraz pracodawcami.

Bardziej ich akceptujemy, a oni sami to czują. Co więcej, już 20 proc. gejów i lesbijek ujawnia swoją orientację seksualną w pracy. I choć spośród tych, którzy to zrobili, aż jedna czwarta spotkała się z pewnymi oznakami dyskryminacji, to dziesięć lat temu – kiedy przeprowadzano poprzednie badanie – na taką reakcję narażony był co drugi gej, który się ujawnił.

Rozmowa z Cezarym Gawrysiem, publicystą katolickim

– Nadzwyczajny synod o rodzinie, podczas którego mówiono m.in. o związkach homoseksualnych, wywołał rozłam wśród hierarchów i szok wśród części wiernych. W Polsce niedawno przed tymi wydarzeniami ukazała się książka, której jest Pan współautorem…

– W książce pt. „Wyzywająca miłość. Chrześcijanie a homoseksualizm”, którą wydaliśmy razem z Katarzyną Jabłońską, próbujemy odpowiedzieć na pytanie, jak konkretnie realizować wezwanie zawarte w katechizmie Kościoła katolickiego, aby osoby o kondycji homoseksualnej traktować „z szacunkiem, współczuciem i delikatnością”. Prezentujemy tam głosy osób wierzących będących homoseksualistami oraz ich rodziców, ukazując ich problemy, dylematy, a także oczekiwania wobec duszpasterzy w Polsce.

To wypowiedzi często pełne goryczy, będące również dowodem osamotnienia lesbijek, gejów i ich najbliższych. Zamieszczamy w niej też listy pasterskie biskupów Anglii i USA oraz teksty kilku polskich księży, m.in. wybitnego etyka z KUL-u ks. prof. Andrzeja Szostka, który jest zdania, że „istnieje nie tylko możliwość, ale wręcz potrzeba umieszczenia w programie duszpasterskim Kościoła pomocy w budowaniu swego rozwoju w oparciu o skłonności homoseksualne”.

– W dokumencie końcowym synodu podkreślono, że „związek kobiety i mężczyzny jest podstawą małżeństwa i rodziny”. Nie wydaje mi się, żeby nauczanie Kościoła uległo zmianie. Ma Pan inne zdanie?

– Nie podważamy nauczania Kościoła na temat małżeństwa i rodziny. Opisujemy jedynie klimat, jaki panuje wokół osób homoseksualnych w Kościele, jako instytucji nauczającej z ambony, i w kościelnych wspólnotach, w grupach parafialnych i rodzinach. Nie proponujemy żadnych zmian dogmatycznych. Pokazujemy trudny problem od strony egzystencjalnego doświadczenia konkretnych osób.

– Wobec tego po co ta książka?

– Może po to żeby zmiękczyć ludzkie serca? Nierzadko twarde. Czyż nie objawia się to niechęcią do przeciwników ideowych, do innych nacji, do ludzi o innym kolorze skóry? A także do osób nieheteroseksualnych. Wielokrotnie spotkałem się z tym zjawiskiem. Nawet skądinąd zacni ludzie, moi przyjaciele, katolicy, członkowie mojej rodziny, mówią: „ty ciągle o tych gejach”, „dość mamy tego tematu”. Rozumiem, że swego rodzaju „promocja” tematu w niektórych mediach może denerwować, ale, na miłość boską, nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Temat dotyczy ludzi żyjących wśród nas!

– Czy nie uważa Pan, że takie, a nie inne nastawienie części Polaków do homoseksualistów wynika z antyklerykalnych haseł jednej z partii, o której wiadomo, że skupia osoby o tej orientacji?

– Osoby nieheteroseksualne są we wszystkich partiach! A jeśli chodzi o partię, którą ma Pani na myśli, a w której są znani działacze ruchu LGBT, to jeszcze zanim ona się pojawiła na scenie politycznej, stosunek do osób homoseksualnych w naszym społeczeństwie był negatywny i pogardliwy. W moim przekonaniu ten ruch antyklerykalny zanika. Społeczeństwo polskie jest zbyt przywiązane do wiary i tradycji, by zaakceptowało na dłuższą metę ordynarny antyklerykalizm. To nie partia jest winna. Przyczyny wrogości tkwią dużo głębiej.

– Jak manifestuje się ta „wrogość”?

– To zależy. Raczej się nie zdarza, by na przykład ksiądz nakłaniał kogoś w trakcie spowiedzi, pod sankcją nieudzielenia rozgrzeszenia, do podjęcia terapii „naprawczej”. Inna rzecz, że owa terapia często jest przez jej zwolenników prezentowana jako realna szansa „wyjścia z homoseksualizmu”, a to nadużycie. Zmiany orientacji nie można wymagać ani jej obiecać.

– Jak to się stało, że Pan, katolicki publicysta, zajął się tą tematyką?

– W 2002 r. redakcja miesięcznika „Więź”, w której pracowałem, zaproponowała mi i mojej koleżance napisanie reportażu na temat osób homoseksualnych. Zainteresowaliśmy się wtedy lubelską grupą Odwaga, działającą w ramach jednej z kościelnych instytucji. Grupa ta stara się pomóc osobom homoseksualnym żyć po chrześcijańsku. Tam właśnie znaleźliśmy bohaterów naszych pierwszych reportaży.

Potem liderzy Odwagi poprosili mnie, żebym poprowadził grupę wsparcia dla chłopców homoseksualnych. Byłem zaskoczony, ale się zgodziłem. Miałem pewne doświadczenie w pracy z młodzieżą, bo przez dwa lata uczyłem religii w liceum. „Grupa zaufania” – tak ją nazwałem – liczyła siedmiu młodzieńców w wieku 17–19 lat. Spotykaliśmy się czasie weekendu, raz w miesiącu. Słuchając ich opowieści, musiałem zweryfikować stereotypowy pogląd, że homoseksualizm to pewnego rodzaju zaburzenie osobowości, które można zwalczyć wysiłkiem woli, na drodze modlitwy, pracy nad sobą i terapii.

Temat mnie wciągnął. Wykorzystując zdobytą wiedzę i doświadczenia, postanowiliśmy, że napiszemy książkę. Pierwsza ukazała się dziesięć lat temu, pod tytułem „Męska rozmowa”. Były w niej reportaże ukazujące autentyczne problemy, często dramaty tych ludzi. Były też rozmowy z psychologami.

– Jeden z homoseksualnych uczestników dyskusji na temat książek, których jest Pan współautorem, powiedział: „Nie chcemy tolerancji, lecz afirmacji”. Dlaczego ktoś ma ode mnie żądać aprobaty dla marszów równości czy też innych form manifestowania swojej orientacji homoseksualnej?

– Nie jestem zwolennikiem manifestacji. Jestem jednak zdania, że ta forma ulicznych demonstracji jest odpowiedzią na fakt, że społeczeństwo nie akceptuje tych osób, każe im „siedzieć cicho”. Podobnie było w wieku XIX z ruchem kobiet, które walczyły o prawa wyborcze.

– Co Kościół może zrobić dla tych osób?

– Poza przestrzeganiem podstawowych zasad szacunku i delikatności mógłby uczynić względem nich pewne gesty. Po pierwsze, nie można bezwzględnie potępiać związków jednopłciowych. Są takie pary jednopłciowe, które towarzyszą sobie wiernie, z oddaniem wspierając się aż do śmierci.

Po drugie, w duszpasterstwie najważniejsze jest miłosierdzie i uznanie prawa stopniowego dojrzewania do „chrześcijańskiej doskonałości”. Nie można etycznej doskonałości żądać natychmiast. Znam parę starszych gejów, z których jeden, po operacji neurologicznej, jest sparaliżowany, a drugi się nim troskliwie opiekuje. To doświadczenie życiowe, w którym na pewno obecny jest Jezus.

Być może doszli do tego dopiero pod koniec burzliwej drogi? Trzeba wreszcie pamiętać, że jeśli chodzi o wymogi etyczne, Kościół jest konsekwentny i wzywa do wstrzemięźliwości także osoby heteroseksualne, które nie mogą zawrzeć małżeństwa. Jedyną w pełni moralną formą realizacji aktu seksualnego jest miłość oblubieńcza. Ale myślę, że podobnie jak akceptuje się białe małżeństwa, Kościół mógłby zaakceptować w jakiejś formie homoseksualne związki przyjaźni oparte na abstynencji seksualnej.

Taki gest Kościoła pokazywałby, że w relacjach międzyludzkich nie seks jest najważniejszy. Ciekawe, że kardynał Wyszyński, wielki orędownik polskiej rodziny „Bogiem silnej”, swego czasu nie wahał się poświęcić willi zaprzyjaźnionego z nim Jerzego Zawieyskiego, a przecież wiedział, że w domu tym Zawieyski mieszka ze swoim wieloletnim przyjacielem. W ich związku zapewne bywało różnie, faktem jest jednak, że wspierali się przez całe życie aż do śmierci.

***

Na świecie jest siedemdziesiąt krajów, w których kontakty homoseksualne są karalne, a w niektórych zagrożone nawet karą śmierci. W państwach europejskich stopień tolerancji i poparcia dla gejów i lesbijek jest generalnie bardzo wysoki. Bardziej im przychylne są kraje zachodnie, silnie zlaicyzowane, mniej tolerancyjni wobec mniejszości są mieszkańcy krajów uważanych za katolickie i prawosławne.

W Polsce stosunki homoseksualne przestały być karalne już w 1932 roku, podczas gdy w Holandii w 1971 , a w amerykańskim stanie Teksas dopiero w 2003.

Autorzy raportu na temat mniejszości seksualnych sporządzonego w unijnej Agencji Praw Podstawowych wymieniają nasz kraj wśród 16 państw UE, które przyznały w ostatnich latach azyl osobom prześladowanym w swoich krajach za homoseksualizm.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski