Wódka chłodzi się w lodówce

Przejście Roberta Lewandowskiego do Bayernu musiało się więc skończyć tym, czym się skończyło – w miniony weekend Polak też wypił piwo nawarzone w Bawarii. Gracze z Monachium wyluzowali się podczas Oktoberfestu, co w Niemczech jest czymś zwyczajnym i społecznie akceptowalnym.

U nas to by nie przeszło. Wyjścia piłkarzy na piwo w ogóle nie są obsługiwane przez media. Nie zamieszczamy ich zdjęć z butelką w ręku z bardzo prozaicznego powodu – musielibyśmy robić to co tydzień. Wszak najważniejsze hasło reklamowe polskiej ekstraklasy brzmi: „Piłkarze pili, piją i pić będą”. Ostatnio na gruncie krakowskim postanowił przypomnieć o nim Adam Marciniak z Cracovii. A także Igor Sypniewski, były piłkarz Wisły, którego historia życia jest od wczoraj dostępna w księgarniach.

Jedna z opowieści, spisanych przez Żelka Żyżyńskiego (prawdziwe nazwisko, nie pseudonim artystyczny) i Pawła Hochstima, jest bardzo pouczająca. Podczas zgrupowania we Włoszech Sypniewski postanowił napić się z Maciejem Żurawskim i Kamilem Kosowskim. Węszący na hotelowym korytarzu trener Franciszek Smuda wyczuł pismo (pardon – whisky) nosem i zrobił piłkarzom awanturę, grożąc, że ich odeśle do domu. By zdobyć dowód, przetrząsnął cały pokój, ale flaszki nie znalazł. Nie wpadł na to, że gorzała chłodziła się w lodówce...

Teraz rozumiem, dlaczego Smuda bez efektów walczył z pijaństwem w kadrze. Wprawdzie wyrzucił z niej Artura Boruca i Michała Żewłakowa, a potem Sławomira Peszkę, ale na tym poprzestał. Poniekąd go rozumiem, zapewne zrozumiał, że nie będzie miał kogo wstawić do składu na Euro.

Niepisaną tradycją w kadrze jest przeznaczanie pierwszego wieczoru zgrupowania na odreagowanie ligowych stresów. Z tego powodu nasi zaczynają „zajęcia” wieczór wcześniej niż w innych krajach. Więcej czasu na integrację potrzebują tylko Rosjanie, dlatego selekcjoner Fabio Capello zarządził zbiórkę już przed minionym weekendem.