Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Właśnie takiej dziewczyny brakowało na polskiej scenie rockowej

Rozmawiał Paweł Gzyl
Młoda, piękna i seksowna – ma wszystko, aby być gwiazdą rocka
Młoda, piękna i seksowna – ma wszystko, aby być gwiazdą rocka Fot. Ewa Kępys/ Kayax
Rozmowa z wokalistką i gitarzystką Agyness B. Marry, która zadebiutowała płytą „Agyness B. Marry”

– Twoją debiutancką płytę wydała właśnie wytwórnia Kayax. Z tego, co mi wiadomo, niełatwo jest tego dokonać. Jak Tobie się udało?

– Kiedy wymarzyłam sobie wydanie płyty w Kayxie, zawiozłam tam swoje pierwsze demo. Ponieważ długo nie było odzewu, zaczęłam pisać e-maile do każdego z menedżerów, których adresy znalazłam na stronie internetowej wytwórni. No i w końcu odpowiedział mi jeden z nich, że podoba mu się moja muzyka. „Skoro tak – to zróbmy coś z tym, pomóż mi” – odpisałam. Umówiliśmy się na kawę i dostałam propozycję zorganizowania zespołu, który będzie mi towarzyszył na koncertach czy nagraniach. Ponieważ poszło dobrze, podpisano ze mną kontrakt.

– Większość Twoich rówieśników próbuje robić karierę przez talent-shows. Dlaczego wybrałaś inną opcję?

– Moim zdaniem takie programy zabijają autentyczność. Wiadomo – kto wygra talent- -show, musi z rozdzielnika wydać płytę w dużym koncernie. Ale to wszystko jest sztuczne. Ja bym nie mogła pisać ani śpiewać czegoś, czego nie lubię. Chociaż przyznam szczerze, że kiedyś... poszłam do talent-show. Byłam zdesperowana, chciałam cokolwiek zrobić ze swoją muzyką, a nie wiedziałam, od czego zacząć. Ale na szczęście nie przeszłam eliminacji [śmiech]. Dlatego teraz nie ma obciachu.

– Od kiedy piszesz własne piosenki?

– Gram na gitarze już dziesięć lat. Nauczyłam się podstawowych chwytów w dwa tygodnie – i od razu zaczęłam wymyślać swoje piosenki. Czułam się, jakby ta gitara była stworzona dla mnie. Dlatego niektóre numery na płycie są bardzo stare – i mają prawie dziesięć lat! To cały przekrój przez moją twórczość.

– Cenisz sobie to, że mogłaś zamieścić na płycie całkowicie autorski materiał?

– Oczywiście. Nie wyobrażam sobie, abym mogła iść na kompromisy tylko dlatego, że ktoś inaczej słyszy niż ja. Te piosenki są bardzo osobiste – i opowiadają o moim życiu. Dlatego chcę, aby od początku były takie, jak sama je sobie wymyśliłam. To wymaga wiele wysiłku – ale wolę to niż zespołową pracę.

– A jak skompletowałaś własny zespół?

– Nagrałam demo w domu sama na kilku instrumentach. Nie miałam bowiem żadnych znajomych muzyków. Ale kiedy poznałam menedżera z Kayaxu, on polecił mi trzech chłopaków z Warszawy. Pograliśmy trochę – oni szybko się wykruszyli, bo to nie były ich klimaty. Całe szczęście trafiłam wtedy w domu kultury w moim rodzinnym Olsztynku na muzyków, którzy mi spasowali. Okazało się, że szybko znaleźliśmy wspólny język. Dlatego gramy razem.

– No właśnie: większość dziewczyn w Twoim wieku słucha popu, hip-hopu albo muzyki klubowej. A Ty wybrałaś siarczysty rock. Dlaczego?

– Kiedy byłam dzieckiem, słuchałam Britney Spears. Pewnego dnia usłyszałam „Stairway To Heaven” Led Zeppelin – i zakochałam się w takiej muzyce. Moja starsza siostra, która grała na gitarze, słuchała wtedy rocka i sporo rzeczy pokazała mi w tej muzyce. Wtedy miłość do Nirvany przypieczętowała zmianę mojego muzycznego gustu [śmiech].

– Wspominasz zespoły, w których wokalistami są mężczyźni. W Twoim głosie słychać echa wokalu Kory. To Twoja kobieca idolka?

– To, że sama jestem kobietą, nie oznacza, że muszę słuchać śpiewających kobiet. Nie ma takiej wokalistki, która by mnie zachwyciła tak jak Kurt z Nirvany czy Josh z The Queens Of The Stone Age. Niespecjalnie lubię też Maanam – szanuję ten zespół, bo to klasyka polskiego rocka, ale kompozycyjnie mi nie leży.

– Jak publiczność reaguje na Ciebie podczas koncertów?

– Mam za sobą wspólną trasę koncertową ze Sqbasem. Miałam więc już okazję stanąć oko w oko z publicznością. Po występach usłyszałam bardzo dużo pozytywnych opinii. Przychodzili ludzie i mówili, że właśnie takiej dziewczyny brakowało im na polskiej scenie rockowej. Byłam tym mile zaskoczona!

– Producentem płyty jest Maciek Cieślak z dawnej Ścianki. Jak się Wam pracowało?

– Początkowo nie wiedziałam, jak wygląda nagrywanie płyty, myślałam, że wystarczy wejść do studia, zarejestrować wszystkie partie i wyjść. Tymczasem okazało się, że dla Maćka brzmienie ma kluczowe znaczenie. To nie było tak jak na koncercie: że podepnie się gitarę – i jest czad. Dałam się więc poprowadzić Maćkowi niczym ojcu. Chociaż przyznam, że mocno między nami iskrzyło. Maciek ma mocną osobowość, ja podobnie – początkowo były więc momenty, że wychodziłam ze studia i płakałam. Ale w końcu coś zaskoczyło – może Maciek docenił moją muzykę? I ostatecznie bardzo podoba mi się to, co zrobiliśmy razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski