Około godziny 19 niebo zrobiło się granatowo–zielone, a za chwilę, przy akompaniamencie porywistego wiatru, z nieba lunęły hektolitry deszczu połączonego z gradem. Na kilka godzin centrum wsi zamieniło się w rozlewisko.
Nakręcony amatorski film przez cały wieczór emitowała telewizja Polsat News, ilustrując doniesienia o nawałnicach z całej Polski. Gdy woda opadła, odsłoniła zamulone podwórka i budynki, zniszczone ogrodzenia. Z niektórych pól nie było co zbierać.
Choć w kilku sąsiednich wioskach skutki gradobicia były podobne, to właśnie mieszkańcy Łaganowa do dzisiaj czują największy żal. „Po powodzi i gradobiciu, jakich nigdy wcześniej nie było, od początku zwracaliśmy się o pomoc do urzędów odpowiedzialnych za tego typu działania. Spotykaliśmy się ze stwierdzeniami, że nasze oczekiwania są złudne” – napisali w liście, który został odczytany na sesji Rady Miejskiej.
Dlaczego o sprawie zrobiło się głośno dopiero teraz? Ponieważ okazało się, że mieszkańcy innych wsi, które ucierpiały podobnie, uzyskali o wiele wyższą pomoc. – Nasza miejscowość była jedną z najbardziej poszkodowanych, a prawie nikt nie skorzystał z pomocy. Jak można to w logiczny sposób wytłumaczyć? – mówią rolnicy i podają przykłady gospodarzy z Karwina czy Górki Jaklińskiej w gminie Koniusza, którzy niejednokrotnie z tytuły strat poniesionych w majątku, uzyskali wielotysięczne odszkodowania.
Dlatego na sesję Rady Miejskiej zostali zaproszeni przedstawiciele instytucji, które były odpowiedzialne za pomoc rolnikom. To oni mieli odpowiedzieć na ich zarzuty. Pierwszy z nich dotyczył chaosu informacyjnego.
Zdaniem rolników byli oni niedoinformowani, nie wiedzieli gdzie mają się zwrócić, w jaki sposób skorzystać z pomocy i w jakiej formie. „W naszym odczucia działała tylko poczta pantoflowa. Chaos informacyjny, różne instrukcje wypełniania wniosków, a w konsekwencji niewiedza spowodowały, że źle wypełnione wnioski skutkowały brakiem możliwości ubiegania się o pomoc przewidzianą w takich sytuacjach” – piszą.
Urzędnicy jednak uważają, że zarzut jest chybiony. Przekonują, że informacje o sposobie postępowania były dostępne na stronach internetowych, zostali też o tym poinformowani sołtysi. Dyrektor Wydziału Rolnictwa UW w Krakowie Stanisław Siemek przypomina, że podstawą domagania się pomocy jest wniosek, który rolnik powinien złożyć w terminie 10 dni od momentu wystąpienia szkody.
Kierująca Wydziałem Rolnictwa i Ochrony Środowiska UGiM w Proszowicach Małgorzata Kwiatkowska przypomina, że po gradobiciu z całej gminy wpłynęło od rolników ponad 500 wniosków, z czego około 50 z Łaganowa. – Nie można zatem mówić, że ludzie byli niedoinformowani – uważa.
Gdy wnioski trafiły do Urzędu Wojewódzkiego, wojewoda powołał komisje, które szacowały straty. Na tej podstawie rolnicy mogli się następnie ubiegać o pomoc socjalną (tzw. de minimis). W tym przypadku nie były to wielkie sumy. Za 1 hektar zniszczonych upraw rolnicy otrzymywali 100 zł, za 1 metr kwadratowy uprawy pod osłoną – 10 zł.
Można było jednak ubiegać się również o pomoc w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (tzw. działanie 126). W tym przypadku wysokość pomocy na odtworzenie potencjału gospodarstwa mogła sięgnąć kilkuset tysięcy. Jednak zdaniem rolników ten program „stał się dostępny tylko dla nielicznych i wybranych”. Ich zdaniem stało się tak dlatego, że nie byli właściwie poinstruowani o sposobie wypełniania wniosków.
Zdaniem przedstawicieli Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, pomoc trafiła do tych rolników, którzy spełniali stawiane warunki. Chodziło o 30-procentowe straty w uprawach i co najmniej 10 tys. zł szkód w środkach trwałych. W gminie Proszowice takie wnioski złożyło 216 osób, z czego 20 z Łaganowa. – Jak to możliwe, że w Łaganowie taką pomoc otrzymały dwie osoby, a w innych wioskach nawet po kilkadziesiąt – pyta radny Grzegorz Sopala.
– Mieszkańcy Łaganowa we wnioskach nie wpisywali strat w środkach trwałych. Z tego powodu nie mogły być one uwzględnione w czasie przyznawania pomocy – mówi dyrektor Siemek.
Mieszkańcy twierdzą, że nie byli właściwie poinformowani o sposobie wypełniania dokumentów, a wręcz wprowadzani w błąd, co do sposobu tego wypełniania.
Druga strona nie przyjmuje tej argumentacji. – Jak jest strata, to trzeba ją wpisać. My tylko zbieraliśmy wnioski. Ja rozumiem rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości rolników, ale to oni wypełniali wnioski – uważa Stanisław Siemek.
– Każdy z rolników sam najlepiej wiedział, co zostało zniszczone. Byliśmy w każdym gospodarstwie, z każdym omawialiśmy powstałe szkody. Rolnicy się pod tym podpisali. Jest mi bardzo przykro, że teraz jest poczucie krzywdy – mówi Małgorzata Kwiatkowska.
Z kolei Marta Zastawnik z Małopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego zapewnia, że w gminach Koniusza i Proszowice zasady wypełniania wniosków i oceny szkód przez komisje były identyczne.
Rolnicy mimo to są rozgoryczeni. Uważają, że przez błędy urzędników stracili szansę na pomoc. – Bezustannie utwierdzali nas w przekonaniu, że jesteśmy sami sobie winni, a oni należycie wypełnili swoje obowiązki – przekonują.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?