- Rozczarowana jest Pani wynikiem osiągniętym w snowboardowym halfpipie w rosyjskim kurorcie?
- Dlaczego miałabym być rozczarowana?
- Zajęciem dopiero 22. lokaty. Co prawda przed wyjazdem do Soczi mówiła Pani, że nie chce być w swej konkurencji ostatnia, ale potraktowałem tę deklarację w kategoriach żartu...
- I słusznie. Mierzyłam wyżej. Dlatego w pierwszym momencie czułam niedosyt, bowiem zaledwie 6 i pół punktu zabrakło mi do zakwalifikowania się do półfinałów. Później jednak pomyślałam sobie, że jak na debiut, to pozycja jest całkiem przyzwoita. A gdyby podczas drugiego przejazdu nie przytrafił mi się błąd, to byłaby ona jeszcze wyższa.
- Jak, w Pani przekonaniu, wypadła uroczystość otwarcia igrzysk?
- Nie ulega wątpliwości, że zrobiła wspaniałe wrażenie. Były momenty, gdy czułam się rzeczywiście jak w krainie magii, ale zdarzały się też chwile przestoju, podczas których niewiele się działo. Ale ten dzień z pewnością zapamiętam do końca życia.
- Gdy rozmawialiśmy przed Pani odlotem do Soczi zapewniła Pani, że nie boi się żadnych aktów terrorystycznych, o których możliwości głośno mówiło się w sportowym świecie.
- I miałam rację. Włos mi z głowy nie spadł, do Polski, jak pan widzi i słyszy, wróciłam cała i zdrowa. Nikt nas nie inwigilował, nie czułam, że strzegą mnie specjalne służby.
- Na warunki zakwaterowania też nie mogła Pani narzekać?
- Mieszkałam w wygodnym, schludnym dwuosobowym pokoju. Wraz ze swą trenerką Iwoną Kotułą.
- A jedzenie?
- Było tego dużo i zapewniam, że smakowało. Dominowała kuchnia włoska, azjatycka i rosyjska. Z naszych potraw trafić można było jedynie na kotlety. Ale przecież nie po to jechałam do Rosji, by opychać się polskimi przysmakami.
- Jak smakuje atmosfera igrzysk?
- Jest doprawdy niepowtarzalna. Wszyscy uczestnicy paradują w swych narodowych dresach, wszędzie słychać wielojęzyczny gwar.
- Myśli już Pani o następnych igrzyskach? Może podczas nich uda się pójść śladami Kamila Stocha, Zbigniewa Bródki czy Justyny Kowalczyk? Zazdrości im Pani złotych medali?
- Z całych sił dążyć będę do udziału w kolejnych igrzyskach. I do osiągnięcia na nich lepszego wyniku. Natomiast nie bardzo rozumiem, co ma pan na myśli mówiąc o zazdrości. Miałam to szczęście, że byłam na skoczni, gdy w powietrzu fruwał Kamil i stałam w okolicach linii mety, przed którą finiszowała Justyna. I wie pan co? Odczuwałam szczęście. Wielkie szczęście. I dumna byłam z tego, że jestem Polką. Zawsze zresztą głośno podkreślam swą narodowość. Bez względu na to, czy wygrywamy, czy uznajemy wyższość sportowców innych nacji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?