Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wnuk Piłsudskiego Polskę kocha, ale politykę omija szerokim łukiem

Rozmawia Katarzyna Kachel
Fot. Andrzej Banaś
– Nie jestem od tego, żeby bronić dziadka – mówi Krzysztof Jaraczewski. – Mogę argumentować i dyskutować. Jeśli ktoś to akceptuje, świetnie, jeśli nie – też dobrze. Zresztą ta kontrowersyjność marszałka wcale nie wydaje mi się być czymś złym.

– „Nie chodzi o lewicę czy prawicę, mam to w du… Mnie chodzi o Polskę” – mówił Marszałek. Dosadnie.

– I szczerze. Zawsze chodziło mu o budowanie mocnego państwa. Lewica i prawica były tego państwa elementami. Mogli się między sobą różnić, spierać, ale musieli zmierzać w jednym kierunku. Myśleć o Polsce.

– Mimo że to nie było proste myślenie. Piłsudski nieraz przyznawał, że przeklina Polaków i ten durny kraj. Tak było?

– Przeklinał, bo był człowiekiem szczerym i nie owijającym w bawełnę. Ale też zawsze tej Polsce wiernie służył. I potrafił to konkretnie i mocno wyrazić.

– Jaki był? Jak wspominała go babcia?

– Miałem 10 lat, gdy umarła. Tak więc jej opowieści nie miały nic wspólnego z wielką historią, legionami, ideą wolności. Babcia po prostu opowiadała mi o moim dziadku. Serdecznym, ciepłym człowieku. Chciała mi przekazać atmosferę, która panowała w domu.

– Portret dziadka wisiał na ścianie?

–Wisiał, ale w ogóle nie wyglądał na nim jak przywódca narodu, wielki marszałek. Nikim takim też dla mnie wówczas nie był. I choć babcia już wtedy skrupulatnie grupowała, opracowywała wszystkie pisma, które po nim zostały, mając świadomość, jak są ważne i cenne, ja nie zdawałem sobie z tego sprawy. Mnie, dziecku, jej prace kojarzyły się wówczas wyłącznie z wielkim kufrem pełnym tajemniczych dokumentów. No i z pamiątkami.

– Pamięta je Pan?

– Pamiętam, że były wciśnięte pod łóżko.

– A coś konkretnego?

– Zapamiętałem jedno zdjęcie. Dziadek stoi na nim w lesie razem z legionistami. Jest wojna, ale ja widzę tylko piękny krajobraz. Zupełnie dla mnie obcy. Bo to był suchy las. Iglasty. Dla mnie, dziecka wychowanego w Anglii, przyzwyczajonego do mokrych, liściastych lasów, było to całkowite zaskoczenie.

– Kto opowiadał Panu o historii?

– Ani historia, ani literatura nie dominowały w naszym domu. Ważny był zawsze czyn. Dlatego, gdy w kraju powstała opozycja, nasza rodzina była bardzo aktywna. Pomagaliśmy internowanym rodzinom, a moja siostra, Joanna, zaangażowała się w działalność ,,Solidarności”.

– Rodzice Pana zawsze mówili, że gdy tylko odrodzi się wolna Polska, pakujecie się i wracacie. Miał Pan w Anglii poczucie tymczasowości?

– Nie. Miałem normalne dzieciństwo i normalne życie. Jak każdy chłopak. Interesowałem się wieloma sprawami. I za tę „normalność” jestem ogromnie wdzięczny rodzicom.

–Kiedy pierwszy raz pomyślał Pan o dziadku: Marszałek, wódz?

– O znaczeniu dziadka dla polskiej historii uświadamiam sobie cały czas. Głównie od momentu, kiedy zdecydowałem się wziąć udział w konkursie na stanowisko dyrektora Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Bo to nie jest tak, że ja już wszystko wiem. Cały czas się uczę, odkrywam. Stawiam pytania i próbuję na nie odpowiedzieć. I dobrze mi w tej roli.

– Został Pan dyrektorem muzeum z poczucia obowiązku?

– Nie, to było inaczej. Gdy zamieszkaliśmy z żoną w Polsce, zaczęliśmy normalnie żyć. Ja wykładałem na wydziale architektury Politechniki Warszawskiej. Widząc starania Mamy i cioci Wandzi – starszej córki Józefa Piłsudskiego –o stworzenie Muzeum uznałem, że jest to idea na tyle wartościowa i cenna, że warto się tej inicjatywy podjąć. To jest moja motywacja. Nie było to poczucie obowiązku wobec dziadka, zachowania pamięci o nim. On z tym radę sobie da sam. Główną rolą muzeum nie jest podtrzymywanie legendy Piłsudskiego. Jego zadaniem jest przekazywanie społeczeństwu historii w sposób obiektywny i przystępny – nie tylko w rocznice i podczas uroczystości.

– Co te pamiątki, które udało się Panu zgromadzić w muzeum, mówią o Piłsudskim?
– Wiele. O jego życiu, temperamencie, upodobaniach. Wśród nich są rzeczy bardzo osobiste i cenne historycznie, jak buława, szable, mundur, korespondencja, pistolety, ordery oraz obrazy, między innymi Witkacego, Kossaków. Poszerzamy je, ale nie są to wciąż tradycyjne kolekcje muzealne. Nie stanowią kompletu. To bardziej zbiór narracyjny, który ma mówić o historii, walce o niepodległość. A w nim m.in. opowieści o legionistach, pamiętniki, grafiki. Naprawdę bardzo ciekawe i nieoczywiste. Bo uszkodzona menażka z okopów może dla kogoś być cenniejsza niż obraz.

– Jakie historie o dziadku opowiadała Panu mama?

– Bardzo różne. Wspominała, jak dała się ojcu nabrać. Miał dziadek bowiem zegarek kieszonkowy z zamykaną tarczą. Gdy chciał sprawdzić godzinę, prosił mamę, by otworzyła klapkę nosem. Była przekonana, że to jedyny sposób. Gdy zapytała go któregoś razu: jak sobie radzisz, gdy nie jestem blisko ciebie, odrzekł: proszę adiutanta.

– Był surowym ojcem?

– Nie, bardzo ciepłym, otwartym. Świetnie potrafił dzielić czas między służbę Polsce a rodzinę. Przy obiedzie zwykł opowiadać o historii, np. o Syberii, legionach. Miał też specyficzne, kresowe poczucie humoru.

– Raz rzekł do rannego żołnierza: O takie głupstwo krzyczysz, że… noga. Tamtemu głowę urwało, a nie krzyczy.

– Taki właśnie był.

– Słyszałam, że nie lubił pisać i dyktował wiele tekstów żonie?

– Trudno uwierzyć, że człowiek, który tyle napisał, korzystał z pomocy, prawda? Ale tak było. Dla mnie tworzyli w ten sposób nowoczesne małżeństwo. W Sulejówku pracowali do późnej nocy. Tyle że biedna babcia musiała potem wczesnym rankiem wstać, by zająć się dziećmi, a dziadek spokojnie mógł się wyspać.

– Dziadek czy marszałek. Jak Pan o nim myśli?

– Teraz już i tak, i tak. Gdy zostałem dyrektorem muzeum, częściej zacząłem mówić o dziadku marszałek. Ale gdy jadę spotkać się z rodziną czy potomkami legionistów, myślę o Piłsudskim jak o dziadku. Nie staram się nigdy w swoich wspomnieniach wybielać go, filtrować informacje. Przedstawiam historię taką, jaką była. Akceptuję ją, ale nie jest tak, że nie dostrzegam w niej żadnych pęknięć, niedociągnięć.

– Czy były sytuacje, że musiał Pan bronić Piłsudskiego, który dla wielu może być postacią kontrowersyjną?

– Nie jestem od tego, żeby bronić Piłsudskiego. Jako dyrektor mogę argumentować, dyskutować. I jeśli ktoś to akceptuje, świetnie, jeśli nie – to też dobrze. Tak sobie myślę, że ta kontrowersyjność też nie jest niczym złym, bo zmusza nas do przyglądania się naszej historii, dziedzictwu i temu, jak to wpływa na nas dzisiaj. Na nasze życie i wybory.

– Nie chciał Pan nigdy zostać politykiem?

– Absolutnie nie. Nie służyłoby to dobrze tym ideom, naszemu wspólnemu dziedzictwu, ze względu na fakt mojego bliskiego pokrewieństwa z Józefem Piłsudskim. Tym bardziej w tak politycznie i społecznie skomplikowanych czasach.

Jutro, 9 sierpnia, w Kielcach odbędzie się Ogólnopolski Zjazd Rodzin i Przyjaciół Legionów. Zjazd organizuje Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku i kielecki Urząd Miasta.

– Zainaugurujemy tam– jako pierwsi w Polsce – Internetowy Wykaz Legionistów Polskich 1914–1918, czyli bazę ponad 30 tys. kombatantów, którzy pod rozkazami Piłsudskiego walczyli o niepodległość Polski – mówi Krzysztof Jaraczewski.

Rodziny będą mogły dodawać na stronie swoje zapamiętane historie i zdjęcia.

– Będziemy mogli wymieniać się opowieściami, pokazać sobie pamiątki, które pozostały im po legionistach. To niezwykle ważne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski