Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Woda opadła, zostało rozgoryczenie

Aleksander Gąciarz
Łaganów kilka dni po przejściu nawałnicy w czerwcu 2013 roku
Łaganów kilka dni po przejściu nawałnicy w czerwcu 2013 roku FOT. ALEKSANDER GĄCIARZ
Rolnictwo. Choć minęło już ponad półtora roku, w Łaganowie każdy pamięta co stało się 10 czerwca 2013 roku. Podproszowicka wioska przeżyła wówczas małą apokalipsę, spowodowaną przez nawałnicę.

Około godziny 19 niebo zrobiło się granatowo–zielone, a za chwilę, przy akompaniamencie porywistego wiatru, z nieba lunęły hektolitry deszczu połączonego z gradem. Na kilka godzin centrum wsi zamieniło się w rozlewisko.

Nakręcony amatorski film przez cały wieczór emitowała telewizja Polsat News, ilustrując doniesienia o nawałnicach z całej Polski. Gdy woda opadła, odsłoniła zamulone podwórka i budynki, zniszczone ogrodzenia. Z niektórych pól nie było co zbierać.

Choć w kilku sąsiednich wioskach skutki gradobicia były podobne, to właśnie mieszkańcy Łaganowa do dzisiaj czują największy żal. „Po powodzi i gradobiciu, jakich nigdy wcześniej nie było, od początku zwracaliśmy się o pomoc do urzędów odpowiedzialnych za tego typu działania. Spotykaliśmy się ze stwierdzeniami, że nasze oczekiwania są złudne” – napisali w liście, który został odczytany na sesji Rady Miejskiej.

Dlaczego o sprawie zrobiło się głośno dopiero teraz? Ponieważ okazało się, że mieszkańcy innych wsi, które ucierpiały podobnie, uzyskali o wiele wyższą pomoc. – Nasza miejscowość była jedną z najbardziej poszkodowanych, a prawie nikt nie skorzystał z pomocy. Jak można to w logiczny sposób wytłumaczyć? – mówią rolnicy i podają przykłady gospodarzy z Karwina czy Górki Jaklińskiej w gminie Koniusza, którzy niejednokrotnie z tytuły strat poniesionych w majątku, uzyskali wielotysięczne odszkodowania.

Dlatego na sesję Rady Miejskiej zostali zaproszeni przedstawiciele instytucji, które były odpowiedzialne za pomoc rolnikom. To oni mieli odpowiedzieć na ich zarzuty. Pierwszy z nich dotyczył chaosu informacyjnego.

Zdaniem rolników byli oni niedoinformowani, nie wiedzieli gdzie mają się zwrócić, w jaki sposób skorzystać z pomocy i w jakiej formie. „W naszym odczucia działała tylko poczta pantoflowa. Chaos informacyjny, różne instrukcje wypełniania wniosków, a w konsekwencji niewiedza spowodowały, że źle wypełnione wnioski skutkowały brakiem możliwości ubiegania się o pomoc przewidzianą w takich sytuacjach” – piszą.

Urzędnicy jednak uważają, że zarzut jest chybiony. Przekonują, że informacje o sposobie postępowania były dostępne na stronach internetowych, zostali też o tym poinformowani sołtysi. Dyrektor Wydziału Rolnictwa UW w Krakowie Stanisław Siemek przypomina, że podstawą domagania się pomocy jest wniosek, który rolnik powinien złożyć w terminie 10 dni od momentu wystąpienia szkody.

Kierująca Wydziałem Rolnictwa i Ochrony Środowiska UGiM w Proszo­wicach Małgorzata Kwiatkowska przypomina, że po gradobiciu z całej gminy wpłynęło od rolników ponad 500 wniosków, z czego około 50 z Łaga­nowa. – Nie można zatem mówić, że ludzie byli niedoinformowani – uważa.

Gdy wnioski trafiły do Urzędu Wojewódzkiego, wojewoda powołał komisje, które szacowały straty. Na tej podstawie rolnicy mogli się następnie ubiegać o pomoc socjalną (tzw. de minimis). W tym przypadku nie były to wielkie sumy. Za 1 hektar zniszczonych upraw rolnicy otrzymywali 100 zł, za 1 metr kwadratowy uprawy pod osłoną – 10 zł.

Można było jednak ubiegać się również o pomoc w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (tzw. działanie 126). W tym przypadku wysokość pomocy na odtworzenie potencjału gospodarstwa mogła sięgnąć kilkuset tysięcy. Jednak zdaniem rolników ten program „stał się dostępny tylko dla nielicznych i wybranych”. Ich zdaniem stało się tak dlatego, że nie byli właściwie poinstruowani o sposobie wypełniania wniosków.

Zdaniem przedstawicieli Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, pomoc trafiła do tych rolników, którzy spełniali stawiane warunki. Chodziło o 30-procentowe straty w uprawach i co najmniej 10 tys. zł szkód w środkach trwałych. W gminie Proszowice takie wnioski złożyło 216 osób, z czego 20 z Łaganowa. – Jak to możliwe, że w Łaganowie taką pomoc otrzymały dwie osoby, a w innych wioskach nawet po kilkadziesiąt – pyta radny Grzegorz Sopala.

– Mieszkańcy Łaganowa we wnioskach nie wpisywali strat w środkach trwałych. Z tego powodu nie mogły być one uwzględnione w czasie przyznawania pomocy – mówi dyrektor Siemek.

Mieszkańcy twierdzą, że nie byli właściwie poinformowani o sposobie wypełniania dokumentów, a wręcz wprowadzani w błąd, co do sposobu tego wypełniania.

Druga strona nie przyjmuje tej argumentacji. – Jak jest strata, to trzeba ją wpisać. My tylko zbieraliśmy wnioski. Ja rozumiem rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości rolników, ale to oni wypełniali wnioski – uważa Stanisław Siemek.

– Każdy z rolników sam najlepiej wiedział, co zostało zniszczone. Byliśmy w każdym gospodarstwie, z każdym omawialiśmy powstałe szkody. Rolnicy się pod tym podpisali. Jest mi bardzo przykro, że teraz jest poczucie krzywdy – mówi Małgorzata Kwiatkowska.

Z kolei Marta Zastawnik z Małopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego zapewnia, że w gminach Koniusza i Pro­szowice zasady wypełniania wniosków i oceny szkód przez komisje były identyczne.

Rolnicy mimo to są rozgoryczeni. Uważają, że przez błędy urzędników stracili szansę na pomoc. – Bezustannie utwierdzali nas w przekonaniu, że jesteśmy sami sobie winni, a oni należycie wypełnili swoje obowiązki – przekonują.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski