Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Żmuda. Życie jak scenariusz filmu: coś pomiędzy Klossem a Bondem [SPORTOWA PÓŁKA]

OPRAC.: (KN, krzyk)
materiały prasowe Arskom Group
– Gdy na potrzeby tej książki przeanalizowałem swoje życie, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mogłoby stanowić gotowy scenariusz do filmu. Tylko jakiego? - zastanawia się Władysław Żmuda. - Na pewno sensacyjno-przygodowego, pełnego humoru i niespodziewanych zwrotów akcji. Coś pomiędzy kapitanem Klossem a Jamesem Bondem. I do tego z wątkiem… love story. Jeśli ktoś uważa, że przesadzam, niech najpierw przeczyta, a dopiero potem ocenia – dodaje Wybitny Reprezentant Polski, którego karierę w książce „A ty będziesz piłkarzem” opisał znany dziennikarz sportowy Dariusz Kurowski.

„A ty będziesz piłkarzem” - biografia pisana w czasach pandemii

- Nie chcieliśmy, żeby to była sucha biografia piłkarza, ale obraz czasów, w których on żył - mówi Dariusz Kurowski cytowany przez „Kurier Lubelski”. - W książce znalazły się różne ciekawe odniesienia, np. związane z butami, w jakich kiedyś Władek grał. Były to tzw. kolarki, czyli przerabiane buty z kolarskich do gry w piłkę. Dzisiaj dla młodych ludzi brzmi to egzotycznie, ale są to rzeczy ciekawe, będące świadectwem minionych czasów. Warto, żeby obecne pokolenie zdawało sobie sprawę, że kiedyś granie w piłkę nie było takie łatwe – dodaje dziennikarz, który wcześniej wspólnie z Jerzym Dudkiem napisał dwie biografie byłego bramkarza Liverpoolu i Realu Madryt („Do przerwy 0:3” i „NieREALna kariera”).

Przygotowując książkę bazowałem na wiedzy i pamięci Władka. Momentami wręcz zadziwiała mnie jego fenomenalna pamięć. Ja natomiast byłem też od tego, żeby pomóc mu pewne sprawy sobie przypomnieć. Wertowałem więc wiele materiałów, chcąc odtworzyć różne wydarzenia. W niektórych sytuacjach posiłkowałem się też innymi osobami. W książce jest sporo wypowiedzi ludzi związanych z jego karierą – dodaje Dariusz Kurowski.

- Praca nad książka w końcowym okresie była trudna. Jesienią Władek zachorował na koronawirusa, a nie przechodził choroby łagodnie. Długo więc rozmawialiśmy tylko telefonicznie, a osobiście spotkaliśmy się ponownie dopiero po pięciu miesiącach. Uznaliśmy także, że były to tak trudne i ciężkie chwilę, że należało im poświęcić cały rozdział. Nie był on planowany, ale stwierdziłem, że w tym czasach warto o tym napisać i od tego zaczyna się książka  - wyjaśnia autor.

Władysław Żmuda – rekordzista mistrzostw świata

Władysław Żmuda urodził się w 1954 roku w Lublinie. Reprezentował barwy Motoru Lublin, Gwardii Warszawa, Śląska Wrocław, Widzewa Łódź, Hellas Werona, Cosmosu Nowy Jork oraz US Cremonese.

Trzykrotny mistrz Polski (raz ze Śląskiem Wrocław, dwa razy z Widzewem Łódź). Członek Klubu Wybitnego Reprezentanta. Z reprezentacją Polski czterokrotnie uczestniczył w mistrzostwach świata (1974 – 3. miejsce, 1978, 1982 – 3. miejsce, 1986), na których rozegrał 21 meczów, co jest rekordem w historii występów reprezentacji Polski na MŚ. Na igrzyskach olimpijskich w 1976 roku w Montrealu zdobył srebrny medal.

Jako trener najczęściej pracował z juniorskimi reprezentacjami Polski, a także był asystentem w seniorskiej reprezentacji Polski za kadencji Jerzego Engela i Pawła Janasa. W 2019 roku został wybrany do „Jedenastki 100-lecia PZPN”.

„A ty będziesz piłkarzem”. Autorzy: Władysław Żmuda, Dariusz Kurowski. Wydawca: Arskom Sport Brokers. Liczba stron: 240. Cena okładkowa: 39,90 zł.

Władysław Żmuda. Życie jak scenariusz filmu: coś pomiędzy Klossem a Bondem [SPORTOWA PÓŁKA]
materiały prasowe Arskom Group

Szufla numer osiem – fragment biografii Władysława Żmudy „A ty będziesz piłkarzem”.

Ojciec nie chciał, bym się zadawał z chuliganerią, dlatego mnie ostrzegał:
– Jak pójdziesz naprzeciwko grać w piłkę, to ci wleję!
Chciał uchronić swego syna przed złym wpływem łobuzów, których w pobliżu nie brakowało. A właśnie głównie z nimi mogłem grać. Ojciec mówił swoje, ja robiłem swoje. Wiadomo, że bez piłki bym nie wytrzymał. Żadne zakazy czy kary nie mogły mnie od niej odciągnąć.
Znajomości z boiska miały głębsze odniesienie, bo towarzystwo było charakterne. Tak jak dzisiaj kibice robią ustawki, my też je organizowaliśmy, choć nikt ich wtedy tak nie nazywał. Chłopaki z jednej dzielnicy skrzykiwali się z tymi z drugiej na łące i wtedy nie było przebacz. Laliśmy się za nasze małe ojczyzny. Oczywiście moi rodzice nic o tym nie wiedzieli. Nie mogli wiedzieć.
Ojciec zawsze powtarzał:
– Piłka ci chleba nie da. Trzeba iść do szkoły i się uczyć.
I zawsze mnie straszył:
– Jak nie będziesz się uczył, szufla numer osiem.
To było jego ulubione powiedzenie, czyli że jak nie skończę szkoły, zostanie mi tylko wyładunek wagonów z węglem. Dlatego nie chciał, bym tracił czas na ganianie za piłką. Starał się od niej uchronić nie tylko mnie. Najstarszy brat Andrzej naprawdę dobrze grał, nawet byłem na kilku jego meczach, ale ciągle słyszał w domu, że nauka najważniejsza, więc wybrał szkołę, a później studia. Tadek też był niezły, jednak ojciec również jemu skutecznie wybił piłkę z głowy. Tylko ja nie chciałem go słuchać i po cichu grałem, ile tylko się dało.
Działo się to w czasach, gdy każda piłka była na wagę złota. Musieliśmy kombinować na podwórku, jak zdobyć nową. Nie mieliśmy pieniędzy, trzeba było pozbierać po meczu Lublinianki czy Motoru butelki i je sprzedać. Zbieraliśmy też złom i makulaturę. To był najprostszy sposób zarobienia paru groszy. Takie były czasy, lata sześćdziesiąte, inny świat. (...)
Mama widziała moją pasję do piłki, dlatego w tajemnicy przed ojcem musiała podpisać deklarację, że rodzice wyrażają zgodę na treningi syna w klubie. To był wymóg, bez którego nie mogłem zostać zawodnikiem Motoru. (…) Widział, że ciągle ganiam za piłką i chyba zrozumiał, że nie jest mi tego w stanie wybić z głowy, ale jeszcze próbował. Wrócił kiedyś z pracy, wziął wielkie nożyce, których używał do krojenia materiału, i przedziurawił mi piłkę. Strasznie płakałem i to kilka razy, bo taka akcja niestety się powtarzała. (...)
Ojciec miał ze swojego sklepu przy ulicy 1 Maja do domu kilkaset metrów. Musiał przejść przez stary most na Bystrzycy i skręcał w boczną uliczkę Buczka. Po drodze, na rogu dużego skrzyżowania był bar „WZ”. Kiedyś mężczyźni po pracy szli na kielicha, tak się mówiło. Nie codziennie, ale dość często. Wstępowali do najbliższego baru czy restauracji, wypili setkę wódki, zakąsili śledzikiem czy jakąś inną „garmażerką”, a przede wszystkim pogadali. Ludzie byli bardziej zżyci, mieli więcej czasu, by się spotkać i porozmawiać. Jednego dnia ojciec bardzo się zdziwił, gdy koledzy mu zakomunikowali:
– Janek, dziś nie płacisz, my stawiamy.
– Dlaczego?
– To nie wiesz? Przecież twój syn gra w reprezentacji Polski juniorów!
W ten sposób ojciec dowiedział się od kolegów, czym zajmowałem się po szkole. I nabrał szacunku do mojej piłkarskiej pasji. Zupełnie odpuścił, nigdy już nie próbował mnie odciągać od piłki, otrzymałem od niego pełne przyzwolenie na, już oficjalne, treningi w klubie, grę w Motorze i reprezentacji. Nie było dziurawienia piłek, żadnych zakazów. Powiedział tylko, że zabroni mi trenować, gdybym się za słabo uczył. Orłem w szkole nie byłem, ale zawsze przechodziłem do następnej klasy, więc wreszcie mogłem bez żadnych problemów robić to, co lubiłem najbardziej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski